18 Przeprosiny

26 3 0
                                    

- Emil! Wszystko w porządku? - Zapytał wymachując rękoma przed moją twarzą.

Momentalnie dziewczyna obróciła się na swoich wysokich szpilach i spojrzała na mnie. Prawdopodobnie wyczuła, że jej się przyglądałem, szybko skierowałem wzrok w inną stronę.

- Tak w porządku. - Spojrzałem, po czym wyzerowałem piwo.

- Wydajesz się rozkojarzony. - Opowiedział przyglądając się mojej osobie.

- Juan Dolores? - Powiedziała  czarno włosa podchodząc do mnie.

- Nie, to nie żaden Juan tylko Emil. Pomyliłaś osoby. - Odparł Toby.

- Niee, to Juan. - Zaśmiała się spoglądając na mnie.

- Poczekaj chwilę Toby. - Wstałem gwałtownie z siedzenia, złapałem za ramię Isabel i pociągnąłem przed toalety.

- Nie mów do mnie Juan, kurwa, zresztą śledziłaś mnie czy co? - Rzekłem zdenerwowanym, drżącym głosem.

- Nie, co prawda pisałam do ciebie, ale nie raczyłeś mi odpisać. - Przejechała długim paznokciem po swoich wydatnych ustach.

- Dziwisz się do chuja?! - Odparłem agresywnie cały czas trzymając ją za ramie.

- Możesz mnie łaskawie puścić? - Zmierzyła mnie chłodno wzrokiem.

Uwolniłem jej ramię i przemówiłem.

- To skąd wiedziałaś, że tu jestem? Hm? - Tupnąłem nogą zmuszając ją do szybszej odpowiedzi.

- Przypadkowo, zbieg okoliczności. Moja ciotka mieszka w tym mieście, nie spodziewałam się ciebie tu. - Westchnęła.

- Mhm, a czemu nie jesteś  już z Rafaelem? Nie wiem gdzie przebywaliście przez tyle lat, ale dlaczego cie z nim nie ma? - Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

- Słuchaj...- Podeszła bliżej wyciągając dłoń w moją stronę. - Wiem, że masz do mnie żal. Rozstałam się z nim, wzięłam swoją połowę pieniędzy, którą przesłałeś i od dziś mieszkam z ciotką. - Zaczęła gładzić mnie po policzku.

Poczułem drgawki, wciąż miałem do niej sentyment. Dzisiejszego wieczoru wyglądała przepięknie, miała niezwykłą talię klepsydry, którą uwielbiałem w kobietach. Jej ubiór był elegancki, kobiecy. Wiedziała, że kochałem ją nad życie, czuła, że wciąż do niej mam sentyment, dlatego w tym momencie wykorzystywała swoje wdzięki. Musiałem się wziąć w garść i ochłonąć.

- Zostaw mnie. - Odtrąciłem jej dłoń.

- To co teraz masz na imię Emil? - Uniosła prawą brew do góry.

- Tak. - Odparłem krótko.

- To chcesz dokończyć tą rozmowę przy mocnym drinku? - Zapytała śmiało.

Westchnąłem głęboko odpowiadając.

- Skoro już ty jesteś.. - Przewróciłem oczami.

- No dobrze, chodź. - Dodałem idąc we wcześniejsze miejsce.

Isabel była tak samo twarda z charakteru jak Susan, czemu musiałem latać za takimi kobietami? W końcu lwica, ostra i zadziorna, może dlatego zacząłem sypiać z Susan? Bo wizualnie i z charakteru przypominała mi Isabel. Nie mogłem pojąć moich czynów, ale chciałem mieć to z głowy i dowiedzieć się, dlaczego mnie tak potraktowała.

Wróciliśmy do Tobeygo..

- To co Juan czy Emil? O co tu chodzi?- Rzekł zdenerwowany.

Zasiedliśmy wygodnie i opowiedziałem całą historię z mojej przeszłości, Toby uważnie mnie słuchał, był zdziwiony, że wreszcie zacząłem o sobie więcej mówić niż kiedyś. Czułem, że mam w nim duże poparcie.

- I ty jesteś ta Isabel?

- Tak. - Odparła.

- Nic dziwnego, że Emil cię nienawidzi, teraz masz dwóch wrogów. - Powiedział zerując resztki piwa.

- Żałuję, byłam młoda i głupia. Z Rafim to było tylko chwilowe zauroczenie, wydawało mi się, że jest lepszy od Emila, mężniejszy, ciekawszy. Jednak wcale nie, wszystko zrozumiałam kiedy już było za późno. Ale czasu nie cofnę. - Uśmiechnęła się lekko.

- I jak mogliście żyć z tą myślą, że Emil mógł nie żyć? Popaprane to. - Walnął pięścią w stół.

- Życie. - Dodałem.

- Było mi przede wszystkim wstyd, że tak wrobiłam Emilia...wiedziałam, że żyje, bo jeden z kumpli Martineza, który był na miejscu, nas o tym poinformował, że uciekł. Dlatego było nam łatwo wieść życie, cieszyliśmy się, że nie mamy go na sumieniu. - Isabel wpatrywała się w pustą ścianę przed sobą.

- Nie odezwałam się, bo … - Dodała milknąc na moment.

- Bo? - Powiedział Toby.

Nie miałem siły, aby udzielać się w tą rozmowę.

- Bo Martinez mi zabronił. Sprawdzał, wszystko gdzie wychodzę, co robię. Wspólnie prowadziliśmy interes. Kiedy nas obrabowano, był jeszcze gorszy, potrafił mnie nawet uderzyć. - Do jej oczów napłynęły łzy.

- Skurwys... - Wymamrotałem pod nosem.

- Przestań Emil, a mi nawet jej nie szkoda, zasłużyła sobie. - Odparł blondyn.

- Wiem. Wcześniej nie miałam jak odejść, nie wiedziałam gdzie, bo przez cały czas miałam spór z ciotką. Kedy się do mnie wczoraj odezwała od razu odeszłam od niego, ale nie martw się. Oddam ci moją połowę, jak tylko znajdę pracę. - Wtrąciła.

- Nie musisz. I tak wiem, że Martinez mi nie odda, umiał tylko zgrywać przyjaciela, a okazuje się, że nigdy nim nie był. - Spojrzałem na nią z żalem.

- No dobra, skoro już wszystko wyjaśnione, może zamówmy po kolejnym piwie i bawmy się w najlepsze. - Wtrącił się Toby, pstrykając palcami przy tym poprawiając się na krześle.

- To ja już pójdę, zaczęła wstawać powoli z siedzenia zakładając kurtkę.

- Tak, tak będzie lepiej. Miałem ci powiedzieć, żebyś sobie poszła, ale skoro sama to zaproponowałaś.- Odrzekł Toby.

- Nie. - Złapałem ją odruchowo za rękę. - Zostań, napijmy się i odrzućmy przeszłość  w dal. Cieszę się, że przynajmniej mnie przeprosiłaś. - Uśmiechnąłem się łagodnie.

Mężczyzna do towarzystwa Where stories live. Discover now