Rozdział XXIX.

418 42 23
                                    


Tkwiłam na platformie sparaliżowana strachem. Potrafiłam tylko zadzierać żałośnie głowę w stronę czerwonej tarczy księżyca, który zdawał się zwiastować mój koniec.
Sunoo zniknął, a ciszę zaczęły przerywać kroki dochodzące z dołu, z każdą sekundą coraz bliższe. Ktoś wspinał się po schodach. Szedł po mnie.
Nie rzuciłam się do ucieczki. I tak nie miałabym szans umknąć wampirowi.
Odgłos stąpania po chwili zabrzmiał inaczej, przyspieszył. Był już na platformie. Był tuż za moimi plecami.

Jestem martwa.

Nie spojrzałam za siebie, nawet gdy poczułam chłodną dłoń na swoim ramieniu. Nie chciałam poznać twarzy swojego zabójcy.

– Y/N, wynosimy się stąd! – usłyszałam za sobą Mirai. Nie brzmiała na żądną mordu, tylko szalenie zdenerwowaną.
Kiedy tylko odwróciłam się i zobaczyłam jej twarz, wrzasnęłam na cały głos. Strużki krwi niczym łzy spływały jej z powiek po policzkach, a po parze oczu zostały jedynie broczące bruzdy.
Po omacku chwyciła moją dłoń i pociągnęła mnie w dół schodów. Co rusz traciła równowagę, mizernie podpierając się o ścianę i łapiąc się wszystkiego, co miała w zasięgu ręki.

– Co się stało z twoimi oczami?! – krzyknęłam, ledwo będąc w stanie dostosować się do jej chwiejnego kroku.

– Sama to sobie zrobiłam. Byłam w pobliżu i podsłuchałam rozmowę. Nie było czasu na nic innego.

– A Sunghoon? Co z nim?!

– Pozostali są w transie. Szukają cię. – Gdyby dziewczyna nie wlokła mnie uparcie za sobą, najpewniej słysząc te słowa znów bym zamarła. – Ale spokojnie, obronię cię, bez względu na wszystko. Obiecuję. Musisz tylko... – potknęła się nagle i upadła.

– Mirai!

– ...być moimi oczami. – Podniosła się szybko i znów pociągnęła mnie za rękę. – Trudno polegać na samym słuchu i węchu. Gdzieś tutaj były drzwi, pamiętasz? Gdyby tylko udało nam się do nich dotrzeć... Mów, co widzisz! Gdzie jesteśmy?

Nim zdążyłam odpowiedzieć, odwróciła raptownie głowę i bez ostrzeżenia stanęła jak wryta. W momencie, w którym wpadłam na nią od tyłu, ktoś przebiegł przed nami. Szarżował na nas z boku. Nie przewidział, że zmylimy go nagłym zatrzymaniem. Nie zdążył wyhamować. Z impetem zderzył się z przeciwległą ścianą. Pod wpływem uderzenia ściana zatrząsnęła się, pękła pod sam sufit. Wybiły się z niej mocowania metalowej półki, podtrzymującej ciężkie maszyny. Gzyms wraz z całą zawartością zwalił się wampirowi na głowę. 
W świetle lampy zdążyłam rozpoznać znajome rysy twarzy. 

– To Heeseung! – krzyknęłam przerażona. – Został przygnieciony!

– Nieważne! – Mirai mocniej szarpnęła mnie za sobą. – Powiedz, którędy do drzwi!

– N-nie wiem, straciłam zupełnie orientację w tych ciemnościach!

– Mnie to mówisz?

Usłyszałyśmy łomot. Regały przed nami kolejno zaczęły obalać się jak domino. Ostatni upadł prosto do naszych stóp. Wyłonił się zza niego Jake. Mirai targnęła mnie za ramię i zaciągnęła w inną stronę. W ostatniej chwili uratowała mnie przed schwytaniem przez chłopaka.
Rzuciłyśmy się za najbliższy, stojący jeszcze regał. Krzyknęłam przerażona, gdy Jake przebił się przez płytę ręką. Nie sięgnął mnie znów ledwie o kilka centymetrów.
Biegłyśmy dalej, zmieniając co jakiś czas kierunek, bezskutecznie próbując go zgubić. Labirynt mebli wcale go nie spowolnił. Przedzierał się przez niego siłą, wyrywając półki, przewracając wszystko na swojej drodze.

The Invitation | ENHYPEN | Park SunghoonWo Geschichten leben. Entdecke jetzt