Rozdział 21.

36 7 26
                                    

Pisany przez wiele tygodni i w bólach... No i kłamałam z tymi czterema rozdziałami. Dopiero teraz zostały cztery do końca. Rozrosło się to cholerstwo o jeszcze jedną część, utrudniając mi życie. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że skończyłam to pisać.


– ...zostają skazani na dożywotni pobyt w więzieniu o zaostrzonym rygorze bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.

Corrie miała wrażenie, że z tej ulgi po usłyszeniu wyroku opadnie bezsilnie na ławkę. Jednak Rangiku w porę złapała ją pod ramię i utrzymała w pionie tak długo, jak było to konieczne. W tej chwili doskonale rozumiała przyjaciółkę. Wszyscy czekali na koniec rozprawy, choć zdawali sobie sprawę, że sprawa może się ciągnąć nawet latami. Pewnie gdyby Kyoraku nie pociągnął za odpowiednie sznurki w prokuraturze, sprawa nadal tkwiłaby na stosie podobnych, a Corrie nie mogłaby się w pełni skupić na odzyskaniu zdrowia.

I to w sumie było smutne. Wielokrotnie ofiary musiały czekać, aż sprawiedliwości stanie się zadość, a czasami wręcz nigdy jej nie doczekają. Długie dochodzenia śledczych męczyły wszystkich zamieszanych w sprawę, niejednokrotnie pojawiały się wpływy tych, którzy uważali, że mogą więcej. Ofiarę potrafił przytłoczyć ostracyzm, bo przecież dobrym ludziom nie dzieje się krzywda. Zawsze pojawiła się choć jedna osoba, która stwierdziła, że z pewnością sama się prosiła, że po co wychodziła tak późno czy tak ubrana. Że napastnik został sprowokowany do popełnienia zbrodni.

Corrie została przed tym wszystkim ochroniona. Wieloletni przyjaciel jej wuja nie mógł osobiście uczestniczyć w procesie, by nie naruszać etyki adwokackiej, jednak tak długo naciskał na znajomych prokuratorów, by wszystko przebiegło w miarę bezboleśnie, a winnych spotkała odpowiednia kara.

Corrie to w sumie nie obchodziło. Żaden wyrok nie zwróci jej Izuru, nie zmieni przeszłości. Owszem, myśl, że ci ludzie nigdy już nie zbliżą się do niej, sprawiała, że nieco łatwiej było oddychać. Nie musiała się bać, że po raz kolejny zamienią jej życie w piekło. Mogła patrzeć w przyszłość bez lęku przed przeszłością.

Inna sprawa, czy potrafiła. Nikt do tej pory nie zapytał jej, co chce robić dalej. Obawiali się, że na zadawanie takich pytań jest jeszcze za wcześnie, że najpierw powinni dać jej zamknąć ten etap, a dopiero później interesować się jej dalszymi planami. Była za to wdzięczna. Nie musiała o tym wszystkim myśleć, decydować. Mogła żyć w zawieszeniu, w swojej bańce, z której wciąż nie potrafiła wyjść. I nie była pewna, czy w ogóle chce.

Pod budynkiem sądu czekał Shuuhei. Tym razem Corrie powiedziała mu o rozprawie, ale nie chciała, żeby na nią przychodził. Uszanował tę prośbę, choć z ciężkim sercem. Naprawdę chciał wesprzeć przyjaciółkę w tym momencie, być obok, by miała się, na kim wesprzeć. A jednak w tej sprawie był kompletnie obcy i może rzeczywiście powinien trzymać się od tego z daleka.

Nie potrafił jednak powstrzymać się przed skrzywieniem na widok Rangiku. Wiedział, że wciąż się nie pogodziły z Corrie, nie na tyle, by ich relacje wróciły na zdrowe tory. A jednak Matsumoto stawiła się przy boku Corrie w tym najgorszym momencie. Wciąż musiało jej zależeć na przyjaciółce, nawet jeśli nie potrafiła tego prawidłowo okazać w codziennym życiu.

Rangiku też się skrzywiła na jego widok. Wciąż nie potrafiła zrozumieć, co przyjaciółka widziała w tym mężczyźnie, że tak uparcie się go trzymała. Czy naprawdę ciągnęło ją do niebezpieczeństwa? Czy było w tym coś innego? Rangiku nie wiedziała, nie potrafiła objąć tego rozumem, bo dla niej Shuuhei był niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Stanowczo nie chciała go w pobliżu Corrie.

Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, lecz żadne się nie odezwało, nie chcąc wywoływać niepotrzebnego spięcia. To nie był czas ani miejsce na takie rzeczy. Nie mogli tak jednak w nieskończoność.

Jej promienny uśmiech [Bleach]Where stories live. Discover now