15.

848 43 154
                                    

Kylian.

Gdy schodzimy na dół, czuję się dosłownie jak Cersei'a z gry o tron.  Wzrok wszystkich skupia się na nas i przysięgam, że gdyby Melissa miała moc zabijania wzrokiem to już dawno bym nie żył.

-Gdzie Wy byliście tak długo?-spoglądam ojca, który mierzy mnie wzrokiem, wyraźnie zły.

-Wilfried, mówiłam Ci przecież, że rozmawiał przez telefon, a Chloe była u siebie, bo źle się poczuła. Czego nie zrozumiałeś?- posyłam swojej rodzicielce wdzięczne spojrzenie, na co tylko uśmiecha się do minie, puszczając mi oczko.

Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, naprawdę uwielbiam swoją mamę, jest totalnym przeciwieństwem mojego ojca i wiem, że nawet w najgorszej sytuacji mogę się do niej zwrócić o pomoc i ta kobieta zawsze znajdzie jakieś wyjście.

~*~

Dwa dni później.

-Możesz mi teraz powiedzieć, o co chodzi pomiędzy Tobą, a małą Chloe?- wzdycham głośno, słysząc głos mamy dobiegający z kuchni.

Podchodzę bliżej niej i zajmuję miejsce przy wyspie kuchennej, szykując się na konkretną pogadankę.

-Nie ma niczego między nami, lubimy się i to wszystko. -oznajmiam, wzruszając ramionami.

-Kylian, nie rób ze mnie idiotki! Myślisz, że nie wiem, co robiliście w jej pokoju? Mam nadzieję, że chociaż myślisz i się zabezpieczasz. W tym wieku powinniście się cieszyć życiem, a nie zmieniać pieluchy. 

Mój żołądek skręca się na samą myśl o tym wszystkim. Przegryzam wnętrze policzka i dość długo rozmyślam nad tym czy nie powiedzieć swojej rodzicielce o tym, że spodziewam się dziecka, jednak ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu. Nikt się nie dowie, dopóki sam nie będę miał stuprocentowej pewności...

-Słuchasz mnie? - głos Fayz'y wyrywa mnie z transu. Podnoszę głowę i widzę jak stoi przede mną, z rękoma założonymi na biodrach. -Proszę Cię tylko o to żebyś jej nie skrzywdził, bo nie tak Cię wychowałam, obiecasz mi to?

-Obiecuję- oznajmiam, przewracając oczami.

Chwilę jeszcze rozmawiam z mamą, a następnie udaję się na parc des princes, na którym dzisiaj rozgrywamy mecz. 

Oczywiście przed wejściem czeka na mnie sporo fanów, więc poświęcam im chwilę, robiąc sobie z nimi zdjęcia i podpisując im autografy. Następnie już prosto udaję się do szatni, w której już są prawie wszyscy. Zbijam z każdym piątkę, a następnie przebieram się, słuchając rad trenera dotyczących dzisiejszego meczu.

-To co? Po meczyku imprezka?- marszczę brwi spoglądając na Achraf'a, który patrzy na mnie zapewne wyczekując odpowiedzi.

-Stary, ostatnio nic innego nie robimy. -Oznajmiam, trochę już zmęczony tym ciągłym piciem.

-Korzystaj póki możesz, bo za dziewięć miesięcy utoniesz w pieluchach.- śmieje się, a moje zdenerwowanie sięga zenitu.

Wkurzony popycham bruneta, który uderza plecami o ścianę. Chcę wykonać jeszcze jakiś ruch w jego stronę, ale zostaje skutecznie zablokowany przez ramiona Mendes'a.

-Takie rzeczy możecie sobie wyjaśnić po meczu- warczy, nie opuszczając mnie nawet na krok.

~*~

Hasta el huesoWhere stories live. Discover now