Późną nocą boli najbardziej

164 10 10
                                    

#COURTNEY# 

Miałam już dosyć wszystkiego.

Nienawiść do samej siebie, która mnie przepełniała, była wyniszczająca. Nie byłam w stanie patrzeć w swoje odbicie w lustrze bez myślenia o tym, jak fatalnym człowiekiem byłam. Byłam odrażająca. Ohydna. Obrzydliwa. 

Skrzywdziłam Duncana. Nie mogłam tego przeboleć, chociaż był to mój własny wybór. Teraz już wiedziałam, że źle zrobiłam i że odrzucanie ludzi, których kocham, nie jest dobrym pomysłem w mojej sytuacji, było jednak za późno na zmianę decyzji. Uświadomiłam Duncanowi, że nas już nie ma i nigdy nie będzie, chociaż jednym z moich największych pragnień było to, abyśmy istnieli. Razem. Wspólnie. 

Nie miałam pojęcia, czy moja decyzja była właściwa, czy też nie. W jednym momencie wypełniało mnie przekonanie, że to dla dobra chłopaka i tak będzie lepiej, że w ten sposób oszczędzę mu wiele cierpienia, a następnego dnia przeklinałam samą siebie za to, że go odrzuciłam. Zostałam z całym bałaganem w moim życiu i głowie sama. Musiałam sobie z tym poradzić i nie miałam nikogo, na kim mogłabym polegać. 

Bridgette próbowała. Chciała mi pomóc, namawiała do rozmowy z Duncanem, do powiadomienia reszty o tym, co miało stać się za pięć lat. Nie zgodziłam się. Nie chciałam, żeby obchodzili się ze mną jak z jajkiem i się martwili. To, że ona się dowiedziała, również było błędem. Nieustannie pytała mnie o samopoczucie, a ja z każdym kolejnym takim pytaniem coraz bardziej żałowałam tego, że jej powiedziałam. Nikt nie powinien mieć tej świadomości, a widok Bridg utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Cierpiała, więc Duncan też by tak zareagował, może nawet gorzej. Chciałam oszczędzić mu bólu, dlatego zrobiłam to wszystko. 

Czy jednak naprawdę mu pomogłam? 

Nie wyglądał na takiego. Ból malował się na jego twarzy. Nie patrzył na mnie, gdy spotykaliśmy się całą paczką, ale widziałam w jego oczach wyrzuty. Miał mi za złe to, co zrobiłam, i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Nie byłam już pewna żadnego wyboru i nienawidziłam tego, jak bardzo niezdecydowana byłam. Miałam dosyć wszystkich swoich uczuć i myśli, pragnęłam po prostu zniknąć z tego problematycznego świata. 

Ale nie teraz. Znikać sobie mogę w każdym innym momencie, lecz nie tego dnia. Dzisiaj miałam zbyt wiele roboty, żeby tak po prostu opuścić ten świat, w końcu jutro miał miejsce tak długo wyczekiwany Festiwal Obrony! 

Był już wieczór, a ja razem z moją najcudowniejszą ekipą dopinaliśmy wszyściutko na ostatni guzik. Musiało być IDEALNIE, w końcu nie bez powodu zarywaliśmy nocki, żeby teraz nam coś tutaj nie wypaliło! 

Scena już stała, kapela przeprowadzała próbę generalną, a my krzątaliśmy się po placu w rytm ich muzyki. Hubert i Cameron pomagali ustawiać stragany z przekąskami, Bridg dopracowywała muzykę, a ja i Dawn sprawdzałyśmy, czy wszystkie zamówione rzeczy są na miejscu. Odhaczałyśmy kolejne punkty z listy. Czułam się tak, jakby moja ręka już nauczyła się na pamięć ruchu wykonywanego przy rysowaniu haczyka w kwadracikach. 

– Wszystko jest! – powiadomiłam Dawn z radością, przeglądając przepełnione haczykami kartki. 

Dziewczyna uniosła kąciki ust. 

– Świetnie! W takim razie skończyłyśmy na dziś. Brawo my! 

Zaśmiałam się, po czym wspólnie podeszłyśmy pod scenę. Chłopaki składający się na kapelę już skończyli próbę, więc przybiłyśmy z nimi żółwiki, kiedy opuszczali teren festiwalu. Usiadłyśmy sobie na deskach. Po chwili dołączyli do nas Hubert, Cameron i Bridgette. Dawn wyciągnęła z torby babeczki czekoladowe i dała każdemu po jednej. Podziękowałam, po czym zatopiłam zęby w przysmaku. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz