✘02✘

151 17 70
                                    


   Lea opuściła drogi, czarny samochód, żegnając się promiennym uśmiechem z kierowcą

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

   Lea opuściła drogi, czarny samochód, żegnając się promiennym uśmiechem z kierowcą.

   Pan Ernesto był poczciwym człowiekiem, zbliżającym się do pięćdziesiątki, który cenił rodzinę Granch za podarowanie mu szansy na lepsze życie. Nigdzie bowiem nie zarobiłby tyle, co u nich. W dodatku Carla traktowała go jak członka rodziny. Często robiła zakupy dla jego małych córek, obdarzając je ubraniami, o których mogłyby jedynie pomarzyć. Tłumaczyła, że skoro sama nigdy nie będzie miała dzieci, a dysponuje dużymi pieniędzmi, przynajmniej jego córki mogła rozpieścić.

   Carla pomimo powłoki wrednej, rozpieszczonej damulki, była ciepłą osobą i miała doprawdy dużo empatii.
Nie traktowała ludzi o niższym statusie społecznym gorzej. Po prostu nie zwracała na nich uwagi, dopóki sytuacja tego nie wymagała. Wolała być ślepa na biedę, skupiając się na własnych problemach oraz na pomocy tym, którzy znajdowali się w jej życiu.

   Lea wpatrywała się w stary, zniszczony budynek, trzymając w dłoni torbę z gaspacho. Wiedziała, że matka czekała, aż przyniesie kolację, ponieważ był to ich rytuał, odkąd Carla zaczęła im pomagać finansowo. Dawniej mogły pomarzyć o tak częstych, kupnych posiłkach.
I, choć Lea ukrywała przed matką faktyczny stan konta, starała się, by niczego im nie brakowało.

   Weszła do pomarańczowego budynku i ruszyła na pierwsze piętro. Odgłosy awantury, dochodzące z parteru były codziennością, dlatego przeszła obok mieszkania obojętnie i ruszyła na górę. Było jej przykro, iż sąsiadka dostawała manto od męża, jednak nie zamierzała się wtrącać. Nie chciała mieć kłopotów. Tym bardziej że miałaby do czynienia z dwójką alkoholików, z którymi jej matka lubiła od czasu do czasu się szlajać.

   – Wróciłam! – krzyknęła, ściągając buty i ruszyła w stronę pokoju gościnnego, który służył również za pokój jej matki.

   Na widok walających się na stole butelek po winie oraz dwóch kieliszków, momentalnie poczuła złość.

   Ana, kobieta o wyjątkowej urodzie, bujnych lokach o ciemnobrązowym odcieniu oraz dużych, czekoladowych, obecnie lśniących oczach, patrzyła na nią ze strachem. W pierwszej chwili chciała pospiesznie ukryć butelki, jednak gdy do niej dotarło, że jest za późno, usiadła na paskudnej, pomarańczowej kanapie i wzruszyła bezradnie ramionami.

   – Czułam się samotna, a Juan wpadł z wizytą. Miał dość narzekania swojej żony i jakoś tak wyszło...

   – To może zaczniesz w końcu szukać pracy i przestaniesz na mnie żerować? – Lea położyła na stole torbę z jedzeniem. – Przestań zadawać się z tym damskim bokserem. Teraz leje żonę! A ty sobie tak po prostu pijesz z nim wino, a potem się bzykacie!

   – Nie bądź bezczelna! – Ana podniosła się z kanapy, wymachując jej przed twarzą palcem. Na jej okrągłej, ładnej twarzy widniał gniew.

Take A Chance  ✓Where stories live. Discover now