𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓼𝓲𝓸𝓭𝓶𝔂

117 18 19
                                    

— Szczurze — jęczy z niezadowoleniem Lloyd, leżąc na podłodze i zaglądając pod szafę, gdzie schował się jego kot. — Wyłaź. To wcale nie jest zabawne.

— Moim zdaniem jest — Siedzę na kanapie przez chwilę wpatruje się z tyłek Lloyda, który w spodenkach, które ma wydaje się o wiele lepszy niż mój, co jest niesprawiedliwe. — wydaje mi się, że ma szans dzisiaj na obcinanie pazurów.

— W ogóle mnie nie pocieszasz — prycha. Wstaje w końcu, dość niechętnie, a potem dodaje stanowczym, głośnym tonem. — dobra, w takim razie nie będę go wpuszczał do pokoju — Rzuca się na kanapę koło mnie i spogląda na ekran, gdzie wspólnie gramy w grę, co prawda na jednym padzie, bo chyba nie ma opcji, by grać w Assasin's Creed w dwie osoby. — przecież jak zadrapie jeszcze jedną poduszkę, to mama mnie zabije — jęczy z niezadowoleniem.

— Nie powiedziałabym, że cię zabije — rzucam spokojnie. — może co najwyżej przyjdzie i powie Lloyd, musisz ogarnąć swoje dziecko, bo rozwala nam wszystkie poduszki — przedrzeźniam mamę Lloyda, chociaż uwielbiam ją z całego serca i ma super gust muzyczny.

— Moja mama nie mówi, że to moje dziecko — prycha. — Trudno. Najwyżej na swoją pierwszą rocznicę pierwszego związku wybiorę się po poduszki.

Czuję dziwny ucisk w piersi. Coś jak zazdrość. Bo żadna moja relacja nie przetrwała nawet pół roku. A Lloyd za kilka dni będzie miał rok. Trzysta sześciesiąt pięć dni związku, który trzyma się naprawdę dobrze i nie wydaje się, że ma się szybko skończyć.

Nya nie żyje od czterysta osiemdziesięciu dni.

— Przynajmniej pomyśl, jaka to oryginalna randka — prycham. — Wiesz, zawsze się idzie na rocznice do kina, restauracji albo w jakieś inne fajne miejsce, ubrani w eleganckie stroje, a wy pójdziecie najpierw do restauracji, a potem do sklepu z rzeczami do domu kupić poduszki.

— Nie idziemy do restauracji — mówi spokojnie chłopak. — umówiliśmy się, że posiedzimy u niego w mieszkaniu, zamówimy sobie jakieś jedzenie i spędzimy wieczór tak, jak zawsze.

— Ekhem — udaje mocny kaszel pomiędzy którego rzucam szybkie — seks. Ekhem.

Lloyd spycha mnie z kanapy, a ja uderzam tyłkiem o podłogę.

— Bez seksu — prycha. Zauważam rumieńce na jego policzkach rumieńce, które zawsze pojawiają mu się, kiedy jest tylko wspomniane cokolwiek na temat seksu, a tym bardziej seksu jego i jego chłopaka, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Lloyd wciąż jest jeszcze prawiczkiem, mimo rocznego związku. — Nie masz przypadkiem iść do pracy?

— A wiesz, co to jest zmiana popołudniowa? — prycham. Wracam na kanapę i oddaję Lloydowi kontroler, by mógł przejąć naszą postać, bo jakkolwiek to brzmi, Lloyd jest o wiele lepszy w zabijaniu, niż ja.

— A będzie tam ten facet? — pyta niepewnie. — ten, co na cieie leci?

— On na mnie nie leci — oburzam się. — A poza tym, on siedzi tam codziennie, więc na pewno będzie. Pewnie nawet teraz tam siedzi — Wzdycham.

Widzę, jak Lloyd się nad czymś zastanawia, skupiając swój wzrok na telewizorze i odpalonej grze, aż nagle podnosi się z miejsca.

— Chodź — mówi. Marszczę brwi wyraźnie zaskoczona. — chcę wiedzieć, co łączy go z moim ojcem.

— Przecież w czerwcu mu mówiłeś, że masz w dupie ojca. Wiesz, silny, niezależny dziewiętnastolatek, który ma w nosie swojego rodzica i tak dalej.

— Możesz przestać gadać?

Spoglądam za okno, przypominam sobie o wysokiej temperaturze, która tam panuje i na samą myśl o tym się rozstapiam.

𝓖𝓮𝓷 𝓨: 𝓗𝓪𝓻𝓾𝓶𝓲Where stories live. Discover now