[10]

14 1 0
                                    

Hermiona cały dzień wyklinała swój szlaban u Snape'a. W końcu, miała przecież rację! Żaden nauczyciel nie miał prawa obrażać swoich uczniów, nawet gdy popełniają błędy. Kiedy nastała bolesna data, nie było rady. Jedynie śmiertelna kontuzja, bądź nagły zgon mółby uchronić ją przed odbyciem kary.

Wzięła głęboki wdech i zapukała do żelaznych drzwi Lochów.

- Wejść - powiedział stanowczy głos zza drzwi.

Pociągnęła za klamkę i przestąpiła próg. W klasie panował półmrok. Jedynie niewielka świeca zlokalizowana na biurku mężczyzny nieco oświetlała jej otoczenie. Hermiona stanęła bez słowa tuż przy nim, oczekując na polecenia. Do tej pory nigdy nie zasłużyła sobie na to, aby zostawać po lekcjach w Lochach. Snape jednak celowo zdawał się ignorować jej obecność, wciąż skupiając się na ocenianiu esejów. Dziewczyna czuła się zirytowana.

- Profesorze Snape? - zapytała, starając się ukryć wszelką nienawiść którą żywiła po ich ostatniej wspólnej lekcji.

Mężczyzna uniósł sarkstycznie brew do góry.

- Kogo my tu mamy ‐ prychnął. - Kociołki są na zapleczu. Swoją różdżkę zostaw tutaj.

Ciemnowłosy wskazał dłonią kwałek blatu znajdujący tuż koło stosu sprawdzanych prac. Gryfonka bez słowa wykonała polecenie i chwilę potem maszerowała ze stosem brudnych kociołków. Kiedy policzyła ile dokładnie ich było, miała ochotę się popłakać. O nie, nie! Nie zrobi tego, w życiu nie zrobi tego przed Snapem. W sumie przecież pochodzila z mugolskiego domu, zmywanie naczyń nie było jej obce. Chwyciła gąbkę w swoją dłoń i zabrała się do pracy.

- Granger?

Dziewczyna uniosła pytający wzrok, zastanawiając się czy aby napewno nic jej się nie przesłyszało.

- Dlaczego nie dokończyłaś na ostatniej lekcji swojego eliksiru Wielosokowego? - mruknął obojętnym tonem, zakreślając swoim piórem idiotyczną część tekstu jednego z wypracowań. - Twoja praca potwierdza, że posiadałaś minimum niezbędnej wiedzy do jego wykonania.

Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę. Hermiona, to nauczyciel. W dodatku nie byle jaki, a sam Snape. Co prawda jest wkurzający i gburowaty, ale dasz radę. Pamiętaj, staraj się być po prostu spokojna...

- Zdenerwowałam się. W tamtym momencie nie miałam do tego głowy - przyznała szczerze po chwili. - Wciąż uważam, że pana uwaga była nie na miejscu.

- Ach tak? - mężczyzna wstał zza biurka i podszedł bliżej niej. Jego ton głosu był oschły i zimny. - Czy miałem więc stać i obserwować, jak ten kretyn pomylił muszki siatkoskrzydłe z oczami żuka, co doprowadziłoby do wysadzenia połowy tego Zamku i natychmiastowej śmierci wszystkich osób znajdujących się wówczas w klasie?

- Neville... on wcale - zaczęła, jednak słysząc jego stanowczy ton, zrezygnowała. - Przepraszam, nie zauważyłam. Powinnam lepiej kontrolować i pilnować, co robi.

Na twarzy nauczyciela pojawił się triumfalny grymas. Jednak Hermiona nie zamierzała tak łatwo odpuścić.

- Nie zmienia to faktu, że wspominanie o jego rodzicach było nieuzasadnione - mruknęła nieco ciszej.

- Nie prawda. Stan osoby, która przeżyłaby wybuch waszego istne zacnego eliksiru, niewiele by się różnił od tego, w jakim znajdują się państwo Longbottom, Granger.

Dziewczyna zamilkła. Jego argumenty brzmiały sensownie, jednak sposób w jaki je wygłaszał pozostawiały wiele do życzenia.

- To cios poniżej pasa! - zawołała w proteście.

- Granger, nie zapominaj z kim rozmawiasz! - warknął ostro mężczyzna.

Jej serce zaczęło biec maraton, przypieszając ze strachu swoje tempo. Jego zimne spojrzenie mroziło krew jej żyłach. Była skończona.

- Przepraszam - powiedziała szybko, pochylając ze skruchą głowę. Jednak jej gryfońska dusza wciąż nie dawała za wygraną. ‐ Neville naprawdę bardzo się stara... Eliksiry nie są jego mocną stroną, dlatego pomyślałam że spróbuję mu pomóc.

‐ Uważasz, że jesteś na tyle kompetentna, aby uczyć sztuki Eliksirów innych podczas, gdy sama jesteś raczej mierna? - prychnął sarkastycznie mężczyzna.

- Nie wiem. Stwierdziłam, że skoro według Minsterstwa Umbrige jest, to ja też mam jakieś, choćby niewielkie, szanse.

Hermiona mogła przyrzec, że dostrzegła, jak kącik jego ust zadrżał ku górze, a w oczach pojawiła się nikła iskierka rozbawienia. Jednak  zanim zdążyła upewnić się, czy to co widziała było prawdą, jego twarz migiem przybrała standardowy, obojętny wyraz.

- Granger, nie wyrażaj się tak o swojej nauczycielce. Dziesięć punktów od Gryffindoru.

Dziewczyna wywróciła oczami. Do końca szlabanu przebywali w absolutnym milczeniu. W trakcie, gdy ona szorowała kociołki, mężczyzna wciąż oceniał czytał i oceniał ich eseje. Szybko zorientowała się, że jeśli namoczy je wcześniej wodą, wszelkie niezidentyfikowane substancje o wiele łatwiej odchodzą od dna. Robota zajęła jej nieco ponad dwie godziny. Kiedy skończyła, osuszyła każdy kociołek z osobna i odłożyła je z powortem na ich miejsce.

- To wszystko. Możesz już iśc - mruknął mężczyzna, odkładając pióro. - Różdżka.

- Ach, no tak - Hermiona podeszła do biurka i odebrała swoją własność. Przez chwilę się zawahała, ale zdecydowała się zaryzykować. - Profesorze?

Nauczyciel uniósł beznamiętnie brew, czekając aż dziewczyna zacznie kontynuować.

- Ministerstwo uwzięło się na dyrektora, przez to, co mówił Harry, prawda? - powiedziała w końcu dziewczyna.

- Oczywiście, że tak. Uważają, że w ten sposób obaj starają się ukryć prawdziwy powód śmierci ucznia Hogwartu, aby uchronić renomę szkoły. Jeżeli jednak robią to celowo, Ministerstwo po prostu boi się, że Potter i Profesor Dumbledore mówią prawdę - odpowiedział spokojnie, obserwując jak twarz dziewczyny blednie.

- A pan? Czy naprawdę wierzy pan, że Sam-Wie-Pan-Kto powrócił?

W sali zapadła cisza. Snape stał skamieniały, bez żadnego wyrazu. Po skórze dziewczyny przeszedł dreszcz, a temperatura w Lochach nagle diametralnie spadła. Powietrze stało się gęste, do tego stopnia, że możnaby je kroić na kwałeczki. Mężczyzna wziął głęboki wdech i odparł zimno.

- Analizuje pani zbyt wiele rzeczy, panno Granger.

Gryfonka przełknęła nerwowo ślinę i spuściła nerwowo wzrok.

- Jeśli to wszystko, wynoś się stąd. Nie chcę cię tu więcej wdzieć.

- Dobranoc, Profesorze - powiedziała cicho, jadnak odpowiedziała jej jedynie głucha cisza.

Hermiona opuściła Lochy. Wciąż nie rozumiała, dlaczego nauczyciel Eliksirów jest członkiem Zakonu. Jednego była pewna - był po ich stronie, ufał Dumbledore'owi. Walczył dla tych samych wartości, co reszta z nich. Zakon... no tak!

Dziewczyna zatrzymała się i uśmiechnęła się uradowana pod nosem.

Zdała sobie sprawę, że tym czego potrzebują teraz w Hogwarcie, w obliczu narastającego niepokoju związanego z pojawieniem się Voldemorta, jest właśnie stowarzyszenie bojowe na wzór Zakonu Feniksa. Miejsce, gdzie wraz z uczniami o podobnych poglądach, chętnymi do walki będą uczyć się prawdziwej magii obronnej, od kogoś z prawdziwego zdarzenia! Dziewczyna nie mogła już się doczekać, aby powiedzieć o tym swoim kolegom.

Our bond | Fred Weasley, HGSS |Donde viven las historias. Descúbrelo ahora