𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓭𝓻𝓾𝓰𝓲

186 27 33
                                    

Nie dziwię się, że Kai chciał się zabić.

Gdybym miała wystarczająco dużo odwagi, też może bym spróbowała, bo kilka pierwszych miesięcy myślałam o tym codziennie, czasami nawet kilka razy dziennie.

Z drugiej strony, nie jestem w stanie zrobić tego moim rodzicom, bo codziennie widziałam, jak rodzice Nyi przeżyli pierwsze tygodnie po jej śmierci. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie mojej mamy, płaczącej nad moim ciałem i taty, który nie pyta, jak minął mi dzień.

To po prostu gorszy, pusty czas, przejściowy etap, który zaraz minie

— Cześć — mówię spokojnie do chłopaka, kiedy wchodzę do SC, a chłopak tym razem nie przegląda żadnej książki, tylko zajmuje się czyszczeniem blatu białą szmatką. Szatyn spogląda na mnie zaskoczony, a potem na kasę, na której pokazuje się godzina.

— Jesteś za szybko — zauważa obojętnym tonem.

— Skończyłam lekcje — Wzdycham. Nie chciałam zajmować Lloydowi czasu i męczyć go jeszcze bardziej swoją obecnością, bo już na ostatniej lekcji wiedziałam, że ma dość tego dnia. Nie zdziwię się, jak poszedł do Kai'a, żeby spędzić z nim trochę czasu, chociaż zazwyczaj stara się nie chodzić do niego w tygodniu, ale mam wrażenie, że dzisiaj będzie wyjątek od tej reguły, więc nie zostało mi nic innego, niż przyjść do kawiarni. — Słuchaj, Six — zaczynam spokojnie, a chłopak spogląda na mnie jeszcze raz tylko dlatego, że nie ma nikogo, kto podchodzi do lady, aby złożyć zamówienie. — nie przypominam sobie, żebyś chodził do nasze liceum — ciągnę.

Z pewnością nie jest w moim wieku, ale nie jest też starszy od Kai'a.

— Nie — rzuca leniwie. — chodziłem do liceum z internatem. Akademia policyjna.

— Akademia policyjna — powtarzam. — a skończyłeś w kociej kawiarni.

— Tak wyszło — wzdycha z niezadowoleniem. — to tylko przejściowy etap.

Kiwam tylko głową na jego słowa i zastanawiam się, czy mogę tu stać i zadawać mu pytania, czy powinnam iść na zaplecze, przebrać się i zacząć swoją zmianę szybciej.

— Masz na coś ochotę? — pyta, ruchem głowy wskazując na gablotkę ze słodyczami, na co ja kręcę tylko głową, bo nie mam ochoty na żadne słodycze, ale z drugiej strony powstrzymuje się przed uśmiechem, bo jestem pewna, że Lloyd skorzystałby z takiej okazji. Naprawdę dziwi mnie, że jest w stanie jest tyle słodkiego i jeszcze mu nie zbrzydło. — Będziesz dzisiaj z innym chłopakiem. Ja mam coś do załatwienia — tłumaczy spokojnie. — Pewnie też zaraz przyjdzie, jak wyjdzie z uczelni.

— Serio pracują tu sami faceci? — pytam niepewnie, na co Six posyła mi pytające spojrzenie. — No wiesz, takie urocze miejsce, a tu sami faceci za ladą. Takie... mało męskie zajęcie, nie żebym miała coś przeciwko niech sobie każdy pracuje gdzie chce, kocha kogo chce, robi co chce i w ogóle.

Wychodzi na to, że wcześniej było ich trzech, a w momencie, kiedy ja zanosiłam swoje CV, które było naprawdę ubogie, zaniosłam je do chłopaka, którego miejsce zajęłam. I miałam typową rozmowę o pracę i faktycznie mężczyzna, z którym rozmawiałam, nie wyglądał na właściciela kociej kawiarni, ale nie zwracałam na to większej uwagi, bo po prostu chciałam tą robotę.

— Właściciel wygląda jak typowy drwal albo wiking, ale z drugiej strony największy wielbiciel kotów — Wtrąca. — Uwierz, wiem, co mówię. Znam go od dwudziestu lat, w końcu to mój stary.

— Jesteś synem właściciela? — powtarzam. Staję na palcach, żeby pokazać wysokość, jaką miał mężczyzna, z którym rozmawiałem pod koniec tamtego miesiąca, a brunet kiwa spokojnie głową. — wow.

𝓖𝓮𝓷 𝓨: 𝓗𝓪𝓻𝓾𝓶𝓲Where stories live. Discover now