9 Fleshback

40 4 0
                                    

Późną porą przychodziłem do niej, gadaliśmy godzinami, a czasem się urywaliśmy i potrafiliśmy obejść całe miasto w jedną noc.

- Okej! Zarabiamy dobrą kasę, a potem się zmywamy i porywamy moją sympatię ze sobą. - Postawiłem warunek.

- Jasne Hermano! Ojj wiedziałem, że się zgodzisz, już wiesz co jej kupisz? - Zaśmiał się głośno.

- Wszystko! Wszystko czego zapragnie! - Krzyczałem uradowany jak nigdy dotąd.

Skakaliśmy i darliśmy się wniebogłosy, obgadywaliśmy wspólnie naszą przyszłość, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo duży błąd popełniłem. Nazajutrz tak jak opisywał Montez odebrał nas Benito i zaadoptował, miał przeogromną chatę. W końcu zarabiał nielegalnie, przez parę miesięcy zgrywał idealnego wujka. A moja senorita czekała na mnie z westchnieniem, kiedy w końcu będziemy mogli wyruszyć w świat. W dzień w dzień pisałem do niej listy miłosne, by nie zapomniała o mojej osobie, żeby co noc mogła je czytać przed snem. Jeszcze nie handlowaliśmy narkotykami aż do czasu kiedy nie zostaliśmy poproszeni na rozmowę. W niedzielny wieczór, ochroniarz zawołał nas abyśmy się udali do wuja.

- Buenas noches chłopcy! - Powiedział.

Siedział na czarnym skórzanym fotelu przed ogromnym biurkiem i sączył martini z oliwką. Od razu rzucił mi się w oczy obraz olejny ,który przedstawiał posturę wuja, a u jego boku znajdował się groźny pies, a raczej bydle.

- Buenas noches. - Powtórzyliśmy równym głosem.

- Pewnie spodziewaliście się, kiedy nadejdzie ten dzień. Dziś kończycie szesnaście lat, minął rok odkąd jesteśmy familias. - Spojrzał na nas po czym dodał. - Może się napijecie? Ja akurat preferuje martini bianco, nie whisky, trunek, lecz wermut, który charakteryzuje się delikatnością z posmakiem wanilii i winogrona. A wiecie dlaczego? - Zapytał retorycznie. - Bo wasza ciocia uwielbiała ten rodzaj alkoholu, a on mi o niej przypomina za każdym razem kiedy biorę łyka tego cudu. - Westchnął po czym powąchał napitek.

- To bardzo romantyczne, co się z nią stało?. - Spojrzałem na niego.

- Bóg mi ją zabrał. Zachorowała na raka, dzień przed naszą rocznicą. Ah gdybym mógł ją znów ujrzeć. - Westchnął z żalem poprawiając kołnierzyk od białej koszuli.

- Przykro mi. - Spojrzałem na ziemię.

- Nic nie szkodzi. A ty Juanie Dolores, masz swoją ukochaną? - Uniósł lewą brew do góry.

- Obiecałem sobie, że kupię jej cały świat. - Odparłem z dumą w głosie.

- Ale czy ona tego chce? - Odpowiedział donośnym głosem.

Spojrzałem na niego zagubiony, serce zaczęło mi szybciej bić, a mój oddech stał się ciężki.

- Widzisz czasem wydaje nam się, że znamy kogoś na wylot, ale nigdy nie wiesz do czego ta osoba jest zdolna dopóki nie postawisz ją przed ważnymi decyzjami. Więc zapytaj się i sprawdź czy ona rzeczywiście tego pragnie. - Uśmiechnął się szeroko.

- Dobra, dobra może przejdźmy do rzeczy. - Wtrącił się Rafi.

- No to tak, jutro w godzinach 10-12 jeden z was dostarczy Panu Gonzales pizzę pepperoni z naszym słynnym dodatkiem. Nasz klient musi otrzymać 2 gramy kokainy. Natomiast drugi między 12-13 godziną uda się do Pana Ortiza i wręczy mu margaritę z 3 gramami, ale heroiny. Ubrania macie w szafie, a rowery przed domem. Czy to jasne? - Zapytał surowym tonem.


- Taak. - Odparliśmy i potaknęliśmy głową.

Mężczyzna do towarzystwa Where stories live. Discover now