Rozdział dziewiętnasty

Začať od začiatku
                                    

– Próbuję!

Hardy wzdycha niecierpliwie i sięga do mnie, jakby zamierzał wejść do środka i mi pomóc, ale w tej samej chwili coś ściąga go z samochodu. Słyszę przekleństwo i łupnięcie w ziemię, a potem jakąś kotłowaninę. Krzyczę jego imię, ale Hardy już nie odpowiada. Za to po chwili słyszę donośny zwierzęcy ryk. Co tam się dzieje?!

Rozpinam w końcu pas i próbuję wydostać się z samochodu, ale właśnie wtedy wrak przesuwa się, a ja tracę równowagę. Lecę prosto na kierownicę, gdy nagle pojazd kiwa się i przewraca na dach. Drę się i upadam, wbijając sobie coś między żebra. Osłaniam głowę ramionami, kiedy wrak znowu przesuwa się po asfalcie, na szczęście jednak nie obraca się dalej. Pełznę do wyjścia, które teraz mam na poziomie ziemi, ranię sobie skórę o rozbite szkło, ale nawet tego nie czuję. Chcę się tylko stąd wydostać.

Wypadam w końcu na asfalt, a moim oczom ukazuje się niepokojący widok.

Na skrzyżowaniu widzę przynajmniej kilka przemienionych hien. Z dwoma z nich walczy ogromny kodiak, kotłując się po zatłoczonej arterii; samochody uciekają z drogi, zawracają, jeśli mogą, a reszta stoi w korku za skrzyżowaniem. Kolejną z hien goni sporych rozmiarów wilk, w którym rozpoznaję Remy'ego. Pepper w swoim pięknym białym kombinezonie walczy przy swoim samochodzie, opróżniając magazynek prosto w kolejnego napastnika.

Zanim zorientuję się w sytuacji, gdzieś obok siebie słyszę ten znajomy śmiech hieny. Odwracam głowę, by zobaczyć kolejną, która zbliża się prosto do mnie. Nie biegnie, jest czujna, szczerzy zęby, wyraźnie gotowa wgryźć się w moją tętnicę szyjną. Zamieram.

Nie potrafię zmienić się w zwierzę. Nie mam nawet pistoletu jak Pepper. Jestem w takiej sytuacji totalnie bezbronna.

Chwytam jakiś większy odłamek szła i ściskam go w dłoni kurczowo, gotowa na walkę. Nie oddam skóry tanio. Podnoszę się na nogi i kucam na asfalcie, choć nie jest to łatwo zrobić w obcisłej sukience, i czekam na atak.

On jednak nie nadchodzi. W ostatniej chwili, gdy hiena się na mnie rzuca, ogromny kodiak zasłania mnie swoim ciałem. Hiena wgryza się w jego szyję, a niedźwiedź ryczy i szarpie głową, próbując go z siebie zrzucić. Piszczę, kiedy szamocząc się, niemal na mnie wpadają, a potem kodiak zrzuca z siebie hienę, która koziołkuje kawałek po asfalcie, by w końcu się zatrzymać i spojrzeć na nas z nienawiścią.

Kodiak ogląda się na mnie niespokojnie i przekrzywia głowę.

– Nic mi nie jest – zapewniam drżąco, na co odwraca się z powrotem do atakującej nas hieny.

Zasłania mnie swoim ogromnym ciałem, gdy napastnik ponownie się na nas rzuca. Rozwiera szczęki i już po chwili zamyka w nich szyję hieny, by następnie zacisnąć je tak mocno, że zwierzę pada na ziemię bez ruchu. Zanim jednak zdążę się nad tym zastanowić, dwie inne hieny, te same, które atakowały wcześniej Hardy'ego, rzucają się na nas z drugiej strony.

Walka jest krwawa, brutalna i tak szybka, że ledwie udaje mi się zarejestrować ją wzrokiem. Hieny próbują odciągnąć Hardy'ego ode mnie, ale on się nie daje, nawet jeśli to oznacza kolejne ugryzienie jednego ze zmiennych. Konsekwentnie chroni mnie własnym ciałem, raz nawet, gdy jedna z hien przedziera się tuż do mnie, nadstawia łapę, by ugryzła ją zamiast mnie. Cofam się z piskiem pod sam samochód, nie chcę jednak z powrotem wchodzić do środka w obawie, że ktoś – zapewne Hardy – znowu go przesunie.

Po chwili do walki dołącza wilk, rozdzierając gardło jednej z hien, a potem kodiak uderzeniem łapy pozbawia ostatnią z nich połowy pyska, aż zakrwawiona pada na ziemię. Wilk z niedźwiedziem wymieniają spojrzenia, po czym wilk kiwa głową i biegnie gdzieś, zapewne żeby sprawdzić otoczenie. W tej samej chwili pojawia się Pepper.

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now