59.

36 4 19
                                    

- Mildo Mägi, zostałaś oskarżona o użycie czarnej magii wobec swojej krewnej i próbę zabójstwa jej nienarodzonego dziecka.

- Pieprz się, gnomie! Nie podlegam twojemu sabatowi i nie masz prawa mnie sądzić.

- Dlatego też staniesz przed sądem papieskim, a wyrok w twojej sprawie wyda lady Tina Artemida Nyks. - Mistrz Verocci puścił mimo uszu przytyk do swojego niewielkiego wzrostu.

Oczy Mildy powiększyły się z przerażenia, a jej twarz pobladła. Spojrzała na elegancką kobietę siedzącą u szczytu sędziowskiego stołu. Miała założoną nogę na nogę, prawą ręką dzierżyła berło, a palcami lewej stukała w poręcz fotela. Nawet pomimo nonszalanckiej pozy nie można było odmówić jej godności i majestatu. Z jej oczu bił chłód, od którego Milda zadrżała. Ku swojemu przerażeniu rozpoznała w niej tę samą kobietę, która wczoraj interweniowała w hotelu. Młoda wiedźma poczuła jak zasycha jej w gardle, a serce zaczyna bić tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z jej piersi. 

- Mildo Mägi, usłyszałaś zarzuty, jakie zostały ci postawione. - Przemówiła Tina. - Byłam świadkiem tego, co zrobiłaś. Rozpoznałam zaklęcia, jakie rzuciłaś na Sonyę i mogłabym cię ukarać nawet bez procesu, do czego mam prawo. A jak wiesz, karą za twoje przewiny może być nawet śmierć. - Milda spuściła wzrok w milczeniu. - Jednak zamierzam wysłuchać tego, co masz do powiedzenia na swoją obronę. Czy twoim zamiarem było zabicie Sonyi lub jej dziecka?

- Nie, to był wypa... ARGH! - Milda nie dokończyła zdania. Upadła na kolana krzycząc i drapiąc swoje nadgarstki, które płonęły żywym ogniem.

- Och, zapomniałam wspomnieć. Zaklęcie, które wczoraj na ciebie rzuciłam nie tylko blokuję twoją magię, ale też działa niczym wykrywacz kłamstw. Jeśli chcesz uniknąć bólu, mów prawdę. - Tina wbiła spojrzenie w Mildę, a dziewczyna mogła zobaczyć w jej oczach fioletowe ognie.  - Powtórzę pytanie, czy zamierzałaś zabić Sonyę lub jej dziecko?

- T-tak. - Młoda wiedźma wstała chwiejnie, ciężko dysząc. - Ta suka zasłużyła sobie na śmierć.

- Dlaczego tak twierdzisz?

- Ta dziwka ośmieszyła nasz ród. Zhańbiła jego dobre imię. 

- W jaki niby sposób?

- Swoimi chorymi upodobaniami. Śmiała związać się z dziewczyną. I to przybłędą niewiadomego pochodzenia. I jeszcze bezczelnie przyprowadziła ją do naszego domu, myśląc że zaakceptujemy ich... związek. - Milda skrzywiła się z obrzydzeniem. - Sonya postępuje wbrew porządkowi natury i zasadom, jakimi kierują się wiedźmy płodności.

- Dziewczyno, przestań pieprzyć, bo aż niedobrze mi się robi. - Żachnęła się przywódczyni miejscowego sabatu wiedźm płodności i tymczasowa mentorka Mildy. - Proszę o wybaczenie lady Nyks, ale nie mogę słuchać tych bzdur.

- Ale proszę, niech pani kontynuuje swoją wypowiedź, pani Atwood. Chętnie poznam stanowisko miejscowych wiedź płodności. 

- Skoro taka jest pani wola. - Amelia Atwood przymknęła oczy i zastanowiła się, jak najlepiej ubrać swoje myśli w słowa. - Prawdą jest, że dla wiedźm płodności najważniejszym celem w życiu jest zostanie matką. Najlepiej gromadki dziecki. Wtedy rozkwitamy, a nasza moc wzrasta. Prawdą jest również, że świat w jakim dziś żyjemy, jest zupełnie inny niż dawniej. I na wiele spraw można spojrzeć w zupełnie inny sposób. Nie trzeba nawet urodzić dziecka, żeby być matką i wiedźmą płodności. W moim sabacie jest kilka dziewcząt, które w realnym świecie prowadzą domy zastępcze i w ten sposób spełniają się jako matki. Są wiedźmy, dla których monogamia jest nie do przyjęcia i mają własne męskie haremy. Mamy pośród nas też dziewczęta, które są, jak to ludzie ładnie określają, nieheteronormatywne. I skoro medycyna umożliwiła im zostanie matkami, to dlaczego miałoby nam to przeszkadzać? Zresztą nie potrzebna do tego nauka. Od wieków takie dziewczyny umiały sobie radzić z zajściem w ciążę, w ten czy inny sposób. Sądząc po twojej minie, mówię teraz jakieś herezje. - Starsza wiedźma zwróciła się do Mildy. - Ale szczerze, nie obchodzi mnie twoje zdanie. Twój ród, choć uważa się za matrialchalny, to hołduje skostniałemu patriarchatowi. I gdybym wcześniej znała twoje poglądy, to nigdy nie przyjęłabym cię pod swoje skrzydła. Lady Nyks, jako matrona sabatu wiedźm płodności, poczuwam się do odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i przyjmę za to należną mi karę.

Tina tylko skinęła głową i ponownie zwróciła wzrok na Mildę Mägi.

- Atak na Sonyę był twoją decyzją czy też został zaplanowany przez głowę twojego kowenu?

- Ciotka nic o tym nie wie. Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam Sonyę w siedzibie Sabatu Seattle. Zadziałał impuls... Myślałam, że jak wymierzę jej karę za zdradę naszej rodziny, to zostanę doceniona i awansuję w hierarchii kowenu.

Tina przyglądała się Mildzie. Zaklęcie się nie aktywowało, więc musiała mówić prawdę. Jednak nie znaczyło to, że ród Mägi był całkiem bez winy. Nastroje w nim panujące popchnęły dziewczynę do tego czynu. A Tina nie byłaby sobą, gdyby odpuściła członkiniom tego rodu. Litwinki boleśnie odczują zemstę byłej papieżycy.

- Usłyszałam wystarczająco, by wydać wyrok. - Ogłosiła Tina po jakichś dwóch godzinach przełuchania. - Mildo Mägi, bezsprzecznie jesteś winna wszystkich czynów, o które zostałaś oskarżona. Wyrok brzmi...

W tym samym czasie, w domu Angelusa, Sonya postanowiła spełnić prośbę Tiny i wcieliła się w rolę nauczycielki dla Lucii i Britty. Theodora przez chwilę przyglądała się swojej dziewczyni, które z pasją opowiadała o podstawach magii płodności. W końcu jednak uznała, że jej obecność jest zbędna i postanowiła opuścić pokój, żeby dziewczynom nie przeszkadzać.

- Skarbie, tylko się za bardzo nie rozkręć. Pamiętaj, że Lucia ma dopiero dziesięć lat. 

- Przecież wiem. Nie musisz się martwić. - Zachichotała Sonya.

Theodora skierowała swoje kroki do pokoju Silvera. Pomimo pukania, chłopak nie otwierał. Lisica nacisnęła klamkę i zajrzała do środka. Jej "brat", jak to miał w zawyczaju, siedział przed komputerem ze słuchawkami na uszach i grał. Kobieta wślizgnęła się do pokoju i na palcach podeszła do Silvera. Zamierzała zrobić mu dowcip i wrzasnąć mu prosto do ucha, jak za dawnych lat. Już przymierzała się, żeby zdjąć mu słuchawki, gdy Silver nieoczekiwanie się odezwał.

- Nawet o tym nie myśl. - Ożywieniec obrócił się na fotelu i uśmiechnął do Theodory, zsuwając słuchawki.

- No weź... Kiedy ty się taki uważny zrobiłeś? - Westchnęła dziewczyna, siadając na łóżku.

- Heh, doświadczenie życiowe mnie tego nauczyło. Co tam, młoda? Nie siedzisz ze swoją dziewczyną?

- Sonya robi uczennicom Tiny wykład o swojej magii. To pomyślałam, że pogadamy. O tobie i Tinie. Zwłaszcza o niej.

- A co? Wpadła ci w oko? Od razu mówię, że jej nie oddam. To mój ssskarb.

- Głupek! - Theodora popukała się wymownie w czoło. - I ty niby jesteś starszy... Nie o to chodzi. Zastanawiam się, czemu tyle robi dla zupełnie obcych sobie osób? No wiesz, ten amulet dla Sonyi i w ogóle... 

- Po prostu taka już jest. Lubi pomagać innym. - Silver wzruszył ramionami. 

- Ale to demon, no nie? Czy z zasady nie powinna być zła? Namawiać do grzechu i w ogóle?

- Niekiedy namawia... - mruknął Silver, uśmiechając się pod nosem.

- Tia, do grzechu rozpusty. Widziałam... Znaczy... - Theodora zarumieniła się gwałtownie.

- Możesz to wyjaśnić, młoda damo?

- No... Ja... Wybacz i nie bij! - Theo złożyła ręce w błagalnym geście. - Chciałam zobaczyć jak wygląda wasza relacja, gdy inni nie patrzą. Po naszej pierwszej wizycie tutaj, wybrałam się w podróż astralną i niechcący zobaczyłam jak się zabawiasz z Tiną. - Wyrzuciła na jednym wdechu Theodora. - Weź się nie śmiej! Mogłam się traumy nabawić! Zresztą, nie podejrzewałam cię o perwersje i fetysze. Kajdanki? Serio?

- No co? Ty i Sonya nie urozmaicacie sobie łóżkowych figli? Skoro moja dziewczyna jest otwarta na takie eksperymenty, to grzech nie skorzystać. A tak na poważnie... Związek z Tiną jest zupełnie inny niż relacja jaką miałem z Vivienne. Dla Viv byłem tylko zabawką, którą można było odrzucić, gdy się znudziła. Tina natomiast traktuje mnie jak równorzędnego partnera. Nie tylko w łóżku. Coś ci pokażę. - Silver odwrócił się do komputera i otworzył jakiś plik. - Pamiętasz to?

- Ta gra... Pracowałeś nad nią, gdy spotykałeś z Vivienne. Czyżbyś wrócił do tego projektu?

- Zgadza się. Właśnie dzięki Tinie. Choć mam teraz znacznie więcej pracy. Muszą ją przeprojektować, rozbudować, dostosować do współczesnych wymogów. Ale wierzę, że mi się uda. Dobra młoda, kończymy smęcenie. Co powiesz na małą rozgrywkę?

- Z przyjemnością. 


Nowe życie: historia rezydentkiWhere stories live. Discover now