Rozdział 11

247 12 0
                                    


POV Stormie 

 Mijały długie dni i tygodnie odkąd wyfrunęłam z San Francisco na rzecz zleceń poza murami miasta należącego do Damiena Williamsa. Nieprędko miałam zamiar tam wrócić, co trochę drażniło władcę. Aslan niejednokrotnie usiłował się ze mną skontaktować, lecz nieskutecznie. Mógł pisać przez komunikatory, mógł wysyłać do mnie zwiadowców, którzy starali się mnie wytropić, ale nieskutecznie, bo trudno było mnie znaleźć, gdy nie chciałam być odnaleziona. Carrington poszedł o krok dalej i zlecił mi jedno zabójstwo z jego ręki bylebym wróciła na znajomy teren.

 Jego desperacja powalała mnie na łopatki - ze śmiechu, jednakże czułam co go motywowało. Aslan Carrington był mężczyzną, który nade wszystko lubił mieć wszystko pod kontrolą. Lubił czuć tę kontrolę. Sam mawiał, że chaos musiał być kontrolowany. Luźno puszczał łańcuchy. Pozwalał na wiele, ale w granicach rozsądku. W jego granicach, tych które sam wyznaczał i miał nad nimi pełną władzę.

 Dlatego tak zależało mu, żebym wróciła na swój teren. Chciał mieć przy sobie swojego najlepszego zabójcę. Najniebezpieczniejszą osobę, która była wolnym strzelcem, niezobowiązana żadną umową. Byłam zdolna do wszystkiego. A takich ludzi chciało się mieć blisko. Dzieląca nas odległość mu nie służyła, a mnie wręcz przeciwnie. On wyrywał sobie włosy, które już były nieskazitelnie srebrzyste, więc nie mogły siwieć, a ja czułam się lepiej z daleka od niego. Pozbawiona jego obecności lepiej funkcjonowałam. Wróciłam do swojej prawidłowej skorupy. Nosiłam postrach, ludzie się mnie coraz bardziej obawiali. Aż poczułam się jak na etapie kariery, gdzie zyskałam największą popularność, bo wtedy powstała o mnie legenda.

 Legenda odżyła, a nawet została podrasowana. Rynsztok ponownie zawrzał i to za moją sprawą. Ostatnie zabójstwa odbijały się szerokim echem. Każde, niezależenie od sposobu, zabójstwa podkreślałam w specyficzny sposób. Podrzynałam martwym gardła. Zostawałam ich głowy na rąbkach tkanek. Czasami mi się ręka omsknęła i leciały całe głowy. Zaszyfrowanym kanałem wysyłałam zdjęcia z dowodem zabójstwa. Z czasem zyskałam nowe przezwiska. Nie byłam już tylko legendą Kalifornii, czy śmiercią. Zostałam rozpruwaczem. Nazwali mnie tak na przykładzie Kuby Rozpruwacza. Niewiele się różniliśmy. Oboje zabijaliśmy, oboje zostawialiśmy jakiś charakterystyczny znak.

 Nie planowałam tego. Nie planowałam, żeby ludzie mnie tak postrzegali. Zwyczajnie, specyfika podrzynania gardeł wydała mi się interesująca. Było to coś nowego. Krew tryskająca we wszystkie strony i spływająca po ciele działała na mnie. Podobało mi się to. Czułam się wtedy spełniona. Zabijanie zyskało nowy sens.

 Przez te kilka tygodni nie spoczęłam na laurach, ani nie zabijałam wiele. Pod tym względem stałam się wybredna. Mniejsze zlecenia oddałam niszowym zabójcą, sobie zostawiłam wymagających ludzi. Tych bardziej niebezpiecznych. Mężczyzn i kobiet, którzy liczyli się w rynsztoku. Nie tykałam bezwartościowych dilerów, którzy nie wyrabiali się z wpłatami, czy zamiast sprzedać narkotyki, sami je zażywali marnując towar. Nie zajmowałam się złodziejami. Tylko grube ryby. Obiecałam to sobie.

***

— Madox? — szepnęłam w przestrzeń słysząc niepożądany hałas. — Mad, jeśli znowu szarpiesz się z szopem i generujesz hałas, to sama wepchnę ci szopa do gardła.

 Odstąpiłam od biurka, dwoma przyciskami zablokowałam komputery. Sięgnęłam pod biurko po broń. Przylegając do ściany podeszłam do schodów. Nie zapalałam światła, nie rozsuwałam rolet. Polegałam na swojej orientacji w terenie i na ciemności. Ona zawsze była moim sprzymierzeńcem.

 Śledząc opuszkami ściany przeszłam na wyższe piętro. Góra była dla mnie centrum obserwacyjnym. Zatrzymałam się przed stanowiskiem z lornetką. Pochwyciwszy ją kolejny dźwięk rozniósł się po zewnątrz. Spodziewałam się, że niektórzy nie byli pocieszeni ze zmiany zamieszkania. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś zorientuje się gdzie przebywałam i zechcę mnie zabić albo sprowadzić do Aslana Carringtona. Jednak liczyłam, że nastąpi to później niż wcześniej.

Na Drodze Wyboru +18Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon