Sos tysiąca wysp

220 16 17
                                    

#DUNCAN# 

- Podpisz się tutaj. 

Miałem już tego dosyć. Molar miał umiejętność psucia ludziom życia, ale nie sądziłem, że wśród jego talentów ukrywa się także zdolność do przedawkowywania, praktycznie umierania na środku szkolnego korytarza samym rankiem, a na koniec wkopywanie niewinnych nastolatków w parogodzinne przesłuchania policji. 

Podpisałem już chyba z tysiąc kartek, odpowiedziałem na może z milion pytań i parę setek razy powtórzyłem całą historię z fizykiem. Dobra, przesadziłem z tymi liczbami, w rzeczywistości było tego znacznie mniej, ale czułem się tak, jak to opisałem. Przesłuchania trwały i trwały, a końca nie było widać. W dodatku trafiałem albo na jakichś świeżaków, albo na starych gburów podejrzewających mnie o współpracę z Molarem. Zero zaufania, naprawdę! 

- Dobrze, Duncanie, czy chciałbyś... - zaczął chudy policjant z rudymi, puszystymi lokami i tego samego koloru kozią bródką. 

- Opowiedzieć całą historię jeszcze raz? Nie, dzięki. - wywróciłem oczami. 

Policjant patrzył na mnie przez chwilę, a ja przez ten czas starałem się coś wyczytać z ciszy, która zapadła, jednak mi się to nie udało. Właśnie miałam zamiar policzyć segregatory na regale stojącym za siedzącym naprzeciw mnie policjantem, kiedy ten nagle wyciągnął do mnie rękę. 

- Zacznijmy od tego, że nazywam się Frankie, mam dwadzieścia pięć lat i wiem, że takie przesłuchania są męczące. Bądźmy na ty, nie lubię, gdy mówi się na mnie "pan". Miło mi cię poznać. 

Niepewnie i nieco podejrzliwie uścisnąłem jego dłoń. 

- Duncan, ale pewnie to już wyczytałeś w tych zasranych papierach. 

- Racja, wyczytałem - przyznał Frankie. - Jak długo siedzisz już na komisariacie? 

- Jeden z podejrzliwych policjantów zabrał mi telefon, więc nie wiem, która godzina - mruknąłem. - A jestem tu od około ósmej. 

Frankie zerknął na zegarek i zacmokał, kręcąc głową. 

- Cóż, jest już szesnasta. 

- Cholera - jęknąłem. - Będę tu siedzieć całą noc! 

- Spokojnie, szybko to załatwimy i będziesz wolny - odparł mężczyzna, chociaż chyba powinienem nazywać go chłopakiem, bo nie wyglądał mi jeszcze na mężczyznę. Przeglądnął papiery leżące przed nim na biurku i powiedział: - Dobra, widzę zeznania. Czyli szliście na lekcje i natknęliście się na leżącego na korytarzu, nieprzytomnego Travisa Molara, obok którego leżała jego otwarta teczka pełna narkotyków. Ty i twoi przyjaciele już wcześniej wiedzieliście o tym, że nauczyciel jest ich handlarzem i mieliście zamiar to zgłosić, jednak najpierw zamierzaliście zdobyć dowody, które moglibyście później przedstawić policji. Zgadza się? - podniósł na mnie wzrok. 

- Yhm - mruknąłem. 

- W porządku. - pochylił się nad stolikiem, patrząc mi poważnie w oczy, a ja poczułem się nieco nieswojo. - Słuchaj mnie teraz, Duncan. Sprawa wygląda tak, że ja ci wierzę i wiem, że na pewno nie miałeś nic wspólnego z tym, co robił Travis Molar w waszej szkole. Jednak nie urodziłem się wczoraj i wiem też, czy raczej przypuszczam, że na pewno natrafiliście na ślad kogoś, kto kupował to, czym handlował wasz fizyk. Sądzę, że byłbyś w stanie podać mi chociaż jedno nazwisko. 

Obiecałem jej. Nie mogłem wydać Anny Marii, chociaż powinienem. Mogli o mnie mówić, co chcieli, ale byłem człowiekiem honoru i nie mogłem złamać danej obietnicy. 

- Nie wiemy, kto kupował dragi od Molara. Mówiłem to już mnóstwo razy. 

Frankie westchnął. Przestał pochylać się nad biurkiem, zamiast tego rozsiadł się na fotelu. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz