Rozdział 15.

34 4 8
                                    

Corrie nigdzie nie było. Musiała złapać chwilę wcześniej autobus, skoro nie dostrzegli jej nigdzie w pobliżu. Renji z ciężkim westchnieniem sprawdził rozkład jazdy, mając nadzieję, że to cokolwiek podpowie w celu wściekłej przyjaciółki. Shuuhei tymczasem próbował się do niej dodzwonić, ale bezskutecznie.

– Nie odbiera.

– Mam nadzieję, że pojechała do domu – mruknął Renji. – Dawno nie widziałem jej w takim stanie.

– Czemu przyjaźnicie się w ogóle z tym draniem? – zapytał Shuuhei ze złością. – Zranił ją z premedytacją.

– To skomplikowana historia – odparł Abarai, krzywiąc się, kiedy dotarło do niego, że następny autobus mają dopiero za kilkanaście minut. Najwyraźniej będą musieli pokonać tę trasę pieszo. – Hirako ma swoje odpały, ale zwykle nie zachowuje się aż tak. Podejrzewam, że dostał szału z twojego powodu. On naprawdę nienawidzi wojska.

– To go nie tłumaczy – warknął Shuuhei.

– Potem wyjaśnię. Na razie znajdźmy Corrie.

Mieszkanie dziewczyny było puste i nic nie wskazywało na to, żeby do niego wróciła przed nimi. Sprawdzili też okoliczny park, również bez rezultatów, a nadal nie odbierała telefonu. Shuuhei zaczął się już poważnie martwić, zwłaszcza widząc minę Renjiego, który nie chciał mu wyjaśnić, dlaczego aż tak się zaniepokoił.

– Chyba wiem, gdzie może być – uznał Abarai, kiedy Shuuhei napomknął, że najwyraźniej trzeba sprawdzić każde miejsce, w którym lubiła przebywać.

Nie rozwinął tematu, podążając w konkretnym kierunku. Zmierzchało już, gdy dotarli na miejski cmentarz. Znaleźli Corrie przy grobie Kiry. Renji przez chwilę nie potrafił ukryć, jak bardzo ten widok go bolał, sam wyglądał na zrozpaczonego, patrząc na nagrobek przyjaciela i Shuuhei czuł się bardzo nie na miejscu. Przecież ci ludzie znali się od wielu lat, nawet jeśli nie zgadzali się w niektórych kwestiach, byli sobie bliscy.

Corrie już nie płakała, ale wciąż miała zaczerwienione oczy i mokre policzki. Nie zwróciła na nich uwagi pogrążona we własnych myślach. Obaj przez chwilę stali wpatrzeni w nią, po czym Renji w końcu się ruszył. Położył dłoń na ramieniu przyjaciółki.

– Wracajmy do domu. Jest już późno – odezwał się cicho.

– Nie chcę wracać – mruknęła, kuląc się.

– Niedługo dozorca cmentarza zamknie bramę i będziemy musieli skakać przez mur. No chodź.

Corrie opierała się jeszcze przez chwilę, po czym podniosła się z miejsca. W milczeniu wrócili do mieszkania dziewczyny. Renji bez pytania poszedł do kuchni zrobić coś do picia, co w przypadku Corrie i Shuuheia było herbatą, a w jego kawą. Obok kubka przyjaciółki położył też wyciągnięte z którejś szafki tabletki.

Corrie spojrzała na Renjiego spod byka, ale się nie odezwała. Abarai westchnął, opadając na fotel.

– Wiesz, że będzie ci ciężko zasnąć przez tego dupka – powiedział. – A siedzenie i zadręczanie się przez całą noc niczego nie zmieni.

– To i tak nie pomoże na koszmary – mruknęła.

– Na to nic nie pomoże – odparł. – Ale nie zostaniesz dzisiaj sama.

– Nie traktuj mnie jak dziecka, Renji – fuknęła wściekle. – Jeszcze sam do niedawna zachowywałeś się jak Shinji.

– Ja nie wyzywam ludzi od morderców i gwałcicieli – warknął.

Corrie skrzywiła się boleśnie, co trochę powstrzymało Abaraia. Odetchnął głęboko, nim odezwał się ponownie.

– Corrie, oboje doskonale wiemy, że Shinji to dupek, a dzisiaj koncertowo doprowadził wszystkich do szału. Podejrzewam, że dostał całą tyradę od Toshiro, gdy tylko wyszliśmy za tobą. Nie będę go bronić, bo stanowczo przesadził. Po prostu nie chcę, żebyś musiała się przez niego męczyć. To miał być miły wieczór.

Jej promienny uśmiech [Bleach]Where stories live. Discover now