niecodzienny widok

1.9K 46 39
                                    

Jechaliśmy w ciszy. Wiedziałam, że w końcu muszę się odezwać. Popatrzyłam na Dylana, któremu wkurwienie nie opuściło twarzy.
-Musisz się tak zachowywać?- syknełam do niego.
-Niby jak?!
-Jak palant.
-Ja próbuje tylko Cię chronić!- fuknął Dylan patrząc na mnie gniewnie.
-Nie potrzebuję takiej ochrony.
-Nie oczekuj, że będę dla niego miły. Najchętniej bym go zabił. Dobrze o tym wiesz.

Wdech, wydech

-Porozmawiajmy jak dorośli. Wiem, że nie chodzi tylko o to, że to Santan i należy do organizacji. Co się dzieje Dylan?- spytałam go łagodnie.
-Nic, chodzi tylko o to.- burknął zaciskając dłonie na kierownicy.
-Dylan...
Wiedziałam, że za agresywnym zachowaniem mojego brata kryje się coś więcej.
-Co chcesz usłyszeć Hailie. Martwię się o Ciebie. Ktoś już skrzywdził cię na moich oczach. Boj...boję się, że on też to zrobi. Nie chce żebyś cierpiała. Nie chce żebyś mieszała się w nasz świat. Wiesz jak niebezpieczny będzie dla ciebie związek z nim.- powiedział patrząc mi w oczy, które się zaszkliły.
- Nie chce Cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś ci zrobił. On lub ktokolwiek inny.
Złapałam go za rękę
- Dylan... Nie stracisz mnie.

Gdy wysiedliśmy z samochodu pod Willą Monetów od razu wpadłam mu w ramiona. Przytuliliśmy się kilka minut po czym skierowałam się do środka.
-I tak nadal chce go zabić.
Westchnełam i przewróciłam oczami.

W rezydencji panowała dość napięta atmosfera dlatego szybko skierowałam się do mojego pokoju.

Wzięłam szybki przysznic. Poczytałam książkę i zasnęłam. Ten dzień był wyczerpujący.

Rano wszyscy byli już w lepszych humorach. Jedliśmy  w spokoju śniadanie rozmawiają.
-Dylan za kilka dni twój ślub z Martią. Tak się cieszę!- pisnełam.
-Współczuje stary.- parsknął Tony.
-Zamknij się. Ciebie żadna nie chce.- fuknął do niego Dylan.
-Nie potrzebuje kobiety do szczęścia. A do ślubu i straty wolności mi się nie śpieszy.- odpowiedział mu Tony z uśmieszkiem.
Dylan zerknął na niego spod przymrużonych powiek ale nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się lekko.
Cieszył się tym ślubem a ja razem z nim bo szczęście mojego brata było dla mnie bardzo ważne.

Późnym popołudniem napisał do mnie Adrien. Chciał zabrać mnie na kolację.

Przyjechał po mnie równo o 18. Wyglądał jak zwykle nie nagannie.
Musiał być po jakimś ważnym spotkaniu.
-Witaj Hailie Monet.
Zamiast odpowiedzieć podeszłam do niego i pocałowałam w usta.
-Częściej możesz mnie tak witać.- powiedział z uśmieszkiem na twarzy.
-Jedźmy już zanim moji rozwścieczeni bracia wyjdą z domu.
Adrien zaśmiał się i otworzył mi drzwi o samochód po czym udał się na miejsce kierowcy.

Jakie było moje zdziwienie gdy Adrien zaparkował samochód koło Macdonalda.
-Dobrze się czujesz?- spytałam go.
-Cudownie. Chyba nie sądziłasz, że nie lubię fast foodów.- roześmiał się.
-a czy twoja idealna sylwetka na tym nie ucierpi? To dużo kalorii.
-Spokojnie gdy pojedziemy do mnie pomożesz mi je spalić.- powiedział i puścił do mnie oczko.
Walnełam go lekko w ramie ale uśmiechnęłam się pod nosem.
-Idziemy?
-Tak.

Zamówiliśmy swoje jedzenie i usiedliśmy do stolika. Zaczęliśmy jeść. Gdy zerknełam na Adriena wybuchnełam śmiechem.
-Co Cię tak śmieszy?
-Cóż, widok ciebie obżerającego się burgerem w drogim garniturze w Macdonaldzie jest dosyć niecodzienny.
Adrien uśmiechnął się zadziornie.
-Nie przyzwyczajaj się, żadko tu zaglądam. Muszę dbać o swoje ciało.

Zjedliśmy do końca, porozmawialismy chwilę po czym udaliśmy się do wyjścia. Jednak w drzwiach ktoś na mnie wpadł.
-Przepraszam bar...Hailie!?

Info.

Przez kilka dni nie będzie rozdziałów ponieważ wyjeżdżam i nie będe miała czasu na pisanie.

Jak myślicie na kogo wpadli?

Pozdrawiam.

Zakazana Miłość W Świecie Zasad(A.S&H.M)Where stories live. Discover now