Rozdział 6.

35 3 0
                                    

Corrie poczuła ulgę, gdy wreszcie wyszły na świeże powietrze, choć zgiełk miasta ani trochę nie ułagodził kotłujących się emocji. Pewnie gdyby nie Rangiku, nie utrzymałaby maski spokoju, bo w tej chwili chciała tylko schować się i wyć z rozpaczy. Przyjaciółka delikatnie dotknęła jej dłoni, zwracając na siebie uwagę. Corrie spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.

– Byłaś bardzo dzielna – odezwała się Matsumoto. – Jestem z ciebie dumna, bo wiem, ile cię to kosztowało.

Corrie odwróciła wzrok. Nie chciała o tym wszystkim myśleć czy rozmawiać, bo sama nie uważała, żeby zdobyła się na odwagę. Bała się, że jakiś szczegół może sprawić, że wszystko skończy się źle. Nie wyobrażała sobie tego.

– Corrie?

Odwróciła się zaskoczona, bo nie spodziewała się spotkać Shuuheia w tym momencie. Zagryzła nerwowo wargę, uciekając spojrzeniem, gdy przyjrzał jej się uważniej. Coś mu się w postawie dziewczyny bardzo nie podobało, a że nie odpisała na żadną wiadomość od rana, tym bardziej go martwiło.

To przypadek sprawił, że zawędrował do centrum, nie mając jakiegoś określonego celu. Kazeshini wyjątkowo grzecznie idący na smyczy też nie protestował przed dłuższą wycieczką, a teraz obszedł niezwracającą na niego uwagi Corrie.

W pierwszej chwili nie był pewny, czy to na pewno ona, ale zaraz pozbył się wątpliwości, choć był nieco zaskoczony. Corrie wyglądała inaczej w dość oficjalnych ubraniach, ciemny żakiet i spodnie w kant dodawały jej powagi, gdzieś też zniknął wesoły uśmiech, do którego tak go przyzwyczaiła. Podszedł więc z niezbyt dobrymi przeczuciami, ale nie mógł jej nie zawołać.

– Stało się coś? – zapytał, dostrzegając zaczerwienione oczy dziewczyny.

Płakała. Tego był pewien. Cokolwiek się stało, cokolwiek robiła, delikatny makijaż nie ukrył przed nim śladu łez, a to skręciło mu wnętrzności, choć nie miał pewności co do powodu.

Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, bo w sumie jakoś nie potrafiła poprzedniego wieczoru wspomnieć o wszystkim. Sama nie była pewna powodu takiego zachowania. Czy było jej wstyd przed nim? A może chciała powstrzymać go przed deklaracją, że z nią pójdzie, bo wiedziała, że chciałby okazać jej w ten sposób swoje wsparcie. Teraz czuła się głupio, jakby złapał ją na czymś nieodpowiednim.

– Dziś była pierwsza rozprawa – odpowiedziała cicho.

Shuuhei nie do końca wiedział, jak powinien zareagować. Zerknął w bok, rzeczywiście stali niedaleko budynku sądu. Był zaskoczony, skoro nie wspomniała nic wcześniej. Do tego ta świadomość go ukuła, a przecież nie powinna. Miała prawo mu nie mówić, a on też nie wpadł na to, by o to zapytać.

Żadne sensowne słowa nie chciały przyjść, więc po prostu zbliżył się i chciał ją przytulić, kiedy pomiędzy nich wkroczyła Rangiku.

– Zostaw Corrie w spokoju – odezwała się powoli, akcentując każde słowo.

Shuuhei uniósł ręce w geście poddania.

– Nie miałem złych zamiarów – odparł, zaskoczony niechęcią kobiety.

Nie kojarzył jej absolutnie, ale domyślał się, że musiała być to przyjaciółka Corrie. Prawdopodobnie jedna z tych, które miały nieprzyjemność być świadkiem ich pierwszego, nieciekawego przecież spotkania.

– Dobrze ci radzę, odczep się od niej – syknęła kobieta. – Przestań się wokół niej kręcić.

W tym momencie Corrie złapała ją za ramię, zrównując się z nią.

Jej promienny uśmiech [Bleach]Where stories live. Discover now