Spacer

183 15 34
                                    


#DUNCAN# 

Z całą pewnością nigdy nie spieszyłem się na żadną lekcje tak, jak na spotkanie z Court. 

Wiedziałem, że już nie mogę czekać. Wiedziałem, że za długo to wszystko się przeciąga. Chciałem, żeby wiedziała. Chciałem... naprawdę tego pragnąłem... niech ona wie. Niech ma tego świadomość. Chcę ją już móc bezkarnie przytulać i całować. Chcę już ją mieć przy sobie, wdychać jej zapach, chodzić na romantyczne spacery, do kina... 

Wpadłem do kawiarni i od razu odgoniłem wspomnienia związane z randkami i Marthą. Niemal w biegu odnalazłem stolik, przy którym siedziała szatynka. Pomachałem do niej z odległości kilku metrów, ale ona mnie nie zauważyła. Patrzyła się zamyślona przed siebie. 

Spróbowałem powstrzymać się od podziwiania... JEJ. Ciężko mi było sobie tego odmówić, jednak w końcu wziąłem głęboki oddech i do niej podszedłem. 

- Hej. - cmoknąłem ją w policzek. 

Usiadłem naprzeciwko Court i z rozbawieniem oraz ciepłem na sercu obserwowałem, jak robi się nieco czerwona. 

- C-cześć. - uśmiechnęła się lekko nerwowo. 

- Co pijesz? Kawę cynamonową? - uznałem, że uratuję ją od zażenowania. 

- Tak. Ostatni łyk? - podała mi kubek. 

Wypiłem go szybko, odłożyłem naczynie i rzuciłem: 

- Ostatni łyk to niejaki zaszczyt. Dlaczego przypadł on mnie? 

Wzruszyła ramionami. Nie uciekła wzrokiem, lecz spojrzała mi prosto w oczy. 

- Może dlatego, że jesteś wyjątkowy? 

Zapadła cisza, lecz nie niezręczna. Oboje lekko się rumieniliśmy i patrzyliśmy na siebie przelotnie, czasem zawieszając wzrok na czymś innym. 

Czyli to tak się odegrała? Cóż, punkt dla niej. Zdecydowanie punkt dla Court. Jest po równo. 

- Uh... To idziemy? 

Podniosłem się i kiwnąłem głową. 

Wyszliśmy razem z kawiarenki, a wcześniej Court oddała swoje wrotki. Kiedy byliśmy już poza lokalem, zagadnąłem: 

- Jeździłaś z Marthą na wrotkach? 

- Um... No tak. Jeździłyśmy troszeczkę. 

Skręciliśmy do parku. Patrzyłem na nią uważnie w czasie zadawania kolejnego pytania. 

- I co? Fajnie było? 

- Oczywi-... - zaczęła, jednak zamilkła. Po krótkiej chwili zatrzymała się i spojrzała na mnie. Śmieszyło mnie, jak zawsze przy tej czynności musiała lekko zadrzeć głowę. - Nie. Było nieciekawie. Chciałam już odpocząć, ale nadal musiałam pląsać w tych głupich wrotkach po parkiecie, bo Martha nie chciała jeszcze schodzić. 

Westchnąłem i kiwnąłem głową. Ruszyliśmy dalej parkową alejką. 

- Pamiętam to. - nieco się skrzywiłem. - Nie było opcji "nie chcę". Martha chciała, więc ja automatycznie również. 

- Dziwna logika...

- Nielogiczna logika!

- To pleonazm. - zauważyła, patrząc na mnie z rozbawieniem. 

- Możesz jaśniej? - podniosłem brew. - Nie jestem takim orłem językowym, jak ty. 

- Inaczej po prostu masło maślane - zaśmiała się. - Logika nie może być nielogiczna, a przynajmniej nie od strony językowej. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ