Rozdział szesnasty

3.8K 658 99
                                    

Łapcie bonus! <3

#przyslugawatt

Hardy jest wkurzony.

Nie potrzebuję sięgać do jego emocji, by to rozpoznać. Widzę to po zaciśniętych szczękach, mięśniu pulsującym mu w policzku i zmrużonych oczach ciskających błyskawice.

Ciekawe, o co chodzi mu tym razem? Może według niego w ogóle nie powinno mnie tu być? Może zakładał, że zrozumiem aluzję, gdy mnie porzucił, i wrócę do domu?

– Tabby właśnie uśpiła mojego wilka! – krzyczy z podekscytowaniem Jaxon. – Nawet go nie czuję! To jest ekstra!

– To ekstra, że nie czujesz swojego wilka? – dziwię się.

Jaxon uśmiecha się do mnie beztrosko.

– No, to cholernie dziwne, więc trochę też ekstra. Masz zajebiste umiejętności!

– To prawda. – Killian patrzy na mnie z dumą. – Jesteś w tym naprawdę dobra, Tabby.

Hardy robi kilka kolejnych dudniących kroków, aż zatrzymuje się w salonie, tuż nad nami. Zakłada ramiona na piersi, chyba specjalnie po to, żebym gapiła się na jego napinające się bicepsy. Bo chociaż wcale tego nie chcę, zadzieram głowę i na niego spoglądam. Jest ponury i naprawdę zły.

Powinnam się tym przejmować czy niekoniecznie?

– Co tu się właściwie dzieje? – warczy.

– Byłam umówiona na dwunastą z Killianem, pamiętasz? – pytam ostrożnie.

– MY byliśmy umówieni – prostuje. – A ty mogłaś...

– Co, odwołać jego wizytę, bo cię nie było? – kończę za niego ze zdziwieniem. – Nie będę marnować czasu Killiana, bo ty miałeś lepsze rzeczy do roboty. Znaleźliśmy zastępstwo i tyle. Jax chętnie mi pomógł.

Jaxon unosi oba kciuki, szczerząc się idiotycznie, a Hardy się krzywi.

– Ciekawe, czego chciał w zamian.

– Już niczego – zapewnia Jax pospiesznie. – Bycie królikiem doświadczalnym mi wystarczy, to ekstra zabawa! Mam nadzieję, że kiedyś, jak już znajdę swoją partnerkę, też będzie taka odjechana jak wy wszystkie.

Wow. Chyba powinnam uznać te słowa za komplement.

– Dzięki – śmieję się. – A teraz...

– Teraz wypierdalaj z mojego domu – przerywa mi Hardy. – Tabby w ogóle nie powinna cię była tu wpuszczać. Zaprosiłem tylko Burke'a.

Jezu, co za palant.

– Słuchaj, przepraszam, że nadużyłam twojej gościnności – mówię, siląc się na spokój, żeby Killian nie zauważył, jak bardzo ten facet wyprowadza mnie z równowagi. – Potrzebowałam zmiennego, ciebie nie było, a Jax znajdował się pod ręką. Nie wyproszę go, dopóki nie obudzimy na nowo jego wilka, bo nie chcę powtórki z Younga, ale potem równie dobrze wszyscy możemy stąd zniknąć, jeśli ci przeszkadzamy.

Hardy posyła mi wkurzone spojrzenie, po czym odwraca się i rusza do wyjścia z salonu. Rozkładam bezradnie ręce, patrząc na Killiana i Jaxa. Obaj zdają się raczej rozbawieni.

– Ty zostajesz – oznajmia Hardy, odwracając się w wyjściu i wskazując na mnie palcem. – Reszta wychodzi, gdy tylko skończycie. Jasne?

– Tabby powinna jeszcze poćwiczyć, zanim zajmie się Youngiem – wtrąca spokojnie Killian. – Najlepiej, gdyby mogła użyć Jaxona...

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONETahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon