{8}

22 2 0
                                    

Wzięłam głęboki wdech i zerknęłam na kieszonkowy zegarek, który do tej pory leżał na dnie kieszeni mojej szaty. Mimo że do lekcji z Profesorem Snapem pozostało niemal pół godziny, weszłam do sali przed czasem i zajęłam jedno z miejsc w drugim rzędzie, naprzeciwko biurka nauczyciela. Za pewne wszyscy jego uczniowie nazwaliby mnie właśnie samobójcą, za to co aktualnie robię. Pakuję się wprost na pożarcie wyrośniętego nietoperza. Nikt o zdrowych zmysłach nie zjawiałby się w Lochach tak wcześnie. Szczerze mówiąc, nie specjalnie interesowała mnie ich opinia. Aktualnie interesowały mnie jedynie kompetencje ignorującego mnie ostatnio mężczyzny.

Kiedy usiadłam przy biurku, otworzyłam podręcznik na ostatniej stronie, którą czytałam. Od razu przywołałam pióro i zaczęłam zakreślać i notować swoje własne przemyślenia dotyczące sposobu przygotowania Eliksiru Wielosokowego. Ten przedmiot od zawsze fascynował mnie i wprowadzał w swoisty trans. Zastanawiając się nad recepturami oraz sposobami ich udoskonalenia najzwyczajniej zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Tak samo było tym razem. Gdyby ktokolwiek zapytał mnie kiedy Severus Snape pojawił się w jego własnej klasie, stanął tuż za mną i spoczął swoim bacznym okiem na moje niedbałe notatki - odparłabym, że nie wiem.

- Jeżeli zamiast sproszkowanego rogu dwurożca dodasz ten z jednorożca możesz jeszcze bardziej skrócić proces powstawania Eliksiru Wielosokowego. Nawet dwóch tygodni. Jest on wiele droższy, cięższy do zdobycia, ale wciąż możliwy do wykonania.

Podskoczyłam zaskoczona, słysząc za sobą chłodny, beznamiętny ton nauczyciela. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam, jak mężczyzna bierze do ręki mój podręcznik i zaczyna go kartkować, spoglądając na mnie z ukosa.

Wielka gula podskoczyła mi do gardła. Czułam na sobie ogromny stres. Od zawsze marzyłam o tym momencie, odkąd uwarzyłam swój pierwszy eliksir. Zastanawiałam się, co powiedziałby o nim mój ojciec, jako wybitny Mistrz Eliksirów, o którym wszyscy tyle mówili. Chciałam, aby mógł być ze mnie dumny.

- Sama to wszystko napisałaś?

Sparaliżowana emocjalmi niemal niezauważalnie przytaknęłam.

- Zadałem pytanie, więc chciałbym usłyszeć odpowiedź - powiedział oschle nie odrywając wzroku od kart księgi.

- Tak - odpowiedziałam, starając się aby mój głos brzmiał pewnie mimo miotających mną emocji.

Kiedy, po chwili, bez żadnego komentarza odłożył ją na blat uniosłam pytający wzrok w jego stronę.

- To wszystko? Niczego pan nie powie? - zapytałam nieco zirytowana.

- Ach tak... prowadzisz błędną metodykę, co więcej twoje obliczenia są żenująco niepoprawne. Jeśli panno Bulstrode chce pani się jedynie pokazać, radzę byś w przyszłości nie marnowała mojego cennego czasu ani pieniędzy.

- To niemożliwe! Wykonałam każdy z poprzednich eliksirów i wszystkie zachowywały się i działały poprawnie!

- Poprawnie - powtórzył sarkastycznie i uderzył agresywnie ręką w blat mojej ławki, tuż obok miejsca w którym leżał podręcznik. - Tworzenie eliksirów nazywane jest SZTU-KĄ warzenia nie bez powodu. Sztuka znacząco wykracza poza zwykłą, prymitywną przeciętność, panno Bulstrode. Uwarzyć poprawny eliksir jest w stanie niemal każdy.

Zacisnęłam nerwowo szczękę i spuściłam upokorzona głowę. Eliksiry były czymś, w czym od zawsze czułam się najlepsza i najmocniejsza. Jego kilka słów zrujnowało całą moją pewność siebie i boleśnie wgniotło mnie w podłogę.

- Udowodnij mi, że nie zmarnowałem tamtych piętnastu galeonów na darmo.

Uniosłam zaskoczona oczy, na jego słowa, które kompletnie mnie zaskoczyły. Szybko zrozumiałam, że chciał po prostu mnie sprowokować. Nim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, mężczyzna odwrócił się na pięcie i otworzył na oścież drzwi do swojej klasy. Momentalnie, w kompletniej ciszy, do klasy zaczęli napływać uczniowie w szatach z czerwonymi i zielonymi akcentami. Czekali do ostatniej chwili by wejść do tej przeklętej sali. Wśród tej grupy uczniów wbrew pozorom dostrzegłam również mamę, która usiadła wraz z Longbottomem gdzieś bardziej z tyłu sali. Każdy powoli zajmował miejsca. Krzesło tuż obok mnie wciąż pozostawało nietknięte. Pracując spokojnie sama mam szansę udowodnić Snapowi, że się myli!

- Bulstrode, Malfoy. Dzisiaj pracujecie razem - wycedził szorstko ciemnowłosy mężczyzna, karząc zająć chłopakowi miejsce obok mnie.

Przeklęłam głośno w myślach, wyzywając go za niszczenie mojego planu. Malfoy z ogromnym, niechętnym grymasem zarysowanym na jego bladej twarzy, wstał ze wcześniej zajmowanego miejsca i przeniósł się tuż obok mnie. W trakcie żadnej z tych czynności nie spojrzeliśmy na siebie ani nie wymieniliśmy między sobą żadnego słowa.

Snape stanął na środku sali i szybkim ruchem różdżki wyczarował na każdym stole średniej wielkości kociołek. Już po chwili wytłumaczył, że jest to baza do Eliksiru Wielosokowego, który mamy dzisiaj ukończyć. Niemal od razu usłyszałam głośny sprzeciw mojej mamy, która wytknęła mu, że do ukończenia go potrzeba kilku miesięcy.

Kącik ust mężczyzny poszybował złośliwie ku górze.

- Gdyby pani, panno Granger, przykładała więcej uwagi do moich zajęć - powiedział sarkastycznie, z widoczną na twarzy pogardą. - Wiedziałaby pani, że jest to możliwe. Skoro nawet Wszystko-Wiedząca-Granger nie ma zielonego pojęcia, chcę abyście wszyscy wytłumaczyli mi to w trzydziesto stronicowym eseju na za tydzień. A teraz bierzcie się do roboty!

Po sali rozległy się jęki niezadowolenia i drobne przekleństwa Ślizgonów stronę dziewczyny. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Snape mnie prowokuje. Celowo jako jedynej przekazał mi wiedzę, jak prawidłowo wykonać eliksir, tak aby wyrobić się w czasie. Jednak nie chciałam dać za wygraną. Zignorowałam jego podłą, zwycięską minę skierowaną w stronę Hermiony i położyłam kociołek na ogniu. W międzyczasie Draco zaczął szukać receptury w swoim podręczniku. Kiedy ją znalazł, byłam już trakcie krojenia kolejnych składników i dosypywania ich do wywaru.

- Tego nie ma w przepisie, idotko! - zaprotestował blondyn, zaciskając boleśnie dłoń na moim nadgarstku.

- Nie wtrącaj się, Malfoy - warknęłam szorstko i agresywnie wyrwałam ją spod jego palców. - W przeciwieństwie do ciebie, wiem, co robię!

Chłopak otworzył obrażony usta, jednak nie był w stanie nic mi odpowiedzieć. Moje słowa kompletnie go zdezorientowały. Już był gotowy zaprotestować, kiedy w sali rozlegl się krzyk nauczyciela.

- LONGBOTTOM, TY SKOŃCZONY KRETYNIE, CO TY DO DIASKA WYRABIASZ?! - warknął mężczyzna, przy pomocy czarów odpychając niebezpiecznie bulgoczący kociołek ze wrzącą masą za okno. - TWOJA WŁASNA MATKA W ŚWIĘTYM MUNGU ZROBIŁABY LEPSZY ELIKSIR NIŻ TY! NIE WSTYD CI, LONGBOTTOM?

Moja mama podniosła się agresywnie z siedzenia, posyłając mężczyźnie buntowniczy wzrok. Oczy wszystkich błądziły między nią, a Sanpem. Napięcie w powietrzu było ogromne.

- Jak może pan tak mówić! - krzyknęła oburzona Gryfonka. - Rodzice Neville'a... są chorzy! Jak może pan wytykać mu jego rodzinną tragedię tylko po to, aby go gnębić?!

Kącik ust nauczyciela nieznacznie poszybował ku górze.

– Ganger dostajesz szlaban na wyjście do Hogsmade. Z każdym kolejnym słowem z przyjemnością dołącze do niego kolejnego z twoich wiernych przyjaciół.

Hermiona wpatrywała się zszokowana w mężczyznę. Jej usta wciąż były otwarte. Kiedy znaczenie jego słów do niej dotarło usiadła w milczeniu na krzesło, wpatrując się pusto przed siebie. Doskonale wiedziałam, co czuła. Była zdenerwowana i bezradna.

Ich relacja nieco mnie zdezorientowała. W końcu mama zawsze zapewniała mnie, że szczerze go kochała. Podobnie, co on ją. Przynajmniej narazie nic tego nie zapowiadało.

Jedynie ja i Draco zdołaliśmy ukończyć eliksir, zgodnie z założeniami prefesora. Kiedy sprawdzał efekty naszej pracy, bacznie przyglądał się bulgoczącej w naszym kociołku cieczy. Następnie, choć niechętnie, ocenił efekt naszej pracy na Wybitny i przyznał dziesięć punktów dla domu Węża. Po zakończonych zajęciach, mój wzrok od razu podążył za mamą. Była wkurzona! Nevile starał się ją uspokoić, tłumacząc że ich nauczuciel po prostu tak ma, a on sam zdążył już w jakiś sposób do tego przywyknąć. Hermiona nie dawała jednak za wygraną, wciąż wyklinając nieczułego profesora wraz z Harrym i Ronem, kierując się do ich dormitorium. Wpatrywałam się w nich z niemałym sentymentem, wciąż fascynowało mnie, że po tylu latach wciąż trzymają się razem.

Nim zdążyłam odwrócić wzrok, zza moich pleców wyskoczyły dwie, wciąż nie dające mi chwili wytchnienia, rude czupryny.

===

Długo nie było rozdziałów, ale wracam! Postaram się wstawać wam coś jeszcze w ten weekend. Dobrej nocki, kochani :*

Our bond | Fred Weasley, HGSS |Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα