Rozdział II

17 4 3
                                    

"Niebawem" przyszło o wiele za wcześnie. Już w niedzielę wieczorem, kiedy relaksowałem się z kubkiem herbaty przy dobrej muzyce. Błogą chwilę przerwało stukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć, przeświadczony, że doskonale wiem, kogo ujrzę za drzwiami. Nie pomyliłem się.

Stała na progu radośnie uśmiechnięta. Kolorowa sukienka w dziwne wzory, od których bolały oczy odstraszała, ale przynajmniej gumiaki ustąpiły miejsca żółtym trampkom. Tym razem włosy uczesała w dwa warkocze i muszę przyznać, że w tej fryzurze było jej bardzo do twarzy. W dłoniach trzymała talerz czekoladowych muffinek, który od razu wcisnęła mi w dłonie i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka.

– Dobry wieczór! – rzekła na powitanie i rozejrzała się wkoło ciekawskim wzrokiem. – Urocze mieszkanko. Chociaż nie należy pan, jak widzę, do wielbicieli częstych porządków.

Westchnąłem ciężko. Puściłem mimo uszu uwagę o bałaganie. Przewidywałem, że próby wyproszenia małej z domu nie podziałają, dlatego wolałem nawet nie zaczynać.

– Może wejdziesz do salonu? – zapytałem zrezygnowany.

– Chętnie. Dziękuję.

Weszła do pokoju i usiadła na jednym z foteli. Zostawiłem muffinki na stole i udałem się do kuchni w celu zaparzenia herbaty.

Nieco przerażała mnie konieczność rozmowy z Leokadią. Co to w ogóle za zachowanie, tak po prostu wejść komuś do domu? Na szczęście byłem tylko starym gościem, w dodatku gburem i nudziarzem. To oczywiste, że ktoś taki jak ja nie zostanie na dłużej punktem zainteresowań nastolatki.

Gdy wróciłem do salonu, zastałem Leokadię przed półką, na której znajdowała się moja, całkiem liczna, kolekcja płyt winylowych oraz załączony adapter. Wyglądała na zafascynowaną. Poczułem ukłucie strachu. Uspokoiłem się dopiero, gdy upewniłem się, że dziewczyna niczego nie dotyka. Nie wydawało mi się, aby należała do delikatnych osób.

– Podoba ci się? – zapytałem, postawiwszy herbatę na stole. Skoro już poczęstowałem ją herbatą, równie dobrze mogłem chwilę porozmawiać.

– Niesamowite! – zawołała, nie spuszczając wzroku z kręcącej się płyty. – Trochę słyszałam o płytach winylowych, ale nigdy wcześniej nie widziałam na żywo, jak to działa.

– A muzyka? Jak ci się podoba?

– Może być – stwierdziła bez przekonania. – Chociaż słuchałam lepszej.

– To Led Zeppelin – oznajmiłem, lecz nie zrobiło to na dziewczynie najmniejszego wrażenia. Widać dzisiejsza młodzież słucha już zupełnie innej muzyki. – Legenda rocka – dodałem, choć i to okazało się bez znaczenia.

Leokadia wzruszyła ramionami i milcząco wpatrywała się w adapter. Usiadłem na kanapie i sięgnąłem po muffinkę. Po chwili płyta dotarła do końca i salon pogrążył się w ciszy. Nie na długo, rzecz jasna.

– Smakuje panu? – zapytała pogodnie. – Sama upiekłam.

– Bardzo dobre – oparłem zgodnie z prawdą. – To miłe z twojej strony. Chcesz cukru do herbaty?

– Nie, dzięki. Nie słodzę.

Usiadła w fotelu i chwyciła kubek. Jej roześmiane, lecz uważne spojrzenie przesuwało się po pokoju. Na chwilę zatrzymało się na obrazie wiszącym nad kanapą, później na półce z książkami, aż wreszcie dotarło do okna, zza którego widać było drzewo, na którym siedziała poprzedniego dnia, a dalej taflę jeziora, teraz pogrążonego w ciemności.

– Pięknie musi być tutaj o poranku – stwierdziła, po czym przeniosła wzrok na mnie. – A gdyby tak rozwiesił pan lampki w ogrodzie?

– Lampki? – powtórzyłem zdezorientowany. – To nie Boże Narodzenie.

Dziki kwiatWhere stories live. Discover now