57.

64 3 8
                                    

Monachium

Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy prawdziwy wyjazd na wojnę. Pożegna się czule z żoną i dzieckiem, dostanie wstążkę na szczęście, będzie podekscytowany, ale i trochę nerwowy. Tymczasem nawet nie przytulił Jagny do snu. Spał na samym krańcu swojej połowy łoża. Maciejówna dodatkowo zadbała o to, by uniemożliwić mu jakiekolwiek próby choćby muśnięcia jej palcem, układając mur z pościeli. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej kusiło go, by pokazać jej, czyją jest żoną i kto jaki jedyny ma prawo ją dotykać. Ale odpuścił. Był zbyt wymęczony.

Wstał wcześnie, za oknem jeszcze było ciemno. Bolało go całe ciało, w karku uporczywie strzelało. Nawet, gdy zbierali się już na dziedzińcu, zmęczenie i sztywność nie ustąpiły. Od rana nie zamienił z żoną słowa. Nie patrzyli na siebie. Ciągle udawał, że poprawia coś przy siodle lub uprzęży, byleby nie zawisnąć w niezręcznej i ciężkiej ciszy, jaka trwała między nimi już od kilku dni. Nikt z ich przyjaciół tego nie komentował, choć nie omieszkali posyłać między sobą znaczących spojrzeń. Jagna stała nieopodal męża, trzymając na rękach córkę i rozglądając się po okolicy. Anna była bardzo zaaferowana wszystkim dookoła, ale ograniczyła się tylko do oglądania. Musiała wyczuwać napięcie między rodzicami i wolała nie dolewać oliwy do ognia.

W końcu nadszedł czas odjazdu. Żony i matki ostatni raz żegnały swoich mężów i synów, zanim odjadą. Jagna podeszła powoli do Wilhelma. Pierwszy raz od dawna spojrzeli sobie w oczy, ale nie widzieli w nich tego, co niegdyś. Rycerz ucałował córkę i pogłaskał ją po głowie. Potem przeniósł spojrzenie na żonę.

- Uważaj na siebie - powiedziała cicho i bez wyrazu.

Uniosła się na palce i ledwo musnęła ustami jego policzek. Cofnęła się na bok, stając przy Helenie. Obie patrzyły jak cały pochód opuszcza dziedziniec. Dwórka uroniła kilka łez, ale rudowłosa pozostała niewzruszona do samego końca. Gdy ostatni koń zniknął za bramą, poprawiła sobie córkę na rękach.

- Wszystko w porządku, Heleno? - spytała, widząc, że jej przyjaciółka nadal się martwi.

Pociągnęła nosem.

- Boję się, że... Że on nie wróci.

- Kto taki? Książę?

- Fryderyk - wyznała cicho, wstydząc się.

Jagna zapatrzyła się na nią z niedowierzaniem.

- Dałam mu swoją wstążkę, żeby chroniła go przed złem...

Nie skończyła, bo Maciejówna zamknęła ją w mocnym uścisku. Odwzajemniła go, uważając jednak na swoją chrześnicę.

- Nie martw się o niego - szepnęła - Ma do kogo wrócić.

- A Wilhelm?

Teraz, gdy były same, mogła sobie pozwolić na to pytanie. Wcześniej wolała nie prowokować kłótni. Jagna nie odpowiedziała. Uwolniła przyjaciółkę z uścisku.

- Jeśli będzie chciał, to wróci - odparła wymijająco.

- Jagno, nie możesz tak mówić. Przecież go kochasz - zaczęła iść za rudowłosą, dla której ta rozmowa zaczęła się robić nieprzyjemna.

- Może.

- Jak "może"? Już zapomniałaś, ile dla niego poświęciłaś?

- I co z tego? - odwróciła się - Może to był jednak błąd. Może nie powinnam za niego wych...

- Nawet tak nie mów - przerwała jej - Nie możesz tak po prostu go znienawidzić.

- Widziałaś, co chciał zrobić? Jeszcze chwila i by go zabił. Przez niego Manuel nie mógł jechać na wojnę.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz