Rozdział I.

1.1K 47 41
                                    


Porównałam adres z zaproszenia z numerem na ogrodzeniu. Wszystko się zgadzało. Nawet gdybym miała wątpliwości, atmosfera tego miejsca szybko by je rozwiała. Zmierzyłam dom wzrokiem. Był ogromny. Ktokolwiek tutaj mieszkał, musiał być naprawdę bogaty. I właśnie organizował najgrubszą domówkę w całej okolicy. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego.
Muzykę dochodzącą ze środka można było się usłyszeć aż stąd. Podobnie, jak śmiechy i rozmowy gości. Stanęłam na palcach, wyglądając za ogrodzenie. Przez okna dało się zobaczyć kolorowe, migające światła, zwisające z sufitu serpentyny i natłok bawiących się ludzi. Impreza wychodziła nawet na zewnątrz. Ogród ozdobiono balonami. Na tarasie siedziało kilku nastolatków, którzy pochłonięci rozmową nie zauważyli mojego podglądania.
Na samą myśl o moim nagłym najściu czułam się niezręcznie. Ale nie miałam zamiaru przychodzić tutaj na marne i tchórzyć.
Z wielkim wahaniem popchnęłam furtkę. Na szczęście była otwarta. Szybkim krokiem przebyłam dystans do ganku. Wspięłam się po kilku schodkach i stanęłam przed drzwiami. Nerwowo poprawiłam kokardę przy kołnierzu i przygładziłam spódnicę. Upewniłam się, że moje włosy są ułożone. Jakby mój wygląd robił jakąś różnicę. Nie wiem, dlaczego się tak denerwuję.

Powinnam zapukać, czy zadzwonić? Nikt nie usłyszy pukania. Ale dzwonek może zwrócić za dużą uwagę, a ja chcę tylko załatwić pewną sprawę.

Zapukam.

Odchrząknęłam mocno. Zdecydowanym ruchem uniosłam rękę. Gałka nagle zaczęła się przekręcać, kiedy moją pięść i drzwi dzieliło kilka milimetrów. Wyłonił się zza nich ciemnowłosy chłopak. Otwierając, jednocześnie rozmawiał z kimś ze środka. Zupełnie mnie nie zauważył. Dopiero gdy prawie dostałam drzwiami, spojrzał w moją stronę. Zastygł bez ruchu, a na jego twarzy pojawiło się wielkie zaskoczenie.

— Och. — Uśmiechnął się zakłopotany. — Cześć.

— Hej... — odpowiedziałam równie skrępowana.
Przypatrzyłam mu się uważnie. Podobnie jak ja, miał na sobie szkolny mundurek. Zerknęłam na herb na jego marynarce. Decelis? Kolejna nieznana szkoła dzisiejszego wieczoru. Zresztą, nie miało to znaczenia. Chciałam natychmiast przejść do rzeczy, ale chłopak szybko przekreślił moje starania.

— Co cię tu sprowadza? — zapytał, patrząc na mnie przyjacielsko.

— Ja... chciałam tylko zapytać, czy jest tutaj ktoś, kto mógłby być właścicielem tej książki? — W pośpiechu wygrzebałam z mojej torby wspomniany przedmiot. Pokazałam go chłopakowi. — Znalazłam ją na przystanku. Wygląda na starą i bardzo wartościową. Nikt na pewno nie chciałby jej zgubić i...

Chłopak przyjrzał się okładce i zaśmiał pod nosem.

— Myślę, że znam osobę, do której to należy. Pewnie nawet nie wie, że coś zgubił. Na pewno będzie szczęśliwy. Że też aż do nas przyszłaś, żeby ją zwrócić. To miło z twojej strony.

— To nic takiego.

— Jak tu trafiłaś?

— W książce było zaproszenie na tę imprezę — odpowiedziałam, wyjmując je z kieszeni marynarki i pokazując chłopakowi. Ten pokiwał głową, jakby wyglądało znajomo.

— To jak, wejdziesz na drinka? — zaproponował z uśmiechem.

— Przyszłam tylko zwrócić książkę — wytłumaczyłam. Nie chciałam, żeby wyglądało to, jakbym oczekiwała czegoś w zamian albo co gorsza, próbowała się wprosić.

— Przecież masz nawet zaproszenie — zażartował nieznajomy.

— To przypadek. Było włożone do środka.

The Invitation | ENHYPEN | Park SunghoonWhere stories live. Discover now