Frankie Haybes

162 12 5
                                    

#DUNCAN# 

Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. 

Wszyscy patrzyliśmy w przerażającym milczeniu na wiadomości, które Matt wysłał Courtney. Na to zdjęcie i ten podpis. Poprawka, nie wszyscy. Ja patrzyłem na nią. 

Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, za szybko. Wargi lekko drżały. Na przemian wyłamywała palce i się drapała. Wiedziałem, że się boi, że się stresuje. To, co wysłał jej ten zjeb, co prawda mogło być edytowanym w Photoshopie zdjęciem, ale i tak było przerażające. Widziałem strach w jej pięknych oczach. Bolało mnie to, że jej pierdolony były potrafił obudzić w niej tak paniczny strach. 

– Trzeba zadzwonić na policję. – oznajmiła Bridgette, przerywając ciszę. – To są już groźby. Nie możemy tego tak, o, zostawić. Court, nie próbuj protestować, błagam cię. Przecież widzisz, że to się robi coraz bardziej poważne, należy coś zrobić! – blondynka lekko podniosła głos, co rzadko jej się zdarzało. 

Courtney pokręciła powoli głową. 

– Nie wezmą nas na poważnie – wychrypiała. – To nie są bezpośrednie groźby, Bridg. Nie uznają tego za coś karalnego. Gliny nigdy nie są po stronie ofiary, pamiętaj. – dodała cicho. 

Wiedziałem, o co chodzi. Wiedziałem, że chodzi o to, jak kiedyś, w rozprawie sądowej, uniewinniono jej rodziców, jedynie odbierając im prawa rodzicielskie. Opowiadała o tym kiedyś. Opowiadała o tym MI, kiedy jeszcze byliśmy ślepi na wszystko inne i żadne zło nie było w stanie zepsuć naszej relacji. 

Znów wszyscy zamilkli. Miała rację. Gdyby Matt napisał "Idę cię zabić", wtedy moglibyśmy to zgłaszać. A tak? Może i było to pojebane, ale faktycznie nie mieliśmy dowodów. 

– Courtney, możemy przecież zgłosić naruszenie danych osobowych! – odezwał się nagle Trent. – To już wezmą na poważnie. A przy okazji możemy wspomnieć o tych wiadomościach i o tym, że on ma broń. Wątpię, aby miał na nią pozwolenie. 

Szatynka zacisnęła wargi. 

– Nie ufam psom – wycedziła. – Nie pomogą. Oni wszyscy są jak nauczyciele, którzy karzą i pobitą ofiarę, i tego, kto ją pobił. Zrozumcie, tu nie ma jebanego ziarenka sprawiedliwości. 

Inni zaczęli protestować i dyskutować. Wiedziałem, że to nie pomoże. Court jedynie poczuje się zaatakowana, wycofa się i więcej nie odezwie. Zanim jednak zacząłem powstrzymywać przyjaciół, coś mi się przypomniało. 

Molar. To, jak przedawkował. Przesłuchania na komisariacie. 

I ostatni policjant. 

Wstałem gwałtownie i ruszyłem do drzwi. 

– Duncan? Halo! Stary, gdzie ty idziesz?! – usłyszałem Geoffa. 

– Zaraz wracam. – rzuciłem przez ramię i opuściłem pokój dziewczyn. 

Szybko udałem się do naszego pokoju. Zacząłem przeszukiwać szafkę nocną. No dalej, to musi gdzieś tu być!... Szuflada, szafka, kieszenie bluz... I jest!

Wydobyłem pogniecioną wizytówkę i uśmiechnąłem się z satysfakcją do skrawka papieru. To nam pomoże! To było nasze rozwiązanie! 

Powróciłem do pokoju. Uniosłem kartonik w górę ze zwycięskim wyrazem twarzy. 

– Mam! On nam pomoże!

– Zachowujesz się jak pierdolony bohater – warknęła Gwen. – Siadaj i mów do rzeczy. 

Wywróciłem oczami, ale usiadłem i położyłem wizytówkę na środku, tak, aby każdy mógł na nią spojrzeć. 

– Frankie Haybes. – odczytałem z dumą. – Typ, który przesłuchiwał mnie jako ostatni przy sprawie Molara. Dzięki niemu wcześniej wyszedłem i nie miałem kłopotów. Powiedział, że jeśli będę kiedyś czegoś potrzebować, to mam zadzwonić. A my właśnie teraz tego czegoś potrzebujemy. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Where stories live. Discover now