28.

83 4 12
                                    

Kraków

Te wszystkie dni spędzone w rodzinnym domu były pełne nieprzespanych nocy, nerwów i długich konnych wycieczek. Jagna od świtu do zmierzchu była poza domem. W lesie, na polach, a przede wszystkim na końskim grzbiecie najlepiej jej się myślało. Jednak ich nadmiar zaczął przeszkadzać i postanowiła wrócić do Krakowa. Zdawała sobie sprawę, że to równało się ze spotkaniem Jana, ale nie zamierzała wychodzić poza mury zamku, a ojciec obiecał, że nie piśnie słowa o jej powrocie. Dzięki temu mogła w spokoju porozmawiać.

Szła właśnie w stronę zamkowej kuchni. Zdążyła już zapomnieć, że tutejsze zapachy różniły się od tych domowych. Wąskie korytarze, mijana służba, gwar dochodzący z innych pięter warowni. Już od progu słyszała rozmowy kucharzy. Zajrzała do środka, żeby przypadkiem się z kimś nie zderzyć. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, więc weszła w głąb pomieszczenia. Grzymek pracował przy jednym z ostatnich stanowisk. Mijając blaty, kosze i worki, podeszła do niego. Szykował ciasto na chleb. Pierw tylko zerknął, ale gdy mignął mu rudy odcień jej włosów, przerwał i uniósł głowę.

- Jagna? Nareszcie jesteś.

Przerwał pracę i mocno uściskał przyjaciółkę. Uważał tylko, żeby jej nie ubrudzić. Odwzajemniła gest, ciesząc się z widoku kuchcika.

- Gdzieś ty się podziewała? - oderwał się od niej - Razem z Bogną zastanawialiśmy się, co się stało. Twój ojciec był ostatnio nerwowy.

- To długa historia - powiedziała nieśmiało.

- Ja mam czas. Siadaj i opowiadaj. W tej chwili - zrobił groźną minę.

Jagna wywróciła oczami, podsunęła sobie taboret i usiadła na nim, szukając w głowie odpowiednich słów.

- Więc zaczęło się od... Kiedy ty wyjechałeś z Bogną do rodziny, ja poszłam na spotkanie z Reginą. Już planuje mi ślub, wiesz? - opowiadała z oburzeniem - A później przyjechał Wilhelm i...

- Czekaj - przerwał jej - Ten twój Wilhelm? - spytał ciszej.

- A jaki? - rzuciła mu wymowne spojrzenie - Powiedział, że ma sprawę do mojego ojca. Osobistą - Grzymek zmarszczył brwi - I wieczorem, po ich spotkaniu, przyszedł do mnie ojciec i powiedział, że Wilhelm prosił go o moją rękę.

Kuchcik aż z wrażenia za mocno nacisnął na ciasto, dłoń mu się omsknęła i uderzył nią w blat. Nie zwrócił jednak uwagi na ból, bo patrzył z niedowierzaniem na towarzyszkę.

- O rękę?

- Aha - przytaknęła - Był zły, że nic mu o nim nie powiedziałam. I wysłał mnie do domu.

Grzymek słuchał w skupieniu, całkowicie tracąc zainteresowanie chlebem.

- Pierwszy dzień płakałam. Ale w nocy usłyszałam jakieś dziwne stukanie w okno... - zrobiła efektowną pauzę - I okazało się, że to Wilhelm przyszedł porozmawiać! Rozumiesz to?

- Wpuściłaś go?

- Początkowo nie chciałam, ale ostatecznie tak. I trochę rozmawialiśmy, a potem...

- Tylko mi nie mów, że...

- Nie! U licha, za kogo ty mnie masz? - oburzyła się - Hanka nas nakryła. Z nią potem też porozmawiałam. I znowu przyjechał, tym razem rano i wszedł normalnie, przez główne drzwi. Zjedliśmy razem obiad. A później przyjechał ojciec i z nim też rozmawiałam.

- Pogodziliście się?

- Na szczęście tak - odetchnęła, czując jak schodzą z niej emocje - Wyjaśnił mi to i owo. Wiesz, że moje małżeństwo było inicjatywą Andrzeja? Podobno, gdy ja i Jan byliśmy dziećmi, on już wyszedł z takim pomysłem. I nie przyjmuje innej opcji do wiadomości. Ale ojciec dał mi wybór. Mogę poślubić Jana, Wilhelma, albo zostać panną.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now