54.

47 2 26
                                    

Tina z lekkim niepokojem przyglądała się pozostałym mieszkańcom domu. Większość z nich wyglądała na wyczerpanych, jakby przez noc stracili całą swoją energię. Blade twarze i podkrążone oczy, niezborne ruchy, zasypianie przy stole - to wszystko sprawiało wrażenie jakby zarwali wczorajszą noc. A jedynym, który wczorajszej nocy nie spał, był Silver, który naparzał w jakąś grę online, tłumacząc, że trwa w niej bardzo ważny event, którego za żadne skarby świata nie odpuści. Wiedźma machnęła na to ręką, wiedząc że z uzależnionym nie ma co dyskutować.

- Tilda! Co ty wyprawiasz? - Angelus ze zgrozą wyrwał z ręki walkirii kubek z herbatą. Którą to właśnie kobieta obficie posoliła.

- Hę? - Tilda zwróciła na niego nieprzytomne spojrzenie.

- Til, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc. Albo i kilka z rzędu.

- Faktycznie, nie czuję się najlepiej. Całą noc dręczyły mnie koszmary.

- Ciebie też? - Mruknęła Ronja, drzemiąca na ramieniu Victora.

- Dzieciaki, wy też mieliście koszmary? - Na pytanie diablicy młodzież odpowiedziała pomrukami i kiwnięciami.

- Ciociu, a ja nie miałam koszmarów. 

- To bardzo dobrze skarbeńku. Zastanawiające... Jedyne osoby, które uniknęły to koszmarów to mała duszka, sylf, dwójka demonów i były anioł. No i Silver, ale trudno śnić cokolwiek, jak się nie śpi i faszeruje się kawą i energetykami. Doprawdy, gdybyś nie był martwy, to takie ilości kofeiny szybko przyprawiłyby cię o zawał.

- Przynajmniej zabiłoby mnie coś co kocham. Znaczy, ty jesteś na pierwszym miejscu. - Silver szybko się poprawił, widząc wzrok swojej dziewczyny. - Nie chichocz gówniarzu, bo ci nakopie do tyłka.

- Jasne, bracie. Chciałbym to zobaczyć. - Parsknął Amadeus.

- Żmija cholerna, na własnej piersi wyhodowana. - Zamruczał pod nosem Silver.

- Też cię kocham, Sreberku. - Amadeus dla żartów posłał przyjacielowi całusa. - A wracając do powagi, masz jakiś pomysł, co stoi za kiepskim samopoczuciem pozostałych? - Te słowa skierował do Tiny.

- Mogę tylko podejrzewać, że zalęgła nam się w domu jakaś pomniejsza istota demoniczna, wywołująca koszmary i żywiąca się energią życiową. Coś jak zmora lub jakaś jej odmiana. Chyba trzeba będzie zapolować. Vic, pomożesz mi?

- Jasne. Zapowiada się dobra rozrywka.

Po śniadaniu, gdy większość próbowała nadrobić nieprzespaną noc, Tina wzięła się za splatanie łapaczy snów. Miały być częścią pułapki na nieproszonego nocnego gościa. Victor natomiast z pomocą Amadeusa tworzył w salonie magiczny krąg, do którego diablica zamierzała złapać zmorę czy co tam ich nawiedziło.

Gdy nastała noc, wszyscy poza Angelusem i demonicznym kuzynostwem poszli spać, choć widać było, że nie są ku temu chętni. Zapewne nie chcieli po raz kolejny przeżywać koszmarów. Nie pomagały nawet zapewnienia Tiny, że jej łapacze snów są skuteczne i wyłapią wszystkie złe sny.

Przez długi czas nic się nie działo i Tina zaczęła nawet podejrzewać, że zmora opuściła ich dom, by znaleźć sobie nowe ofiary. W końcu jednak jeden z segmentów magicznego kręgu zaczął lśnić jasnobłękitnym światłem. Potem kolejny, aż w końcu cały krąg zabłysnął, na chwilę zalewając salon oślepiającym blaskiem. Gdy poświata kręgu zgasła, Tina włączyła światło. 
W środku kręgu siedziała mała, włochata istota z długimi, chudymi rękami, zakończonymi ostrymi pazurami. Istota posiadała też skrzydła ćmy. Jednak tym co szczególnie przyciągało wzrok był jej wielki, zajmujący niemal pół twarzy haczykowaty nos. Stworzenie zakrywało oczy przed światłem.

- Ty, coś za jeden? - Warknął Vic. Istota odsłoniła jedno oko i łypnęła na niego nieprzychylnie. - Gadaj, albo cię do tego zmuszę siłą. - Wokół Victora zaczęła gromadzić się demoniczna aura.

- Ano... ja to Inguma. - Stwór przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że z wysokiej klasy demonem nie będzie miał żadnych szans.

- Skąd się wziąłeś w tym domu? - Tym razem pytanie zadała Tina, starając się brzmieć łagodnie i przyjaźnie.

- Dobra pani, ja biedny imigrant z Azpeitii. Dwa tygodnie jak do Ameryki przyleciał. Pracy nie ma, domu nie ma. To ja szukał, gdzie by to za darmoszkę pomieszkać mógł. No i trafił nocą do tego lasu i znalazł dom. Myślał, że farta miał. A tu się okazało, że dom zamieszkany. No to ja się bardziej ucieszył, bo się pożywić mógł. Ale ja nie wiedział, że tu dobra pani z mężem mieszka. Jakby ja wiedział od początku, to by nie żerował na ich domownikach.

- To nie jest mój mąż, tylko kuzyn. I nie dziw się, że jest wkurzony, bo żeś na jego narzeczonej żerował. 

- A co ty mu się tłumaczysz? Trzeba gnojkowi spuścić łomot, żeby miał nauczkę na całe życie. - Vic strzelił kośćmi dłoni. Inguma tylko mocniej się skulił, kwiląc ze strachu.

- Victorze, przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. - Angelus próbował łagodzić gniew demona.

- Właśnie, właśnie. Dobry pan mądrze mówi. - Pisnął cicho Inguma. - A i tak ja się przecież nie na wszystkich żywił.

- Bo nie możesz żerować na demonach wyższego rzędu, aniołach i istotach martwych, nawet jeśli są animowane magią. - Tina przewróciła oczami. - Chociaż ciekawi mnie, czemu nie zesłałeś koszmarów na naszego przyjaciela sylfa. 

- Ano... ja się do jednego pokoju zbliżyć nie mógł, bo tam farbami capiło. Biednemu mnie aż się niedobrze robiło. A jeden z domowników to w ogóle nie spał, tylko przed komputerem całą noc siedział. Jak tak można?

- Akurat mój chłopak może robić co mu się żywnie podoba. A skoro chciał całą noc grać, to grał. Zresztą, jest ożywieńcem, więc i tak byś się na nim nie pożywił. - Odpowiedziała Tina, uśmiechając się słodko, choć nocna zmora wyczuła ukrytą za tym uśmiechem groźbę.

- Co zrobimy z naszym nieproszonym gościem? - Zainteresował się Angelus. Osobiście chciał się go pozbyć, bo stanowił zagrożenie dla jego "rodziny", jednak wolałby zrobić to w miarę pokojowy sposób.

- Chyba mam pomysł. Vic, zadzwoń do Asmodeusza. W końcu Seattle to jego miasto i on powinien decydować co robić z takimi istotami.

- Dobra pani powiedziała Asmodeusza? - Inguma wpatrywał się w Tinę szeroko otwartymi oczami. - Błagam, dobra pani! Tylko nie jego! Ja nie zrobił przecież nic złego! Jak mnie pani wypuści, to ja przysięgam wyjechać z miasta. - Stwór bił pokłony przed Tiną i zawodził głośno. Na Tinie nie robiło to większego wrażenia.

Asmodeusz zjawił się chwilę po rozmowie z bratem. Z zainteresowaniem przyglądał się Ingumie, który wciąż był uwięziony w magicznym kręgu i wyglądał jakby miał za chwilę umrzeć na zawał.

- To mówicie, że ten mały demonek przysporzył wam kłopotów? I potrafi zsyłać na ludzi i nieludzi koszmary?

- Zgadza się, choć nie na wszystkie  istoty. - Potwierdziła Tina. - I czego ty się tak uśmiechasz jak zbok jakiś?

- Bo ten stworek bardzo mi się przyda. - Asmo z zadowoleniem oblizał usta.

- Iiiii! Błagam dobra pani! Ratuj mnie i mój tyłek! - Inguma zaczął ponownie zawodzić i rwać włosy z ciała.

- Weź się zamknij. - Asmo przewrócił oczami. - Nie w taki sposób mi się przydasz. Nie jesteś w moim typie. Pracować dla mnie będziesz.

- Pracować? - Inguma momentalnie przestał płakać i zaczął wpatrywać się w Asmodeusza jak w święty obraz. - Panie mój, ja każdą pracę przyjmę, żadnej się bać nie będę. Co tylko rozkażesz, to ja zrobię.

- I to jest dobre podejście. Tinuś, wypuścić go z tego kręgu. Mój nowy windykator i ja musimy omówić szczegóły współpracy.

Nowe życie: historia rezydentkiNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ