{3}

31 1 0
                                    

Z rana obudziły mnie przyjemne zapachy dochodzące z kuchni. Ofelia przygotowywała na śniadanie smażone jajka, które Syriusz uwielbiał. Przebrałam się w nowe ubrania i zeszłam na dół, witając się z domownikami. Kiedy jednak zasiadłam przy stole dostrzegłam dwóch rudowłosych intruzów wyjadających moje jajka. Jeden z nich w końcu oderwał wzrok od swojego talerza i patrzył wprost na mnie. Zmarszczyłam brwi.

— Ciociu, nie mowiłaś, że miejsce twojego zamieszkania jest jakieś super tajne? – mierząc dwóch starszych głodomorów wzrokiem.

— No tak.

— To, co tych dwóch darmozjadów tutaj robi? – prychnęłam zdezorientowana.

Oboje podnieśli swoje spojrzenia, a potem popatrzyli wprost na siebie i wybuchnęli gromkim śmiechem.

— Ach, to Fred i George Weasley, to synowie mojej przyjaciółki, Molly – uśmiechnęła się kobieta i wskazała ich kolejno.

Wujek George, wydał mi się znajomy od samego początku. Ma własny sklep, w prowadzeniu którego pomaga mu ten idiota Ron. Wszystko się zgadza. Ale kim do licha był Fred i dlaczego wygląda jak George?!

— Dzisiaj będziemy twoimi... – zaczął jeden z nich, szeroko się szczerząc.

— Atrakcyjnymi!

— Bohaterskimi!

— Czujnymi!

— Doskonałymi!

— Elitarnymi!

— Fenomenalnymi!

— Genialnymi!

— Humorystycznymi!

— Idealnymi!

— WYSTARCZY – wrzasnęłam, wbijając agresywnie widelec w jajko leżące na moim talerzu, wyracając przy tym oczami. — Macie zamiar wyrecytować cały alfabet?

— Właściwie to tak – wyszczerzył się drugi z nich.

— Chcieliśmy w skrócie powiedzieć, że będziemy dzisiaj twoimi ochroniarzami na Pokątnej.

Westchnęłam ciężko. I tak nie miałam innego wyjścia. Skoro mam spędzić z nimi cały dzień, postaram się aby było całkiem znośnie, bez zbędnych konfliktów.

— Tak właściwie...

— ... Jak się nazywasz? – dokończył drugi.

— Clarie – powiedziałam po chwili zawahania. — Clarie Bulstrode. Jestem kuzynką Ofelii.

— Super! – zawołali na raz. — Serio idziesz do Hogwartu?!

Przytaknęłam, zajadając wkońcu moje danie. Chłopaki cały czas zadawali mi jakieś pytania, które starałam się zbywać krótkimi odpowiedziami. Na szczęście oni nie zdawali się tym przejmować.

— Będziemy się... aportować? – zapytałam nieco przerażona, po doświadczeniach z wczorajszego dnia.

— Mamy ze sobą świstotlik – odparł jeden z nich.

— Nie jest tak odjechany, jak aportacja – stwierdził jeden z nich poklepując mnie pokrzepująco po ramieniu. — Spokojnie jest dużo łagdniejszy.

Po śniadaniu, Syriusz wręczył mi sakiewkę monet, stwierdzając że odziedziczył rodową fortunę i to nic w porównaniu do tego, co zrobiłam dla jego rodziny. Podziękowałam mu i przyjęłam ją, następnie schowałam do torby oraz oznajmiłam bliźniakom gotowość. Wyszliśmy przed dom Blacków, obaj Wesaleyowie uwiesili się na moich ramionach i prowadzili mnie w kierunku, z którego nadchodziłam wczoraj ze Snape'm.

Our bond | Fred Weasley, HGSS |Where stories live. Discover now