Rozdział drugi: Kryptonim "Zjawa"

367 50 5
                                    

/Hej! A tu taka niespodzianka przed weekendem.
Stwierdziłam, że skoro początek historii to głównie retrospekcje i wprowadzenie, to nie zaszkodzi dodać kolejnego rozdziału. W następnym jednym lub dwóch rozdziałach zobaczycie trochę życia Harry'ego.
Pamiętajcie, że tekst zapisany kursywą to wspomnienia bohaterów :)
Oczywiście harmonogram nadal obowiązuje, myślę nawet, że to miła niespodzianka jak pojawi się coś pomiędzy tymi datami.
Dajcie znać co myślicie, bardzo dziękuję za gwiazdki - to znaczy dla mnie dużo ❤️/

 
Gdy wszedł do domu po swojej wieczornej wyprawie, nadal był wściekły i życzył temu imbecylowi zza kasy, by szybko go stamtąd zwolnili. Impertynencki dzieciak, który myślał, że przyszedł do pracy bawić się w błazna i opowiadać o swoich spostrzeżeniach atmosferycznych.

Mały szkodnik.

Zniesmaczony rozpakował zakupy i wyciągnął paczkę ze swoim własnym, kieszonkowym rakiem płuc. Skoro nie mógł wygodnie rozsiąść się w fotelu ze szklanką alkoholu, inaczej pożywi swoje uzależnienia. Ot co.

Wyszedł tylnymi drzwiami wprost do ogródka, którego żywopłot odgradzał go od wszelkich niechcianych spojrzeń. Na tarasie nie było żadnych mebli ogrodowych, były mu zbędne. Usiadł więc na schodkach wyciągając papierosa z paczki. 

Chwilę przyglądał się bibułce otulającej nikotynę, obracając ją w palcach, wsunął filtr do ust i wydobył z kieszeni zapalniczkę. Zasłonił jedną dłonią papierosa przed powietrzem i z cichym pstryknięciem odpalił zapalniczkę, którą niezbyt delikatnie odłożył obok siebie, gdy mógł wreszcie zaciągnąć się dymem. Trzymał go chwilę w ustach, po czym wypuścił. 

Podciągnął kolana bliżej swojej klatki piersiowej, opierając o swoje uda przedramiona i chowając głowę między kolanami.

Czuł się psychicznie wykończony. Po tej nieprzyjemnej wycieczce miał dość wrażeń na cały najbliższy tydzień. Czym sobie zasłużył, że każdy kogo napotka próbuje go zagadywać i wciągać go w te banały dla idiotów. 

Dobrze wiedział, że nikt nie był szczery w kontakcie z nim. Szczerość to było ostatnie co Severus mógł powiedzieć o ludziach. Może powinien kupić psa i wytresować go tak, aby szczekał na idiotów.

Ramiona mężczyzny zatrzęsły się, gdy prychnął rozbawiony własną wizją. Ten pies nie przestawałby szczekać. Taki naród.

I tak ludzie tutaj znacznie różnili się od Amerykanów, wśród których dorastał. Mieli swego rodzaju klasę, podczas gdy tamci... zagubiony i rozpieszczony naród, a tylko nieliczni wiedzieli czym jest prawdziwe cierpienie. 

Severus dobrze pamiętał z frontu kilku starych wyjadaczy, którzy pamiętali Drugą Wojnę Światową. Czasem, gdy mogli chwilę odetchnąć w środku dżungli, opowiadali im jak walczyli, niektórzy z nich wtedy ledwo wchodząc w dorosłość. 

Jednemu z nich Severus wyznał ile tak naprawdę ma lat i czemu skłamał. Mężczyzna był koło czterdziestki, szybko jednak znalazł w sercu Snape'a swoje miejsce, był jak ojciec, którego nigdy nie miał. Czysto teoretycznie oczywiście. 

Mężczyzna nauczył Severusa jak szybko przeładować broń i jakich miejsc najlepiej unikać, by nie zastrzelono go lub pojmano jako jeńca wojennego, co i tak równało się z pierwszą opcją. Śmiercią. 

Snape też nie miał innych kompanów i był raczej uznawany za dziwaka, chociaż odczuwano do niego niewielki respekt, ponieważ podczas starć z wrogiem był nieomylny i nieraz uratował ich z beznadziejnej sytuacji, wymyślając plan na poczekaniu i realizując go. 

i'll be there /snarry/Où les histoires vivent. Découvrez maintenant