Festiwal Obrony - część 1

146 7 12
                                    

#COURTNEY# 

Nadszedł TEN dzień. To właśnie dziś miał miejsce długo wyczekiwany Festiwal Obrony, z którego organizacji byłam nieziemsko dumna. 

Wczoraj się załamywałam, dzisiaj wygłaszałam motywacyjne gadki i pracowałam jak najciężej, aby rozpoczynający się za półtorej godziny festiwal był niezapomnianym przeżyciem dla wszystkich gości. Smutki smutkami, jednak moje prywatne życie nie jest najważniejsze. Problemy miał tu każdy, ale w takich chwilach trzeba je było odsunąć na bok i wziąć się do roboty. 

– Liam, do cholery, co ty robisz?! 

Obróciłam się i ujrzałam wściekłą Bridg, wymachującą pięścią w stronę Liama Wolfa, chłopaka z naszego rocznika, który śmiejąc się głupio, odciął wstążki od trzech balonów przywiązanych do barierki i wyglądał tak, jakby miał zamiar odciąć ich więcej. Moje ciśnienie momentalnie podskoczyło. Wyprzedziłam Bridg i Huberta, który również opieprzał już Liama, i dobiegłam do niego jako pierwsza. Od razu trzasnęłam go z otwartej ręki w głowę, na co jego koledzy, którzy obserwowali z rozbawieniem całe zajście, wydali z siebie głośne "uuu". 

– Spadaj stąd, debilu! – warknęłam na chłopaka. 

Uśmiechnął się złośliwie i odciął jeszcze jednego balona. 

– Ta? Bo co mi zrobisz? 

Bez słowa przeskoczyłam przez dzielącą nas barierkę i złapałam go za te jego blond kudły. Zaczęłam ciągnąć go za nie w stronę jego jedynego normalnego kolegi, DJa, który ze zmartwioną miną obserwował poczynania chłopaka. Ignorowałam bolesne jęki blondyna, konsekwentnie ciągnąc go za sobą. Uśmiechnęłam się promiennie do DJa i powiedziałam: 

– Mógłbyś zająć się tym idiotą? 

Pokiwał głową, więc pchnęłam Liama tak, aby wylądował na ziemi, podziękowałam jego koledze i wróciłam na teren festiwalu. Hubert przybił mi piątkę, a Bridg uściskała. 

– Dzięki Bogu, że tu jesteś. Ja bym tak nie potrafiła. 

Poklepałam ją po ramieniu, uśmiechając się. Czułam się niesamowicie silna. Mina Liama była bezcenna i miałam zamiar zapamiętać ją do końca życia. 

Sama nie wiem, kiedy ponownie zaczęłam być bardziej sarkastyczna i wredna. Dopiero niedawno to zauważyłam. Nieco mnie to zmartwiło, bo naszła mnie myśl, że tak samo zaczęła się moja gorsza, depresyjna faza, jednak zignorowałam te ponure wymysły mojego mózgu. Po prostu stawałam się lepszą wersją siebie, i tyle. 

Odgoniłam myśli od tematów niedotyczących dzisiejszego wydarzenia. Nie miałam czasu na jakieś filozoficzne rozmyślanie! Zbyt dużo rzeczy było do sprawdzenia, żebym zajmowała się w tamtym momencie takimi sprawami. 

Rzuciłam się w wir przygotowań. Sprawdzaliśmy wszystko, na oświetleniu i nagłośnieniu począwszy i na koszach na śmieci zakończywszy. Wydawało się, że wszystko było idealnie, i niezmiernie mnie to cieszyło. Naprawdę starałam się, aby ten festiwal był cudowny, więc mocno zależało mi na tym, aby nie popełnić jakiejś gafy, która mogłaby kompletnie zepsuć całe wydarzenie. 

Zostało pół godziny. Ludzie zaczynali się powoli schodzić i ustawiać w różnych miejscach, a my patrzyliśmy na to zza kulis sceny. Impreza odbywała się w tym samym miejscu, co pamiętny festiwal, na którym poznałam Matta. Tym razem jednak było inaczej, jakoś tak... bardziej swojsko. Stres zaczął opadać, jednak wzrósł do niebotycznych rozmiarów, kiedy plac był już pełen ludzi, a pani Mavin, opiekunki wolontariatu, nadal nie było na miejscu. 

Przestałam podglądać przez czerwoną kurtynę, zasunęłam ją i odwróciłam do reszty. Cameron siedział na drewnianym pudle i obgryzał paznokcie, Bridg nieustannie wydzwaniała do nauczycielki, a Hubert i Dawn grali w uno, siedząc na podłodze. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz