2.

967 46 56
                                    

Chloe.

-Nie ma opcji, że pozwolę Chloe zamieszkać w Paryżu? Jesteś nienormalny- przewracam oczami słysząc donośny krzyk mojej mamy, która swoim głosem może służyć za mój budzik. Nieśpiesznie podnoszę swoje ciało z łóżka i udaję się do łazienki, by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne i przebrać się w strój do biegania. Po wszystkim zbiegam na dół, zastając w kuchni kłócących się rodziców.

-Możecie skończyć tą niepotrzebną kłótnię?- pytam, zatrzymując się na ostatnim schodku. 

-Ale my się nie kłócimy, kochanie- oznajmia mama, a ja patrzę na nią z politowaniem, bo naprawdę czasami moi rodzice zachowują się jakbym miała dalej dziesięć lat i nie wiedziała jak działa świat i ludzie.

-Cokolwiek- mruczę po nosem i naciskam na klamkę, jednak zostaję powstrzymana przed wyjściem przez głos rodzicielki.

-A śniadanie? Powinnaś coś zjeść, bo zasłabniesz jak będziesz biegać- biorę głęboki wdech, czując, że moje zirytowanie sięga zenitu.

-Jak zjem to nie będę w stanie biegać- oznajmiam, najspokojniej jak tylko potrafię, po czym wychodzę z domu, upewniając się, że drzwi trzasnęły wystarczająco głośno.

~*~

Wybiegam na ulicę, udając się truchtem w kierunku promenady, do której mam około pięć kilometrów.  Po drodze mijam zabieganych Hiszpanów i zatrzymuję się dopiero wtedy, gdy moje stopy dotykają piasku. Biorę kilka głębokich oddechów, po czym ściągam buty i ruszam już spokojnym krokiem w kierunku oceanu. 

-Cześć Samuel, już jestem- oznajmiam, witając się z chłopakiem całusem w usta. -Coś nie tak?- pytam, zauważając smutną minę blondyna.

-A jak myślisz?- pyta, wpatrując się we mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczami. - Jutro wyjeżdżasz, więc raczej nie mam powodów do radości- wzdycham głośno i siadam na piasku, przytulając się do chłopaka.

-To tylko rok, Sam. Jakoś to przetrwamy, poza tym mamy samoloty, pociągi, autobusy, samochody- wyliczam, próbując w ten sposób pocieszyć chłopaka. -Proszę, spędźmy ten dzień ciesząc się nim- dodaję, unosząc palcami kąciki ust blondyna. - Wieczorem Carla urządza imprezkę na plaży, może pójdziemy?

-Myślałem, że spędzimy ten wieczór tylko we dwoje, mam dzisiaj wolną chatę- przegryzam wargę, rozważając w głowie kuszącą propozycję Samuela.

-Zróbmy tak: pójdźmy na imprezę, by Carla była szczęśliwa, a później pójdziemy do Ciebie by się pożegnać.

-To śmieszne, że po dwóch latach związku nadal nie potrafisz powiedzieć, że będziemy się piepr...- zakrywam dłonią usta blondyna nie chcąc by ludzie obok słyszeli, że rozmawiamy o takich rzeczach, na co blondyn kręci głową nie mogąc przestać się śmiać.

Na plaży spędzamy kilka godzin, głównie rozmawiając i wspominając wszystkie fajne chwile, które razem przeżyliśmy.

Ogólnie z Samuelem znam się od podstawówki, jednak nigdy jakoś nie było nam po drodze. On był typem, z którymi moi rodzice niespecjalnie chcieli bym się zadawała, a ja do osiemnastego roku życia, byłam totalnie im poddana. 

Wydaje mi się, że coś pękło i zmieniło się dopiero, gdy przekroczyłam tą magiczną cyfrę i gdy po raz pierwszy wyszłam na imprezę, upijając się na niej do nieprzytomności. Wtedy dopiero poczułam, co to znaczy wolność i nastoletnie życie, które w jakiś sposób zostało mi zabranie przez rodziców, którzy marzyli by zrobić ze mnie sportsmenkę. Cóż, niedoczekanie...

Hasta el huesoWhere stories live. Discover now