Rozdział XXIII

3 0 0
                                    

Młodzieniec siedział na lodowym tronie, chłodnym wzrokiem spoglądając w dal. Oczekiwał na przybycie kolejnego błazna z odległego państwa, który spróbuje stopić jego zimne serce, a tym samym przywrócić barwy zamarzniętej krainie.

Książę od zawsze był sam. Otaczała go wierna służba, gotowa spełnić każdą jego zachciankę. Miał prawie wszystko. Brakowało mu jedynie ciepła, jakie może ofiarować tylko drugi człowiek. Lata mijały, a chłopiec zamienił się w młodzieńca o sercu skutym lodem i spojrzeniu, w którym nie było litości. Wówczas zaczęły dziać się straszne rzeczy. Najpierw zamarzły pałacowe ogrody. Później całą krainę spowił lód i śnieg. Przerażeni mieszkańcy błagali o pomoc magów i kaznodziejów z całego świata, a ci ochoczo przyjeżdżali w obawie, aby ich królestwa również nie zamarzły. Jednak żadne czary nie były w stanie pomóc. Książę z każdym dniem stawał się coraz chłodniejszy, coraz bardziej okrutny, coraz bardziej samotny. Większość czasu spędzał, siedząc na tronie i wpatrując się w przestrzeń. Nie chciał widywać nawet służby. Zima w kraju stawała się coraz sroższa, mieszkańcy tracili nadzieję...

Znalazła się grupa odważnych, którzy spróbowali spalić pałac. Przez tydzień znosili pod budowle drewno, aż powstał ogromny stos. Wydano rozkaz, a siedziba księcia zapłonęła ogromnym płomieniem. Drewno paliło się, kłęby dymu i pary pokryły niebo. Kiedy ogień zgasł, ludzie przyszli obejrzeć zniszczenia, jednakże... nie znaleźli żadnych. Nie stopiła się ani jedna lodowa cegiełka.

Kto mógł, uciekał z krainy. Pozostali walczyli o każdy ciepły koc i gromadzili zapasy jedzenia, którego prędko mogło zabraknąć. Ludzi ogarnął strach. Powoli zamarzały ich serca, gdy kierując się wolą przeżycia, zapominali o drugim człowieku.

Któregoś dnia służąca wychodząc z pałacu, zobaczyła klęczącą na śniegu kobietę o ciemnych włosach i rumianych policzkach. Miała na sobie czerwoną suknię, zbyt lekką jak na panujący w krainie mróz. Służąca podeszła bliżej i zobaczyła, że nieznajoma gołymi rękami rozgrzebuje śnieg – próbuje dostać się do ziemi. Po chwili wyjęła z kieszeni woreczek nasion, które zasiała. Pod jej dotykiem zmarznięta ziemia topniała i stawała się żyzna. Służąca odeszła zaskoczona. Poszła, by opowiedzieć o dziwnym zdarzeniu innym.

Kobietę zobaczył także książę. Z okna swej komnaty na najwyższej wieży widział dokładnie, jak pracuje na mrozie. Pomyślał, że jest głupia. Nie miał pojęcia, co takiego wyprawia. A jednak w jakiś sposób dziewczyna zaciekawiła go.

Mijały dni. Kobieta przychodziła codziennie, zawsze ubrana w piękną suknię w ciepłym kolorze: czerwonym, żółtym, różowym... Doglądała swojego małego ogródka, który jakimś cudem rozwijał się pomimo wielkiego mrozu i śniegu zalegającego wszędzie wokół.

Wkrótce książę ze swojej wieży dostrzegł, że pomiędzy bielą śniegu znajduje się coś zielonego. Od dawna nie widział tego koloru – wszystko w jego pałacu miało ponure barwy.

Na małym kawałeczku pałacowych ogrodów, pośród chłodu i śniegu, wyrosły kwiaty. Ludzie, którzy to widzieli, dziwili się. Z nabożną czcią patrzyli na dziewczynę, która codziennie krzątała się wokół swego małego ogródka, pielęgnowała rośliny i zasiewała nowe. Książę nie okazywał zdziwienia. Obserwował z ciekawością, nic więcej. Widział przed swym pałacem wielu, którzy wyczyniali niezwykłe rzeczy, aby roztopić lód jego serca. Żadne ogniste sztuczki nie podziałały. A teraz ta kobieta ot tak zasiewa sobie kwiatki przed jego domem. Wystarczyłby jeden jego rozkaz, aby wyrzucić ją poza mury pałacu. Jednakże pozwolił jej zostać i patrzył, jak robi swoje.

Pewnego razu, gdy siedział na tronie, jak zwykle bezmyślnie wpatrzony w dal, usłyszał pukanie do drzwi. Chłód przeszył go całego. Któż ośmielał się mu przeszkadzać? Wejść!

Dziki kwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz