49.

69 3 11
                                    

Monachium

Została ponownie wezwana na zamek do swojego teścia. Obawiała się, bo spodziewała się tej rozmowy dzień po kłótni z Marią. Tymczasem Andreas postanowił poczekać, aż Wilhelm wyzdrowieje i wróci do pracy. Miała nadzieję, że go tam nie spotka. Idąc zamkowymi korytarzami, czuła na sobie wzrok każdego. Dodatkowo musiała czekać pod kancelarią, bo teść miał innego gościa. Ciągle rozcierała ręce, poprawiała włosy, spacerowała. W głowie wymyślała coraz to nowsze teorie, o czym tym razem będzie chciał z nią rozmawiać.

Los się nad nią ulitował i z kancelarii wyszedł urzędnik, przepuszczając Jagnę. Nie umknęło jej jak się za nią obejrzał, ale w tym momencie miała ważniejsze zmartwienia - stawić czoło swojemu oschłemu teściowi. Siedział za biurkiem i zapisywał coś w księdze. Uniósł na moment wzrok, żeby zobaczyć, kto mu przeszkadza.

- To ty.

Jagna skinęła głową.

- Wilhelm już wyzdrowiał? - spytał, choć w jego głosie nie było grama troski.

- Tak, już tak - odparła, siląc się na pewny ton.

- Bardzo cię zachwalał - ciągnął, wciąż skrobiąc piórem w księdze.

- Starałam się, żeby szybko doszedł do siebie.

Milczał. Skończył pisać, odsunął księgę, a pióro włożył do kałamarza. Dopiero wtedy w pełni skupił się na Jagnie, przeszywając ją lodowatym wzrokiem.

- Maria jest innego zdania.

Przełknęła nerwowo ślinę. Poprawiła się na krześle, na którym usiadła.

- Martwi ją, z resztą mnie też zaczyna to niepokoić... Brak potomka.

Nie zdołała ukryć zdumienia na twarzy.

- Czynicie odpowiednie starania? Wilhelm wcześniej wychodzi, więc mam nadzieję, że nie marnujecie tego czasu.

Jagna nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie czuła się komfortowo w tych tematach, a już w szczególności poruszanych przez Andreasa. Jeszcze obrzucana przez niego lodowatym, uważnym spojrzeniem.

- My... - odchrząknęła - Tak. Tak... Próbujemy.

- Na pewno nie jesteś brzemienna? - drążył spokojnym tonem - Nawet nie waż się tego ukrywać.

- Skąd, nie śmiałabym - pokręciła głową.

- Nie stosujesz żadnych czorcich technik, żeby nie mieć dziecka? - zapytał, a jego ton stał się ostrzejszy.

Jagna wybałuszyła oczy. Nie wiedziała, skąd mogły mu przyjść do głowy takie rzeczy.

- Po zamku chodzą plotki, że jesteś wiedźmą.

- To... To brednie - zapewniła.

- Twój ojciec zapewniał, że nie mam się o co martwić. Jesteś dobrym materiałem na żonę.

- To prawda - odważyła się odwzajemnić w pełni jego spojrzenie - Nic nie ukrywam. I nie staram się zapobiec ciąży.

Andreas skinął sztywno głową.

- Trzymam cię za słowo. Możesz iść.

Maciejówna z ulgą wstała, ukłoniła się i opuściła kancelarię. Gdy przekroczyła jej próg, zdołała zaczerpnąć głębiej powietrza, jakby przez cały czas znajdowała się pod wodą. Oddaliła się od kancelarii tak szybko jak tylko mogła, zapominając, że Helena miała tu na nią czekać. Wstrzymując łzy pod powiekami, ruszyła przed siebie. W pierwszym odruchu nogi zaprowadziły ją w stronę stajni. Opamiętała się dopiero wtedy, gdy zimne powietrze uderzyło ją w twarz, pod stopami skrzypnął śnieg, a do uszu dobiegł brzęk stali. Uniosla głowę i zauważyła ją placu ćwiczących mężczyzn. Niewiarygodna ulga zalała jej serce, gdy wśród nich dostrzegła Wilhelma. Walczył akurat z Fryderykiem. Miał rozsznurowany kubrak, spod którego wystawała koszula.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now