Rozdział siódmy: Kryptonim "Nieznajomy" cz.1

248 28 3
                                    

Rozpocznij pisanie swojej opowieści

/Hej witajcie i dziękuję za Waszą cierpliwość - zawsze jak jest coś do zrobienia to wali się na głowę tysiąc innych rzeczy. Nie przejmujcie się długością, jutro wleci „Nieznajomy" cz.2 😊
Może kogoś uraduje ta wiadomość, ale w swojej przerwie zaczęłam pracować nad kolejnym ss/hp, więc jeśli chcielibyście mogę naprzemian publikować rozdziały I'll be there oraz tego drugiego. Jeśli nie to z publikacją zaczekam do końca I'll be there 🥰
Do jutra!/

Pielęgniarka spojrzała na niego na początku podejrzliwie, jednak widząc czarujący uśmiech młodzieńca za ladą, sama mimowolnie się uśmiechnęła.

-Jest Pan kimś z rodziny?

Harry czuł, jak pocą mu się ręce, bał się zostać przyłapany na kłamstwie. W dodatku nie był zbyt dobry w blefowaniu.

-Tak. Jestem jego siostrzeńcem - powiedział, wkładając w to tyle pewności siebie, ile tylko mógł w tej chwili wykrzesać. Nie przestawał się uśmiechać.

-Oh, rozumiem. Taki siostrzeniec to skarb, musiałeś naprawdę szybko przyjechać na wieść o wypadku. Twój wujek był operowany, ale z tego co widzę przewieźli do go sali... 206. To drugie piętro, po schodach i na lewo - pielęgniarka uśmiechnęła się ciepło do Harry'ego, a ten podziękował grzecznie i jak najszybciej udał się we wskazanym kierunku.

Jego uda piekły przez rany, które zostały dopiero co opatrzone, więc zdecydował się użyć windy i odpuścić sobie wycieczkę po schodach. Już po kilku minutach stał przed drzwiami sali 206. Po cichu otworzył drzwi i zajrzał do pomieszczenia. Stały tam dwa łóżka, z czego jedno było puste, a przy drugim, zajętym, stały włączone aparatury medyczne, które cicho pikały. Harry wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.

Wszedł ostrożnie, jakby obawiał się, że mężczyzna wstanie i go zaatakuje. Zwłaszcza, że Harry zobaczył do czego jest zdolny wcale nie tak dawno temu. 

Ale on leżał zupełnie nieruchomo i spokojnie. Młodzieniec zbliżył się do łóżka w pomieszczeniu i spojrzał na mężczyznę na nim. Niemal zawrócił myśląc, że nie jest to ten sam człowiek, który tak brawurowo uratował jego życie tego wieczoru. Człowiek leżący na łóżku wydawał się młodszy i zdecydowanie nie miał tak groźnego wyrazu twarzy. Czarne włosy były rozsypane na poduszce i Harry musiał oprzeć się pragnieniu zaplecenia ich w warkocze – gdyby Pan Snape się obudził, zdecydowanie nie byłby to dobry początek ich znajomości, a patrząc do czego był zdolny, Harry mógłby wykonać lot w jedną stronę ze szpitalnego okna.

Chłopak chwycił krzesło i przysunął je najciszej jak potrafił do łóżka poszkodowanego, usiadł ostrożnie, uważając na swoje rany i wziął głęboki wdech, odsuwając kosmyk czarnych włosów z czoła mężczyzny. Musiał go irytować, łaskocząc w nos.

Harry po raz kolejny próbował przetrawić wszystko co wydarzyło się tego wieczoru. Próbował też zrozumieć swoje zachowanie i odpowiedzieć na pytania, które go dręczyły.

Dlaczego nie wykonywał poleceń napastnika? Dlaczego go prowokował? 

I przede wszystkim – dlaczego ten nieznajomy gbur się tak poświęcił, by go uratować? 

To mogło skończyć się znacznie gorzej. Napastnik mógł chcieć po prostu dokończyć dzieła i dobić ich obu, mógł też zaczaić się przy sklepie i obserwować ich, by dokończyć co zaczął w nieco późniejszym terminie. Ta myśl sprawiła, że Harry poczuł mdłości. Co, jeśli ten człowiek ich znajdzie? W końcu uciekł policji z łatwością i być może jest na tyle zdesperowany, że nie przejmie się ilością ofiar tylko zemstą za nieudany łów. Potter spojrzał ponownie na swojego wybawiciela i zmartwił się. Przecież jest na tyle poszkodowany, że najprostsze czynności będą przychodzić mu z trudem, a co dopiero samoobrona. Przecież nie da rady sobie z uzbrojonym desperatem, prawda?

Harry zmarszczył brwi i przymknął oczy. Tylko na chwilkę - powiedział sobie w myślach i nieświadomie przeczesywał czarne włosy Gbura Snape'a.

Gdy obudził się, nie byli w pomieszczeniu sami, pielęgniarka coś sprawdzała przy mężczyźnie i gdy zobaczyła, że Harry nie śpi, uśmiechnęła się ciepło i poklepała go po dłoni.

-Dzień dobry kochaneczku. Już ósma, jedź do domu chociaż na chwilkę, twojemu wujkowi nic nie będzie, pewnie nadal będzie spał, jak wrócisz - powiedziała kobieta z troską i Harry nie mógł się z nią nie zgodzić. Potrzebował prysznica i świeżych ubrań. Musiał też pojechać do sklepu, żeby zapytać właściciela czy wszystko w porządku. 

Uśmiechnął się do niej i przytaknął żywo.

-Ma Pani rację, ale wrócę najszybciej jak to możliwe - jego głos był zdeterminowany i ponownie zwrócił wzrok na leżącego mężczyznę. Nadal brakowało mu żywych kolorów na skórze, ale zdecydowanie lepiej wyglądał taki niż zalany krwią. 

Wstał i grzecznie pożegnał kobietę, a następnie wyszedł z sali. Od razu kroki skierował ku windzie, którą udał się na parter i do wyjścia. Z rana w szpitalu nie było wielu ludzi, kilka matek z dziećmi, paru rowerzystów. Gdy wyszedł na chłodne poranne powietrze odetchnął z ulgą. Może uda mu się załatwić wszystko przed największymi upałami. Z tą myślą popędził na autobus, który miał zabrać go w okolice jego mieszkania. Trochę przeceniając swoje umiejętności po poprzednim dniu, syknął z bólu i zwolnił kroku. Na szczęście mimo swej "kontuzji" zdążył na autobus i zapłacił kierowcy. W niecałe pół godziny był już pod swoim mieszkaniem i wyciągnął klucz. Wspiął się na górę do swoich drzwi i zamarł. 

Na drzwiach wisiała kartka z oficjalnym nakazem eksmisji. Miał tydzień, żeby się wynieść. Zakręciło mu się w głowie i musiał oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Wziął głęboki wdech. Mógł się tego spodziewać. 

Wszedł do mieszkania zrywając z drzwi kartę i od razu skierował się pod prysznic, zrzucając po drodze wszystkie ubrania. Trząsł się jakby spędził pół nocy na mrozie. Ale zamiast ciepłego prysznica zdecydował się na zimną wodę, by nieco otrzeźwić swój umysł. 

Spokojnie Harry, masz tydzień, żeby coś wymyślić - powtarzał sobie swoją małą mantrę.

Czemu zawsze wszystko musiało walić się w tym samym momencie, czemu nie mógł przeżyć chociaż kilku miesięcy nie martwiąc się o pieniądze, dach nad głową, czy jedzenie?

Mógł zawsze wynieść się do Rona i Hermiony i wiedział, że jeśli powie im co się wydarzyło to sami zaproponują mu takie rozwiązanie. Nie, oni odpadają. Było lato, nie było zimno, więc kilka nocy mógłby spędzić w jakimś parku. Zrobiło mu się znów słabo na tą myśl.

Ty nieudaczniku! Zgnijesz bez nas, nie będziesz miał niczego i skończysz na ulicy jak twoi zaćpani rodzice! - wrzeszczał w jego głowie głos łudząco podobny do ciotki Petunii, która nieraz rzucała takimi uwagami w jego stronę.

Harry wyszedł spod prysznica i ubrał się szybko, odnajdując w sobie ostatnie złoża determinacji i miał nadzieje, że starczą one aż do momentu, gdy wszystko wróci na dobre tory. O ile wróci. 

Wyszedł z domu ubrany w czyste ubranie i ruszył do sklepu, czując w żołądku, że złe wiadomości jeszcze się nie skończyły oraz mając świadomość, że bardzo chce wrócić do nieznajomego Gbura.

i'll be there /snarry/Where stories live. Discover now