Rozdział siódmy: Kryptonim "Nieznajomy" cz.2

278 35 9
                                    

/Cześć! Obiecana druga część rozdziału ☺️
Harry'ego kopie życie (przepraszam, lubię uprzykrzać życia bohaterów) i wszystko wali się mu na głowę. Z tego tytułu chciałam tu wprowadzić też odrobinkę komizmu, mam nadzieję że wykonałam zadanie 😁
Swoją drogą I'll be there ma już wordowych stron. Dziękuję za każdy komentarz i gwiazdkę - ogrzewa to serduszko i daje siłę do dalszej pracy 🥹❤️/

Harry nie pomylił się co do złych wiadomości. Jego przeczucia niestety często bywały trafne - oczywiście nie wtedy, gdy ich trafność była potrzebna.

Gdy dotarł do sklepu, zauważył, że jest zamknięty. Udał się więc do drzwi prowadzących na zaplecze i zapukał. Drzwi otworzył mu właściciel, Pan Rubbins, który wyglądał na bardzo zmęczonego, a jego mina na widok Harry'ego wyrażała żal, wstyd, współczucie i kilka innych emocji tego pokroju. W każdym razie nie zwiastowała niczego dobrego. 

-Oh. Witaj Harry, chodź do środka, chodź - mężczyzna odsunął się na tyle, by wpuścić do środka młodego Pottera, który czuł, jak jego ręce zaczynają niebezpiecznie drżeć. Wiedział co usłyszy.

Wszedł i oparł się o ścianę, wiedząc, że jego ciało może w każdej chwili go zdradzić i zawieść.

-Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Słyszałem tylko jak policjanci mówili, że też musiałeś jechać do szpitala. Moja żona i ja byliśmy bardzo zmartwieni tym, co się stało. Dobrze, że nie byłeś sam... 

-Tak, jest w porządku - odpowiedział krótko, bojąc się, że jeśli spróbowałby powiedzieć coś więcej, mógłby się popłakać przed tym mężczyzną tu i teraz. 

-Ah... to dobrze, dobrze. Harry... - mężczyzna zamilkł na kilka długich sekund, w których Potter nie śmiał się nawet zbyt głośno oddychać - Chciałem załatwić to w innym terminie, wiem, że cała ta wczorajsza sytuacja, to wszystko to było dla ciebie sporo...jednak muszę Ci powiedzieć to jak najszybciej i nie ma sensu tego ukrywać. Jesteś świetnym pracownikiem, naprawdę uważam, że marnujesz się pracując w takich miejscach jak to. Jak wiesz mam dwa sklepy, drugi prowadzę wyłącznie z żoną i już od jakiegoś czasu nie mamy wystarczających dochodów z tego i dokładamy z dochodów drugiego. Otrzymamy przez wczorajszą sytuację spore ubezpieczenie i chciałbym być wobec Ciebie fair, oddamy Ci twoją wypłatę, a w ramach rekompensaty damy Ci również trzydzieści procent z ubezpieczenia. Mam pieniądze ze sobą i ... wiedz, że gdybyśmy mogli sobie na to pozwolić, wzięlibyśmy Cię do pracy w drugim sklepie, ale po prostu, nie stać nas na to w tej chwili.

Harry czuł, że kręci mu się w głowie. Czy zawsze musiało to wyglądać w ten sposób? Czy jego życie musiało go wystawiać na taką próbę.

Zacisnął zęby i przyodział na twarz maskę zrozumienia i podczas gdy na jego twarzy widać było słońce, w środku czuł, że panuje burza. 

-Panie Rubbins, nie musi Pan się tak tym zamęczać. Doceniam Państwa hojność i szczerość, to znaczy naprawdę wiele i cieszę się, że mogłem chociaż przez jakiś czas z Państwem współpracować - tak, zdecydowanie brzmiał bardzo profesjonalnie i dojrzale. Sam był w szoku tego, jak spokojny był jego głos. Albo była to już obojętność?

Dusił się. Musiał jak najszybciej stąd wyjść i nie wracać. Chciał udać się do szpitala, gdzie będzie mógł udawać kogoś innego. Przynajmniej do czasu aż mężczyzna, który go uratował nie odzyska przytomności i nie wywali go na zbity pysk. Szybko wymienił z właścicielem sklepu jeszcze kilka uprzejmości i odebrał od niego przygotowane pieniądze. Suma była na szczęście spora i uda mu się za to przeżyć kilka dobrych tygodni z przyjemnie pełnym żołądkiem i być może nawet wynajmie mieszkanie. Fakt, że dostał tak hojną odprawę ratował trochę beznadziejną sytuację w jakiej obecnie się znalazł. 

Wciąż drżąc od emocji i ze zmęczenia, które go nagle dopadło, udał się na przystanek, z którego szybko udało mu się dostać do szpitala. Niemal automatycznie ruszył do sali, jego ciało jakby kierowane za pomocą sznurków jak u marionetki. Gdy zbliżał się do sali, przywitał go promienny uśmiech pielęgniarki, która z rana wysłała go do domu. Wyglądała na znacznie bardziej zamęczoną, a jej wysoki kok nieco zdążył się rozwalić.

-Oh! Kochaneczku, tak szybko wróciłeś. Nasz dzielny pacjent niestety jeszcze się nie wybudził, ale liczymy na to, że zrobi to do dzisiejszego wieczora. Stracił trochę krwi, więc to zupełnie normalne, że musi wypocząć.

-Dzień dobry, proszę Pani. Tak, nie mogłem wysiedzieć w domu - uśmiechnął się słabo, chociaż zachowanie kobiety nieco roztopiło lód, który skuł jego ciało w trakcie tych wszystkich rewelacji. To było bardzo komfortowe uczucie.

Wymienili kilka zdań, głównie bezsensownych grzecznościowych zwrotów i Harry wszedł do znajomej już sali. Widok leżącego mężczyzny dał mu małą dozę spokoju, ale i poczucia winy. Może lepiej by było, gdyby wczoraj on się nie wychylał, nie ratował go. Wtedy to wszystko by go ominęło, ominęłoby ich obu.

Poprawił nieco poduszkę za głową Pana Snape'a i usiadł na swoim krześle. Wpatrywał się w spokojną twarz czarnowłosego tak długo, aż nie znużył go sen.

-Co ty tu robisz?! - wysyczał mu wprost do uch jadowity głos i Harry niemal wyskoczył z własnej skóry. Otworzył gwałtownie oczy i napotkał drugą parę - czarną i bezdenną. Oraz zimną jak lodowiec. Znajdował się w połowie na szpitalnej poduszce zdecydowanie zbyt blisko twarzy mężczyzny.

-Ups. Przepraszam. Zasnąłem - wyprostował się i z zażenowaniem podrapał się po karku. Czuł jak jego policzki robią się gorące.

Gbur prychnął na jego odpowiedź i twarz, która wyglądała tak spokojnie we śnie, teraz była wykrzywiona w grymasie, który pochodził z pogranicza bólu i niechęci. 

-To widzę, zostałem ranny w ramię, a nie w głowę. Z moją głową wszystko w porządku. Możesz mi odpowiedzieć łaskawie dzieciaku, jak ty miałeś... Har... Harold, nie... Harris

-Harry, proszę Pana. 

-Harry. Zaraz. Nie o to mi chodzi! Co robisz tu, w szpitalu, ewidentnie w mojej sali?! - twarz Snape'a nabrała czerwonego koloru i Harry miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu żyłka na czole. Zdenerwowanie czarnowłosego zdecydowanie obudziło coś w Harrym i podczas gdy zazwyczaj takie zachowanie wzbudzało w nim ogromny strach, teraz zdecydowanie go rozbawiło. I sam nie potrafił określić, dlaczego. 

-Proszę Pana, obiecuję, że wyznam Panu tą tajemnicę, ale jeśli będzie Pan tak krzyczał to wyrzucą mnie z tej sali i zapewne ze szpitala. Więc straci Pan szasnę na poznanie tej tajemnicy - chłopak rzucił mu czarujący uśmiech, co uciszyło skutecznie Snape'a.

-Jakbym nie był ranny, udusiłbym Cię szczeniaku - mruknął pod nosem.

-To też chyba wypada z gry. Przynajmniej, dopóki nie powiem co tu robię.

-Nie radzę testować mojej cierpliwości. Gadaj.

Więc Harry powiedział. Uzupełniło trochę historię po utracie przytomności Snape'a i opowiedział jak dostał się do sali i podczas tej historii zauważył w czarnych oczach maleńką oznakę rozbawienia.

-Jeśli to wszystko, możesz iść - chłód i obojętność powróciła do tego głębokiego głosu, a wzrok stał się twardy i onieśmielający.

I Harry nie wiedział co podkusiło go do tego, by zaprzeczyć.

i'll be there /snarry/Where stories live. Discover now