Rozdział 14

295 21 0
                                    


POV Aslan 

 Późnym południem dostałem informację, że wszystko szło zgodnie z planem i na wieczór miałem zaplanowany lot do Los Angeles. Ostatni raz przeszedłem się po korytarzach rezydencji. W głowie odtwarzałem najmniejsze szczegóły chaotycznego planu. Miałem chwile by prześledzić ostatnie postępowania Blake. Zasięgnąć języka i dowiedzieć się jakie zlecenie dostała. Gdzie przebywała przez ostatnie tygodnie i ile osób jej szukało by dorwać jej głowę. W ciągu dwóch godzin wiedziałem co chciałem i nie wszystko mi się spodobało. Nie podobały mi się wewnętrzne wiadomości. Rada zabójców z południowej części Kalifornii nie była zachwycona z działań i postępowania kobiety. Ich mniejszości nie podobało się to, że Blake zbierała wszystkie zlecenia. Zgarniała im robotę, a oni się obrażali, jak dzieci w piaskownicy, którym zabierało się łopatkę. Jako zabójcy uważający, że cokolwiek znaczą w tym świecie, w takich wypadkach powinni zacząć kopać łapami, a nie się burzyć i usiłować zneutralizować przeszkodę. Rynek zabójców był ciężki. Każdy próbował zgarnąć dla siebie poklask i wyeliminować konkurencję. Dowiedziałem się, że wyznaczyli nagrodę za jej głowę. Wkurwiłem się. Nikt nie powinien wyznaczyć nagrody za głowę mojej zabójczyni. Powinni poinformować mnie o tym i poczekać na moją zgodę. A jej nigdy by nie dostali.

 Niech liczą swój czas, bo nie miałem zamiaru im tego odpuścić.

— Panie Carrington? — Gosposia zatrzymała się na drugim końcu korytarza. Nie podeszła bliżej zachowując odpowiedni dla siebie dystans. — Pana ludzie prosili by przekazać panu informację o gotowości kierowcy.

 Zerknąłem na zegarek. Punktualność to coś co zawsze szanowałem. Moi dobrze to wiedzieli i starali się nie spóźniać.

— Dziękuję za informację. — Skinąłem w podzięce. — Powinniśmy wrócić nad ranem do rezydencji. Do tego czasu przygotujcie jedną z sypialni gościnnych na moim piętrze. Do łóżka zamocujcie łańcuchy z kajdanami.

— Łańcuchy? Będzie trzeba wiercić w ścianie. — Skonsternowana przechyliła do boku głowę. Moja prośba ją zaskoczyła.

— Przewierćcie je do podłogi po obu stronach łóżka. Niech łańcuch ma z dwa metry długości. Nasz gość będzie musiał być skorumpowany, ale nie chcę zabierać jej wiele przestrzeni.

— To po co łańcuchy? — wypaliła bez zastanowienia. Czując na sobie mój znaczący wzrok skuliła się w ramionach. — Przepraszam, panie Carrington. Nie powinnam pytać.

— Nasz gość jest niebezpieczny dla wszystkich w zasięgu ręki. Po powrocie może być bardzo rozdrażniona, a łańcuchy to kwestia bezpieczeństwa. Upewnijcie się, że będą dobrze przytwierdzone do ziemi.

— Dobrze. Poproszę któregoś z mężczyzn o zamontowanie ich. Czy mogę jeszcze panu w czymś pomóc?

— Nie dziękuję.

 To co planowałem dla panny Henderson było niebezpieczne. Czułem w kościach, że jej furię odczują wszyscy w naszym towarzystwie. Miałem zamiar sprawić, że Blake poczuje się obnażona ze swoich mocnych stron. W planach było uśpienie jej, wsadzenie w samolot i sprowadzenie do miasta. Innym słowem: Zamierzałem ją uprowadzić, uwydatnić jej słabości, czym odrobinę bym się zemścił za jej lekceważące podejście i udowodnić, że nie była taka cwana za jaką się uważała.

— Wszystko przygotowane? — zapytałem, zatrzymując się przed kolumną pojazdów. Tylko dwa z nich miały wyruszyć w podróż.

 Postawni mężczyźni wpakowywali ostatnie walizki z amunicją i pistoletami na tylną kanapę samochodu. Jeden z nich podszedł do mnie z platynową walizką. Otworzył ją racząc mnie widokiem środka usypiającego i strzałek.

Na Drodze Wyboru +18Where stories live. Discover now