- Ty chcesz Tildę otruć czy postawić na nogi? - Silver sceptycznie przyglądał się zawartości kociołka. Wygląd i zapach tego czegoś nie sprawiały korzystnego wrażenia.
- Zobaczymy jaki będzie efekt. - Tina wzruszyła ramionami. - Na piekielników działa. Ale nie wiem, czy wyleczy kaca u półbogini.
- A co z zasadą "primum non nocere"? Kobieto, ty lekarką jesteś! - Zaśmiał się Silver.
- Głupek! - Tina wymierzyła mu kuksańca w bok, ale zachichotała przy tym. - No dobra, teraz chwila prawdy.
Tina przelała zawartość do kubka i ruszyła do sypialni walkirii. Tilda wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Blada, z podkrążonymi oczami, rozmazanym makijażem i potarganymi włosami. Leżała na łóżku jęcząc żałośnie. I tuląc do siebie wypchaną torbę podróżną.
- Błagam, niech mnie ktoś dobije i skróci moje męki.
- Sama jesteś sobie winna. - Tina nie zamierzała silić się na delikatność. - Wypiłaś dwie butelki wina, nalewkę orzechową, trzy piwa i ćwierć butelki rumu. I to ty, wzór cnót. Co się stało, że tak ci odbiło? Najpierw biegałaś po całym domu klnąc po norwesku, potem dorwałaś się do alkoholu, by w trakcie jego picia spakować wszystkie swoje rzeczy, a następnie próbować uciec? Pamiętasz, że zasnęłaś w trakcie przechodzenia przez okno? Masz, wypij to.
- Co to jest, na mego ojca?! Uch, moja głowa! - Nagłe zerwanie się z łóżka, wywołało u walkirii silny ból głowy.
- Lek na kaca. Pij, pij. Może ci nie zaszkodzi.
- Ale to śmierdzi jak Fenrirowi z paszczy. A nawet gorzej. - Tilda pomimo narzekań zaczęła pić piekielny zajzajer. Wypiła może połowę zawartości kubka, gdy nagle jej twarz stała się zielona. Kobieta zasłoniła usta dłonią i jak strzała wybiegła z pokoju, kierując się do łazienki. Następne pół godziny spędziła właśnie tam.
- Jak się czujesz, Ti? Wszystko dobrze? - Angelus postawił przed białowłosą filiżankę z czarną, gorzką herbatą.
- Tak, chyba tak. Raczej przeżyję te eksperymenty medyczne z Piekła rodem. - Tilda rzuciła niechętne spojrzenie Tinie.
- Czepiacie się. Grunt, że pomogło.
- Pozostawię to bez komentarza. Tildo, co cię tak wczoraj zdenerwowało? Wyglądało to tak, jakbyś nagle wpadła w panikę.
- To... - Tilda zaczęła nerwowo skubać rąbek bluzki. - Mój ojciec. Przybędzie do Stanów w sprawach biznesowych i przy okazji nas odwiedzi. Dlatego chciałam uciec, nie chcę się z nim spotykać.
- No już. Spokojnie. - Angelus objął Tildę, a Tina dałaby sobie rękę uciąć, że dostrzegła na ustach walkirii błogi uśmiech. - Może nie będzie tak źle? Kiedy nas nawiedził ostatni raz? Ze sto parę lat temu? Założę się, że to będzie miłe, rodzinne spotkanie.
- Jasne, miłe spotkanie z moim ojcem. - Tilda przewróciła oczami. - Będzie narzekał, że w Asgardzie jest lepsze jedzenie. Że ten dom nie umywa się do jego pałacu. I pewnie znowu będzie chciał mnie z powrotem ściągnąć do Walhalli. Według niego ja nie odeszłam ze służby, tylko wzięłam bezterminowy urlop.
- Walkiria może odejść ze służby tylko wtedy, gdy wyjdzie za mąż, prawda? - Tina zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie to, co uczyła się dawno temu na temat praw obowiązujących w innych kulturach.
- Dokładnie. Ja nie chcę wracać do Walhalli... - Tilda rozpłakała się, wtulając się w koszulę Angelusa.
- To może powinniście się pobrać? Ciocia Lilith ma uprawnienia do udzielania ślubów i... Angelusie, czy ty aby nie dostałeś szczękościsku? Masz strasznie napięte mięśnie szczęki.
- Zamilcz, kobieto. Tildo, czy wszystko dobrze? Czy ty nie masz aby gorączki? Oczy ci błyszczą i tak nagle się zarumieniłaś.
- To nic takiego, naprawdę. Zupełnie się mną nie przejmuj.
- No dobra, skoro ma tu zawitać sam Odyn, to trzeba jakoś się do tego przygotować. Kiedy w sumie ma tu przybyć?
- Za trzy dni. Ja tego nie przeżyję...
- Głowa do góry, będzie dobrze. To ja się wybiorę w takim razie na zakupy do Piekła. A wy zagońcie młodzież do sprzątania.
Terenówka Tiny przecinała piekielne ulice z zawrotną prędkością. Diablica kierowała się do domu swojego wujostwa. Skoro priorytetem było zrobienie na ojcu Tildy wrażenia, to potrzebowali mistrza sztuki kulinarnej. A kogoś takiego Tina miała na swoich usługach. Rai będąca jej chowańcem znała mnóstwo przepisów z całego świata, a na dodatek nie bała się eksperymentować w kuchni i szukać nowych smaków.
- Dzień dobry panienko. - Wilkins otworzył bramę, gdy tylko Tina zjawiła się pod willą. - Panienka na stałe wraca czy tylko w odwiedziny wpadła?
- Tylko na chwilę. Muszę porwać Rai na kilka dni. - Tina uśmiechnęła się do wiernego sługi i wjechała na teren posiadłości.
- Tina? A skąd ty tutaj? - Lilith zaskoczył widok siostrzenicy.
- Cześć ciociu. Ja tylko na chwilę, zabrać Rai. Dom Angelusa odwiedzi Odyn i potrzebujemy kucharki światowej klasy, żeby zrobić na nim wrażenie.
- Biedna Tilda pewnie mocno przeżywa jego wizytę?
- I to tak, że wczoraj się upiła i próbowała uciec z domu. Huh?
- Jak dobrze panienkę widzieć! - Naga przytuliła się do pleców wiedźmy, oplatając ją swoim ogonem.
- Witaj Rai. No już, bo mnie udusisz. - Śmiała się Tina. - Pakuj się, moja droga. Zabieram cię ze sobą do Stanów na kilka dni.
- Naprawdę? Iiiiiiiiiii! Tak się cieszę!! Zaraz będę gotowa!
Kwadrans później Tina i Rai jechały na zakupy do dzielnicy targowej. Hinduska przez całą drogę myślała nad potrawami, które zamierzała przygotować i układała listę zakupów.
Wiedźma zdała się całkowicie na swojego chowańca. To Rai wybierała kolejne stoiska i produkty na nich, a Tina tylko popychała wózek i płaciła za zakupy.- Dobrze cię tu znają, prawda? - Zagadnęła Tina, gdy odchodziły od kolejnego stoiska, gdzie Rai ucięła sobie pogawędkę z handlarką.
- Po prostu często robię tu zakupy. - Rai się zarumieniła. - I tak jakoś wyszło, ze zapoznałam się z niektórymi sprzedawcami.
- I bardzo dobrze. Cieszy mnie każda taka sytuacja, bo wiem jak trudno ci nawiązywać kontakty z innymi.
- To głupie, prawda pani Tino? Tyle lat minęło, a ja wciąż boję się obcych.
- Skarbie, to wcale nie jest głupie. Przeżyłaś istne piekło w cyrku, więc masz prawo mieć traumę. Nawet jeśli minęło już czterdzieści lat. Ale pamiętaj, że teraz masz mnie i nikt bezkarnie nie miałby prawa cię skrzywdzić. Rai, a dasz sobie radę w domu mojego przyjaciela? Bo jednak tam też będą zupełnie obce ci osoby.
- Ale to w większości dzieci, prawda? Ich się tak nie boję jak dorosłych. Zresztą, pani tam będzie, więc nic nie jest mi straszne. O, tu dostaniemy najlepsze wino. - Dziewczyna wskazała na jeden z pawilonów. - Od dziesięciu pokoleń dostarczają wina na dwór Jego Wysokości.
Tina tylko się uśmiechnęła i ruszyła w ślada za swoim chowańcem.
YOU ARE READING
Nowe życie: historia rezydentki
General FictionHistoria Tiny Artemidy Nyks napisana od nowa bez wątków creepypastowych. Ta książka to oficjalny kanon jej historii.