Rozdział dwudziesty siódmy

4.2K 663 72
                                    

Łapcie bonus!

#przyslugawatt

Hardy odpycha mnie do tyłu, aż cofam się pod grobowiec i przytulam do niego plecami. Kodiak nie traci czasu, żeby się rozbierać, tylko od razu się przemienia.

Ledwie zdąży to zrobić, hieny już nas atakują. Bardzo szybko tracę rozeznanie, czy to ludzie Younga, czy ci drudzy, którzy, jak przypuszczam, trzymają z Viperem. Nagle każdy walczy z każdym i przestaję w ogóle rozumieć, co się wokół mnie dzieje. Widzę tylko szybko migające mi przed oczami futro i zwierzęce kły.

Hieny rzucają się na hieny, wilkołaki walczą z wszystkimi dookoła; Ian i Jaxon też już się przemienili i przyłączyli do walki. Hardy atakuje przeciwników, stara się jednak nie odsuwać za bardzo, żeby ciągle móc mnie ubezpieczać. Nagle czuję dotyk czyjejś dłoni na ramieniu i zostaję wciągnięta za Killiana, który staje przede mną i osłania mnie własnym ciałem.

W takich sytuacjach jak ta chyba jednak bywam damą w opałach.

Killian odsuwa mnie gwałtownie, gdy któraś z hien rzuca się prosto na nas. Kodiak kłapie wielkim łbem, pochwytując szyję przeciwnika w swoje ogromne szczęki, po czym szarpie mocno, aż hiena wiotczeje w jego uścisku. Wypuszcza ją z pyska i ryczy na cały głos, aż reszta zmiennych na cmentarzu zatrzymuje się w pół ruchu i gapi na niego.

A potem ci, którzy przeżyli, czmychają, zostawiając nas samych.

Na przejściu w alejce leżą dwa ciała należące do hien. Gdy zmieniają się z powrotem w ludzi, nie rozpoznaję żadnego z nich, co oznacza, że zarówno Young, jak i Viper uszli z życiem. Dopiero po chwili, gdy Killian przyciąga mnie do siebie bliżej, czuję, że się trzęsę. Nagle spływa na mnie fala spokoju, więc szarpię się do tyłu i wysuwam z jego uścisku.

– Nie rób tego – mówię ostro.

Killian unosi dłonie.

– Przepraszam. Chciałem tylko pomóc.

Dwa wilkołaki, które zdążyły wcześniej zdjąć z siebie ubrania, przemieniają się z powrotem w ludzi i ubierają. Hardy natomiast, Ian i Jax nadal pozostają w zwierzęcych formach. Jeden ze zmiennych zwraca się do mnie.

– Ian, Jax i Hardy mają zapasowe ubrania w samochodach – wyjaśnia. – Idź z Hardym. Przemieni się przy aucie.

Patrzę pytająco na Killiana.

– Nie obrazisz się, jeśli cię zostawię?

– Oczywiście że nie – śmieje się. – Ale zadzwoń do mnie. Wisisz mi kolację. Chociaż dzisiaj było tak ciekawie, że właściwie powinno mi to wystarczyć jako zapłata.

Hardy warczy, a ja wiem, co chciałby powiedzieć, gdyby był w ludzkiej formie. Ściskam dłoń Killiana, po czym żegnam się z resztą i obok wielkiego kodiaka ruszam ku wyjściu z cmentarza.

Wilkołaki bardzo szybko przechodzą do porządku dziennego nad walką, która tu przed chwilą miała miejsce, ale mnie nie idzie to tak łatwo. Nawet mimo interwencji Killiana przez większość drogi na zewnątrz jestem roztrzęsiona i wciąż przypominam sobie brutalny atak hien. Och, oni z pewnością nie biorą jeńców. Chcieli nas zabić.

Tylko nawet nie wiem którzy. Czy Viper przez to, że nie przyjęliśmy jego oferty? Czy raczej Young, uznawszy, że wprowadziliśmy go prosto w zasadzkę?

I jakie właściwie będziemy mieć z tego powodu problemy?

Samochód Hardy'ego jest zaparkowany kawałek w dół ulicy od wejścia na cmentarz, więc musimy przejść się chodnikiem, gdzie nie jest już tak pusto jak między grobowcami. Kilku przechodniów z jawnym przerażeniem przygląda się grzecznie idącemu obok mnie kodiakowi. Uśmiecham się do nich, ale na niewiele się to zdaje, i tak uciekają w popłochu.

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now