Nie chciała bohatera

245 10 7
                                    

#DUNCAN#

- Cholera, Trent! Wyłaź!

Rzuciłem spojrzenie na Mike'a, który darł się i uderzał w drzwi łazienki. Trent siedział tam już od ponad czterdziestu minut - i to z telefonem, więc jasnym było, że nie zajmował łazienki jedynie ze względu na potrzeby fizjologiczne.

Wolałem nie zastanawiać się, czy scrollował, aby wkurzyć Mike'a, czy robił coś innego.

- Odwal się, jebany Jowiszu! - wrzasnął Trent, nawiązując do ksywki, którą nadaliśmy mu ze względu na jego osobowość wieloraką.

Westchnąłem. W pokoju było głośno. Geoff rozmawiał z bratem - a oni zawsze prowadzą głośne rozmowy, pełne gwałtownych wybuchów śmiechu - Mike walił o drzwi, a Trent wydzierał się do niego, żeby się zamknął. Zazwyczaj nie przeszkadzał mi taki raban, zwykle byłem równie, o ile nie bardziej głośny, jednak tego dnia jakoś potrzebowałem ciszy.

- Wracam za niedługo - rzuciłem w przestrzeń.

Jedynie Geoff zwrócił na mnie uwagę i skinął głową na znak, że rozumie, po czym znów zaśmiał się hucznie z czegoś, co powiedział jego brat.

Wyszedłem z pokoju. Właściwie nie wiedziałem, co chcę robić, pragnąłem jedynie wyrwać się z głośnego pomieszczenia. Kiedy stałem pod drzwiami, nie bardzo wiedząc, co mam zrobić z samym sobą, drzwi do pokoju dziewczyn się otworzyły. Na korytarz wyszła LeShawna. Gdy mnie ujrzała, zrobiła zaskoczoną minę.

- O, Duncan! Miałam właśnie po ciebie iść.

- Co jest?

- Zrób coś z Courtney. Cokolwiek. Weź ją na pizzę, na kręgle, na spacer... Chuj mnie to grzeje, gdzie, ale pójdź z nią gdzieś, chłopie. Nie zmarnuj tego.

- Czego... czego dokładnie mam nie zmarnować? - spytałem ostrożnie.

- Tego, że Court ma dziś świetny humor i wygląda zajebiście. Jak ją zobaczysz, to padniesz. Poza tym widziałam, że się pogodziliście. Nie mam pojęcia, o co w ogóle poszło, ale cieszę się, że już nie zachowujecie się jak dwójka matołów. A teraz rusz dupsko i zaproś ją gdzieś, łamago!

- Rany, dobra! - uniosłem ręce w obronnym geście. - Idę!

- No! - powiedziała z zadowoleniem LeShawna. - To ja lecę. Na razie!

- Gdzie idziesz? - zdziwiłem się.

Obróciła się na pięcie z chytrym uśmieszkiem.

- Poznałam takiego jednego... - wzruszyła ramionami. - Zobaczymy, czy z nim wyjdzie. Tylko nie mów nic dziewczynom! Jeszcze nie wiedzą, że się spotykamy.

Skrzywiłem się momentalnie, a dziewczyna od razu się nachmurzyła.

- Masz jakiś problem czy o co chodzi?! - warknęła groźnie.

- Jezu, o nic. Idź już do tego swojego... no tego... ten, tego no. - machnąłem ręką w geście lekceważenia.

Usłyszałem jej prychnięcie. Po chwili zbiegła po schodach i już jej nie było, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem. Biedny Harold... Praktycznie od początku liceum jest bezsensownie zadurzony w LeShawnie. Mam nadzieję, że jej nie wyjdzie z tym kolesiem, bo chociaż nie lubię Harolda, to mimo wszystko ja sam odczułem ten ból i nie życzyłem mu tego samego.

Na tamtą chwilę miałem jednak dosyć myślenia o relacjach innych osób. Wtedy chciałem zająć się sobą, swoim życiem i swoimi uczuciami. No... i może jeszcze jedną osobą.

Odwróciłem się w stronę drzwi. Już miałem pukać, kiedy z dołu schodów usłyszałem znajomy głos.Zbyt znajomy.

Pełen obaw spojrzałem nad swoim ramieniem na hol. I ujrzałem ją.

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin