Rozdział czwarty: Kryptonim "Impertynent" cz. 1

291 38 7
                                    

/Hejka! Zgodnie z harmonogramem - rozdział, no jego część. Dzisiaj dostałam taką nowinkę, że chodziłam po ścianach i nie miałam siły dokończyć czwartego rozdziału, więc został on podzielony na dwie części :) /


Gdyby Harry miał określić, ile dobrych dni miał w życiu, mógłby spokojnie policzyć je na jednej ręce. Nawet w miarę spokojne dni były nieraz przepełnione goryczą przeszłości i strachem przed tym co nadejdzie.

Najlepsze dni, które wspominał to te, w których miał wolne od pracy i spędzał czas nad nauką oraz spotykał się z Ronem i Hermioną. Ta druga zawsze dbała, by miał książki i mógł uczyć się samodzielnie, powtarzała przy tym, że jeszcze będzie mógł kontynuować naukę, a jeśli będzie pracował sam na swoim samorozwojem, będzie mu łatwiej dostać stypendium.

Dziewczyna zawsze świetnie go pocieszała, z drugiej strony Ron świetnie odwracał jego uwagę od mrocznych myśli. Czasem jednak zastanawiał się, czy nie jest dla tej dwójki uciążliwym piątym kołem.

Nigdy nie wypowiedział swoich obaw przy przyjaciołach, za bardzo bał się, że ich odpowiedź będzie twierdząca, a dla niego to były jedyne osoby jakie miał. Poza nimi był sam jak palec.

Harry powiedział kiedyś Hermionie, gdy wypili kilka piw, że czasami emocje go przytłaczają aż za bardzo, że nie może zasnąć.

Następnego dnia, dziewczyna dała mu kilka swoich ulubionych tomów poezji.

-Harry, pomyśl może o jakimś artystycznym wyrażeniu tych emocji. Nie lubisz o nich rozmawiać, szanujemy to, ale myślę, że musisz znaleźć sposób, by się wyrazić - powiedziała wyciągając z szuflady czysty zeszyt i kilka długopisów, które wepchnęła mu do niewielkiej torby, gdy wcześniej wylądowały książki.

Kazała mu też popróbować różnych metod, pisania wierszy, dziennika, szkicowania. Harry'emu ten pomysł przypadł do gustu.

Tamtego wieczoru usiadł przed otworzonym zeszytem i zaczął pisać. Obudził się rano z ogromnym bólem w karku, gdyż zasnął przy biurku, ale miał zapisanych dziesięć stron swojego dziennika, który od tego dnia prowadził codziennie.

Gdy wrócił do domu tego dnia po bliskim spotkaniu z nieprzyjemnym klientem zapisał dwie strony i nawet kilka razy zdarzyło mu się obrazić mężczyznę i było to bardzo oczyszczające przeżycie.

Następne dni były dla niego znacznie łaskawsze, co prawda odczuwał ciągłe zmęczenie przez ilość godzin w ciągu dnia, które poświęcał pracy. Właściciel sklepu pewnego dnia przyjechał z krzesełkiem dla niego, jeszcze raz dziękując mu za to, że tak mu pomógł. Mężczyzna powiedział też, że ma jeszcze drugi sklep, w którym pracuje tylko on i jego żona. Mężczyzna wydawał się bardzo miły i nawet dawał Harry'emu produkty, które miał krótką datę ważności.

Chłopak miał ogromną nadzieję, że uda mu się utrzymać tą pracę, zwłaszcza, że mężczyzna płacił naprawdę sprawiedliwie. Harry przez ten czas spokojnie zaoszczędzi trochę grosza i nie będzie musiał się przynajmniej martwić brakiem jakichkolwiek oszczędności.

Nieprzyjemny klient nie pojawił się po tamtej sobocie ani razu, Harry miał lekkie wyrzuty sumienia i miał szczerą nadzieję, że mężczyzna nie postanowi donieść do jego szefa, że Harry go wyprowadził z równowagi. Z drugiej strony odczuł lekką ulgę, ten facet miał w sobie coś mrocznego, co sprawiało, że wyglądał na zupełnie niedostępnego. Trochę jakby był jakimś mrocznym cieniem, co wysysa całą radość z człowieka.

Jednak chłopak nie zaprzątał sobie zbytnio głowy mężczyzną, z innymi klientami złapał świetny kontakt, większość stałych klientów już po tygodniu mówiła mu po imieniu.

Harry lubił w tych ludziach to, że byli różnorodni. Zauważył szybko, że bardzo się otworzył przez tą pracę i lubił rytm tych dni, nie martwiąc się tak bardzo o to co się może wydarzyć i czy sobie poradzi.

Nim się obejrzał minęły dwa tygodnie, jego współpracownik potrzebował jeszcze tygodnia zwolnienia lekarskiego na rekonwalescencje, podobno miał okropny przypadek zapalenia płuc, przez co przez pierwszy tydzień nie opuszczał łóżka szpitalnego. Harry przyjął wieść o dodatkowych godzinach z radością, chociaż miał lekkie wyrzuty sumienia ze względu na chorego.

Ta sobota była przepiękna - kiedy nie było klientów Harry pozwolił sobie na wyjście przed sklep i wystawienie twarzy na słońce. Uśmiechnął się przez przyjemne ciepło na twarzy. Dawno nie czuł się tak lekko jak w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiele się w nim zmieniło i nawet wpisy w jego dzienniku zdawały się być znacznie bardziej pozytywne, niż kiedykolwiek.

Przed południem do sklepu zawitała mama Rona, Molly Weasley. Trzymała za rękę dziewczynkę, której rude włosy od razu potwierdzały kim jest. Harry nie miał okazji poznać całej rodziny Rona i Hermiony, ale Molly kilka razy wpadała do nich na kawę, gdy Harry u nich mieszkał. Jednak widział zdjęcia rodzinne i rozpoznał Ginny niemal od razu. Dziewczynka miała dziesięć lat, ale z tego co wiedział, był z niej mały diabeł i nieraz wpędzała swoich braci w kłopoty.

Molly była bardzo ciepłą kobietą, co każdy widział nawet na jej twarzy. Arthur, jej mąż i ojciec Rona, prowadził sklep z elektroniką w Londynie, planowali rozwinąć biznes na inne miasta Anglii i kto wie, może w przyszłości na inne zakątki świata. Ron przez ojca zaczął uczyć się w szkole biznesowej, chciał być jak najlepiej przygotowany, by pomóc ojcu. Molly w tym czasie zajmowała się domem i dziećmi oraz pisała naprawdę świetne książki dla najmłodszych. Jej dzieła z każdym dniem były coraz bardziej popularne.

- Harry! - uśmiechnęła się kobieta i objęła chłopaka, dopiero po chwili orientując się, że mogła się trochę zapędzić w wylewności swoich uczuć i odsunęła się nieco, ale gdy chłopak odwzajemnił uścisk, ponownie go przytuliła, po czym odsunęła go na długość ramion i obejrzała z każdej strony. Wydawała się być zadowolona tym co zobaczyła - Wreszcie lepiej jesz. Bardzo dobrze, ale pamiętaj, że jesteś mile widziany na kolacje, kiedy tylko będziesz mieć ochotę.

- Dziękuję Pani Weasley, to bardzo miłe - poczuł, jak dziewczynka ciągnie go za rękaw i gdy na nią spojrzał, został nagrodzony uśmiechem - Ty musisz być Ginny, twój brat o tobie dużo opowiadał, Hermina też.

Dziewczynka przytaknęła i schowała się za swoją mamę. Molly zaśmiała się cicho i zasłoniła usta dłonią.

-Chyba się zawstydziła.

Porozmawiali chwilkę podczas gdy Molly robiła zakupy, Harry musiał jednak szybko uciec do kasy, bo przyszło więcej klientów. Wszyscy w świetnych humorach, co w ogóle go nie dziwiło. To lato rozpieszczało nawet deszczową Anglię. Dostał parę napiwków, a Pani Weasley jeszcze dwa razy próbowała go przekonać, by odwiedził ich na kolacji.

Po dwunastej zaczęło robić się znacznie cieplej, przez co Harry musiał zdjąć kamizelkę i podwinąć rękawy koszuli.

Naprawdę to był piękny dzień. Nic nie mogło go zepsuć.

A przynajmniej tak myślał. 


Koniec części pierwszej rozdziału czwartego.

i'll be there /snarry/Where stories live. Discover now