{7}

22 2 0
                                    

Nazajutrz wstałam spokojna i wypoczęta. Doszłam do wniosku, że ignorowanie moich współlokatorek w moim dormitorium chyba wejdzie mi w nawyk. Po rozmowie z Georgem zrozumiałam, że nie czuję potrzeby nawiązywania jakichkolwiek przyjacielskich relacji z nikim innym, w szczególności niestabilnymi emocjonalnie rówieśniczkami. Wyjątek stanowił Draco.

Wujek Draco jest, a może raczej był, moim ojcem chrzestnym. Od śmierci mojego ojca zależało mu, aby być w moim życiu na tyle, aby zrekompensować mi w jakiś sposób jego stratę. Często nas odwiedzał i przynosił nowe zabawki. Po śmierci jego własnej żony,  jego wizyty z synem u nas stały się jeszcze częstsze oraz regularne. Dbał o mnie, jak o swoje drugie dziecko. Jeśli poza mamą miałabym określić kogoś jako mi bliskiego, z pewnością byłby to on.

- Witaj, Draco - powiedziałam, zasiadając przy stole tuż obok niego.

- O, to ty... Bulstrode? - upewnił się, a ja szybko potwierdziłam. - Podekscytowana pierwszymi zajęciami, co?

- Prawdę mówiąc... wyłącznie Eliksirami - odparłam zgodnie z prawdą.

- Eliksirami? Jesteś chyba pierwszą osobą w tym zamku, która kiedykolwiek powiedziała tak o lekcjach Snape'a - uśmiechnął się paskudnie. 

- Po prostu, trochę ciekawi mnie jego osoba. Wiele o nim słyszałam...

- Snape jest w porządku, jeśli nie będziesz zadawać durnych pytań czy skupiać na sobie zbyt dużo uwagi. Jako Ślizgoni, mamy u niego niezłe fory - parsknął śmiechem Malfoy, a naraz reszta stołu mu zawtórowała. - Nie masz się czego obawiać. Sama zobaczysz, że lekcje z Gryfonami są zabawne i cholernie satysfakcjonujące.

Przyznałam mu rację i nałożyłam posiłek na swój talerz. Kątem oka widziałam beznamiętny, niemal kamienny wyraz twarzy Profesora Eliksirów, któremu stojąca na czele Gryfindoru kobieta usilnie starała się coś wytłumaczyć. Odwróciłam  się z powrotem w stronę stołu, nie widząc sensu w dalszym obserwowaniu, jak mężczyzna, który teoretycznie jest moim ojcem, spożywa swoje śniadanie. Przekręciłam oczami zażenowana swoimi myślami i sięgnęłam po widelec.

Chciałam wziąć już pierwszy kęs, kiedy mój wzrok powędrował na stół Gryffindoru. Najpierw klasycznie spojrzałam na moją matkę. Siedziała spokojnie i zawzięcie dyskutowała o czymś z Harrym i Ronaldem. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do myśli, że jest w tym samym wieku co ja. Jej twarz była wolna od drobnych zmarszczek, a jej twarz zdobił szeroki uśmiech.

- Na kogo się tak gapisz? - zapytał Draco i przysunął się bliżej mnie, aby uzyskać podobny punkt widzenia do mojego. - Acha, no tak! Chłopiec-Który-Przeżył, Szlama i Zdrajca Krwi!

Spojrzałam na niego zszokowana. Przesłyszałam się, prawda? Nie ma innej opcji. Wujek Draco nigdy nie nazwałby mojej mamy Szlamą!

- O czym ty mówisz! - warknęłam ostro, kiedy właściciel platynowej głowy sarknął złośliwie.

- Zebrał sobie niezłą bandę idiotów, co nie?

- Dosłownie, zobacz jej włosy! Myślisz, że kiedyś miała w ręku szczotkę?! - prychnęła jedna z dziewczyn, śliniąca się do Malfoya. 

Zerwałam się z siedzenia i machinalnie podeszłam do niej. Złapałam ją za kołnierz jej szaty i zmusiłam ją  do wstania. Nachyliłam się przy jej uchu i i warknęłam półszeptem:

- Nie waż się tak mówić albo oszpecę jeszcze bardziej tą twoją obrzydliwą mordę do tego stopnia, że Draco już nigdy na ciebie nie spojrzy.

Puściłam agresywnie jej szatę przez co z hukiem upadła ponownie na ławkę. Posłała mi oburzone spojrzenie jednak nie odezwała się ani słowem. Usiadłam z powrotem na moim miejscu, widząc że kompletnie zniszczyłam ich cudowne humory i ochotę na rozmowę. Wspaniale, wreszcie mogę zjeść w spokoju.

Szybko odszukałam jeszcze przy stole Gryfonów dwie znajome rude grzywy. Jeden z nich zachowywał się w miarę normalnie, patrzył w moją stronę pytająco. Zapewne widział, co zrobiłam przed chwilą Pansy. Dyskretnie pokazałam mu, że wszystko w porządku. George w odpowiedzi przytaknął. Z kolei drugi z nich siedział w kompletnym milczeniu i jedynie grzebał w swoim w talerzu. Po wczorajszej sytuacji uznałam, że to właśnie był Fred. Wyglądał okropnie, jego skóra była blada, a oczy podkrążone. Włosy znajdowały się w nieładzie. Zapewne nie zaznał zbyt dużo snu w nocy, ciągle męczony wyrzutami sumienia. Mój wzrok szybko powędrował jednak dalej. Mimo usilnych prób, nigdzie nie dostrzegłam ciemnoskórej dziewczyny z wczoraj. Biedulka zapewne nie była na siłach, aby zejść nawet na śniadanie.

Wstałam bez słowa, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich członków domu Węża. Nie oglądając się na nich, minęłam Dracona rzucając szybkie cześć i wyszłam z Wielkiej Sali. Zdecydowałam się zaczekać na Freda i George'a przy wyjściu. Chciałam się upewnić, czy wszystko z nimi w porządku po wczorajszym zajściu. Kiedy na horyzoncie dostrzegłam dwóch znajomych chłopaków, pomachałam ich. George zauważył mnie jako pierwszy i od razy odwzajemnił mój gest. Szybko klepnął w ramię drugiego z nich, który wydawał się pochłonięty swoimi myślami. Na mój widok, kącik jego ust lekko poszybował ku górze, udając że nic się nie stało.

- Clarie! - zawołali obaj, kiedy podeszli nieco bliżej. 

- Witajcie - uśmiechnęłam się szeroko, skupiając swoje spojrzenie na Fredzie. Starałam się wybadać, jak się czuje.

- Co ty tam odwaliłaś przy stole Ślizgonów?! A twoja mina! Sam byłem przerażony - zawołał George, zupełnie jakby mi dopingował.

- Serio? Zupełnie nie zauważyłem... - powiedział nieco przybity i zawiedziony Fred. - Musisz zrobić powtórkę, specjalnie dla mnie!

Zaśmiałam się gorzko, widząc że chłopak wciąż jednak nie trzyma się najlepiej. Nie mogłam wprost powiedzieć, że wiem o wszystkim. Musiałam udawać głupią i nieświadomą jego stanu, co bolało mnie w tym wszystkim chyba najbardziej.

- Pewnie, po prostu następnym razem daj mi jakiś znak, że już patrzysz - rzuciłam przekornie, powodując, że uśmiech na twarzy Freda poszerzył się. - Tak naprawdę, chyba po prostu między nami narodziły się niewielkie różnice poglądów. Drobne zgrzyty, to wszystko.

Chłopaki unieśli ku górze swoje brwi, jakby czekając aż rozwinę. Kiedy tego nie zrobiłam, zdecydowali nie dopytywać, za co byłam im cholernie wdzięczna.

- Dzisiaj twoje pierwsze zajęcia? - zapytał Fred, a ja szybko pokiwałam głową. - W takim razie powodzenia w twoim pierwszym dniu, Clarie.

Jego słowa sprawił się mimowolnie uśmiechnęłam się. Widziałam, że czuł się trochę niezręcznie, jednak wciąż próbował nawiązać ze mną jakąś rozmowę. Uznałam to za całkiem miłe z jego strony. 

- Dziękuję Fred - przyznałam. - Tobie też życzę powodzenia. Wiesz, każdemu z nas się przyda.

Fred wydał się nieco zaskoczony, jednak szybko się ze mną zgodził. Po chwili pożegnaliśmy się, a każde z nas ruszyło w kierunku swoich klas. Przez dłuższą chwilę czułam na sobie jeszcze spojrzenie Freda, które wypalało ślad na moich plecach. 

Długo o tym nie myśląc, skręciłam gwałtownie na schody prowadzące wprost do Lochów. Skierowałam się szybko do mojego dormitorium, a po kilku minutach stałam już przed salą Eliksirów zwarta i gotowa z podręcznikiem w ręce.

===

Okazało się, że mamy tu drobne nieścisłości co do lat, w których znajduje się Clarie oraz daty akcji tejże książki. Teraz mogę wam to już ostatecznie i jednoznacznie potwierdzić - jest to czas trwania akcji Zakonu Feniksa! 

Wybaczcie mi więc drobne dotychczasowe błędy w fabule, naprawię je w wolnej chwili jeśli się jeszcze takie pojawiły.

Akcja leci bardzo powoli, ale liczę że nie będziecie żałować, ponieważ wreszcie wkraczamy do właściwej fazy! Zapinajcie pasy i szykujcie się na kolejne rozdziały!

Our bond | Fred Weasley, HGSS |Where stories live. Discover now