16 Romantyczne molo

27 2 0
                                    

Wiedziałem, że się zgodzi. Mało kto odbiera od kogoś telefon w środku nocy. Brakowało jej mnie, mimo że zgrywała zimną sukę, lecz nie ze mną te numery. Dokładnie znałem jej zagrywki. Odświeżyłem się, na drogę wziąłem ze sobą musujące wino w coolerze z lodem. Wyjątkowo mi się podobał, był w kolorze złotym. Na kostkach były porozrzucane płatki krwistych róż. Do butelki przywiązano różową różyczkę. To sprawiło, że musiałem sobie to przywłaszczyć. Gdy coś mi się podobało musiałem to mieć. Taki już byłem. W dodatku może zaliczę przygodny seks z Susan na plaży. W niektórych sytuacjach musiałem doszukiwać się korzyści. Uwielbiałem je.
Szedłem powolnym krokiem w jednej ręce trzymałem skradzioną rzecz, a w drugiej ciągnąłem za sobą walizkę. Niebo było niemal, że czarne. Można było dostrzec tylko kilka gwiazd. Natomiast w centrum uwagi zdecydowanie był księżyc, wyglądało to na pełnie. W głowie od razu przypomniały mi się te wszystkie filmy o wilkołakach. Za dzieciaka lubiłem takie bzdety.
Poczułem lekkie dreszcze, gdy nie było za bardzo nic widać. Drogę oświetlała mi tylko poświata księżyca. Usłyszałem wyraźny szum morza, odczuwając piasek pod nogami. Walizka odmówiła mi posłuszeństwa. Chwyciłem za uchwyt w górę, tym razem ją nosząc.

W oddali dostrzegłem molo przyozdobione w błękitne światełka.

Przyznam, że wyglądało to nietypowo i całkiem ładnie.

Dotarłem pod molo, walizkę położyłem przy słupku.

Stała tam ona, oparta o poręcz wpatrzona w fale. Tej nocy były one spokojne. Podszedłem do niej trzymając w ręku prezent odkładając na drewniane szczeble. Odwiązałem różę od butelki chwytając w zęby.

- Zatańczymy tango mademoiselle? - Próbowałem wydukać dość wyraźnie, by mnie zrozumiała rozkładając przy tym ręce prosząc do tańca.


Zaśmiała się jak małe dziecko.

- Tak bez muzyki? - Chwyciła mnie za dłonie przybliżając się do mnie. - Pokaleczysz się skarbie. - Wyjęła mi z ust różę rzucając w morze.

- A miało być tak romantycznie. - Zaśmiałem się.

Faktycznie może nie był to za dobry pomysł. Poczułem lekkie pieczenie w kącikach ust, gdy się śmiałem.

Susan nie mogła ze śmiechu, patrząc na mnie.

- Wyglądasz jak Joker! - Mówiła przez śmiech.

- Zasłużyłem co, ktoś musi mnie opatrzeć teraz. - Spojrzałem na nią udając oburzonego zakładając ręce na klatę.

- Już ja cię opatrzę. - Złapała mnie na twarz, całując w zranione miejsca.

Powoli zacząłem całować coraz namiętniej, chwyciłem za jej bioderka przyciągając ją coraz bliżej tak by poczuła mojego jak jest napalony. Wtem Susan przerwała pocałunki.

- Myślałam, że będziemy rozmawiać. - Spojrzała na mnie wzrokiem jakim nigdy nie patrzyła. Takim głębokim, a jednocześnie zaniepokojonym.

Jak to tak myślała, przecież to ona zapoczątkowała teraz pieszczoty.

- Nie rozumiem? - Zrobiłem skwaszoną minę.

- Musimy przestać. - Złapała mnie czule za dłoń. - Słuchaj, wiesz, że spotykałam się z różnymi, ale z tym co się ostatnio spotykam jest zupełnie inaczej. Myślę, że to ten jedyny.

Stałem zupełnie jak słup soli, nie mogłem uwierzyć, że takie słowa padają z ust rudej zadziornej wiewióry. Była jak zupełnie inna osoba. Nie mogłem jej poznać, a przecież znaliśmy się tyle lat.

Mężczyzna do towarzystwa Where stories live. Discover now