Rozdział ósmy: Kryptonim "Opiekun"

419 35 4
                                    

/Cześć! 

Ślicznie dziękuję za wszystkie wasze komentarze i gwiazdki <3 Uwielbiam z Wami rozmawiać i przeżywać przygodę naszych chłopców!/

Powiedzieć, że Severus był zły to było niewielkie niedopowiedzenie.

Odwrócił głowę lekko i zauważył, że jego utrapienie nadal siedzi oparte o ścianę i po cichu czyta gazetę. Poprosił pielęgniarkę o nią, po tym jak starszy kazał mu znaleźć jakieś zajęcie, mówiąc, że chce wrócić do przerwanego snu. Tak naprawdę Snape już dawno się wyspał. Nie mógł sięgnąć pamięcią do momentu, gdy spał tak długo i czuł, mimo kiepskich okoliczności, że taki odpoczynek był potrzebny, by jego umysł mógł spokojnie się zregenerować. Ciało również. Nie licząc kurewsko bolesnej rany postrzałowej.

Więc zamiast spać, oglądał młodzieńca, który najwyraźniej uparł się, by spędzić z nim czas i nie miał zamiaru opuszczać pomieszczenia. Wyostrzył nieco wzrok, mrużąc przy tym oczy. Szukał urazów na ciele chłopaka i oprócz paru siniaków i zadrapań nic nie zauważył. Zresztą to nie jego sprawa. Wystarczy już, że uratował tego idiotę przed rychłą śmiercią w przypadkowym napadzie z bronią. Nie musi przecież się zastanawiać, czy nic mu nie jest.

-Jeśli przygląda mi się Pan z taką uwagą, stwierdzam, że albo leci Pan na mnie, albo próbuje mnie zabić wzrokiem.

Snape niemal się zerwał z łóżka z zamiarem uduszenia dzieciaka. Powstrzymał go ostry ból i syknął, wracając do poprzedniej pozycji. Chłopak wstał szybko ze swojego dotychczasowego miejsca pod ścianą i zmarszczył brwi, na jego twarzy nie było już tego głupkowatego uśmiechu sprzed chwili.

-Przepraszam. Chciałem tylko zażartować. Musi Pan się oszczędzać - powiedział i niczym zmartwiona matka, poprawił poduszkę, na której leżał Snape. Przyciągnął krzesełko bliżej łóżka, obaj skrzywili si e, gdy gumowe ochraniacze zapiszczały trąc o linoleum. Gdy młodzieniec znalazł się w zasięgu jego rąk, Severus odpuścił sobie morderstwo. Nie miał jednak zamiaru być uprzejmy, liczył na to, że jego opryskliwość skutecznie odstraszy chłopaka.

-Po co tu właściwie nadal jesteś? Nie masz co robić? - warknął Snape. gdy młodzieniec znalazł się w zasięgu jego rąk, odpuścił sobie morderstwo.

Harry westchnął i spojrzał przez okno. Bardzo chciał się komuś wygadać, ale nie wiedział czy ten facet jest odpowiednią osobą. Czasem lepiej zachować niektóre problemy tylko dla siebie. Nie wiedział nawet czy chce podzielić się nimi z Ronem i Hermioną. Mieli swoje życie i swoje problemy. Nie miał zamiaru stać się ponownie kamieniem u ich szyi.

Zamyślenie młodzieńca nie uszło uwadze spostrzegawczego Snape'a. Gdyby nie był tak wyczulony na najmniejsze niuanse, dawno skończyłby dwa metry pod ziemią. Chłopak wahał się z odpowiedzią, zupełnie jakby chciał coś odpowiedzieć, ale równocześnie tego nie mówić. Zapewne coś, co leżało mu na sercu i ciążyło. W końcu młody mężczyzna otrząsnął się i promienny uśmiech powrócił na jego twarz, nie sięgając jednak tych znajomych oczu.

Coś zakłuło boleśnie w klatce piersiowej starszego mężczyzny. Mimo, że nie mógł przypomnieć sobie kto był właścicielem takich oczu, to ich widok budził w nim jakieś uśpione uczucia, zupełnie jakby wyrzucił obraz tej osoby ze swojego umysłu, a jednak ta uparcie chciała do niego powrócić i zapewne zalać jego zgorzkniałe serce jeszcze większą dawką goryczy.

-Jak się Pan czuje? Nie jest Pan głodny? Przegapił Pan śniadanie, więc pielęgniarki dadzą Panu dopiero obiad. Oczywiście na mój koszt jako podziękowanie za ratunek.

-Nie, dziękuję. Nie mam zamiaru tu zostać do obiadu. Wracam do domu - powiedział całkowicie opanowanym głosem Severus i by wzmocnić swoje słowa, zacisnął zęby i zaczął się podnosić. Zmarszczył brwi i zdrową ręką odgarnął z szyi przylepione kosmyki czarnych włosów. Harry natychmiast skoczył na równe nogi.

i'll be there /snarry/Where stories live. Discover now