Rozdział XVI

2 0 0
                                    

Kolejne miesiące mijały spokojnie. Śnieg wkrótce stopniał, by po kilku dniach spaść ponownie i utrzymywać się przez następne tygodnie.

Tej zimy otrzymałem szansę, by jeszcze raz poczuć się jak mały chłopiec. Nie zliczę, ile bitew na śnieżki odbyło się pomiędzy mną a Leokadią. Któregoś dnia nawet pozwoliłem jej się zaprowadzić na górkę, z której zjeżdżała na sankach. Zawsze, gdy po tych zabawach wracałem do domu, byłem szczęśliwy, lecz kompletnie wyczerpany. Skąd ta dziewczyna brała tyle energii? Ach, młodość...

Któregoś wieczora po wyjściu Leokadii uświadomiłem sobie, jak bardzo nasza znajomość zmieniła moje życie. Zaledwie parę miesięcy wcześniej siadałem każdego ranka na tarasie z kubkiem kawy, będąc przekonanym, że w moim życiu nic ciekawego już się nie wydarzy. Ta mała ekscentryczka przypomniała mi, jak się uśmiechać i każdego dnia odkrywała przede mną nowe spojrzenie na świat. Z początku widziałem w tym tylko dziecięcą naiwność, lecz z czasem zacząłem poważnie się zastanawiać, czy Leokadia nie ma racji. Wreszcie przyłapałem się na tym, że wstaję rano z ciekawością, co przyniesie mi dzień. Zastanawiałem się, co dziś mnie zaskoczy.

– Jakie ma pan marzenia? – zapytała mnie pewnego dnia.

– Nie wiem, czy w ogóle jakieś mam.

– Oczywiście, że tak. Każdy ma.

– Chciałbym napisać książkę – rzekłem po chwili namysłu.

– Jak panu idzie?

– Kiepsko. Szczerze mówiąc, wątpię, aby kiedyś coś z tego wyszło. Pewne rzeczy na zawsze pozostają tylko marzeniami.

– A gdyby przestał pan wątpić? – zapytała, spoglądając na mnie przenikliwie. W takich chwilach zawsze zauważałem w jej oczach ogromną mądrość i sam zaczynałem czuć się przez głupio. – Jak pan myśli, co wtedy by było?

– Leokadio, dlaczego zadajesz mi takie trudne pytania?

– Utrzymuję pana starzejący się umysł w dobrej kondycji.

– Hola, hola! Jeszcze nie jestem starcem.

– Kiedyś pan będzie. Czy nie lepiej być starcem, który patrząc wstecz widzi spełnione marzenia niż takim, który przez całe życie nie osiągnął nic z tego, czego pragnął?

– Cóż, oczywiście że lepiej spełniać marzenia. Jednakże to nie jest łatwe.

– Chcieć to móc, już to panu mówiłam.

– To brzmi śmiesznie, Leokadio. Gdyby tak to działało, wszystkim ludziom na świecie działoby się dobrze, nie byłoby żadnych problemów.

– To nie jest zaklęcie, które sprawi, że wszystko się ułoży – przyznała. – Ale dla mnie te słowa dużo znaczą. Przypominają mi, że mogę osiągnąć wszystko, czego zapragnę. Spełnić wszystkie marzenia. Aby osiągnąć cel, trzeba się porządnie natrudzić. Poświęcić wiele czasu, nerwów, czasem pieniędzy. Marzenie, które czeka na końcu drogi jest tego warte. I jest możliwe do osiągnięcia.

– W takim razie spełniaj swoje marzenia, Leokadio. Mam ogromną nadzieję, że ci się to uda. Ale ja jestem już na to za stary.

– Nigdy nie jest się za starym lub za młodym, aby spełniać marzenia. Tyle że pan ma wątpliwości. To właśnie pana zatrzymuje. Tak właśnie sobie ostatnio myślałam... Ludzie się boją. Ich strach budują wątpliwości. A strach sprawia, że spada ich wiara w siebie i swoje możliwości.

– Chyba powinnaś zostać filozofką – stwierdziłem.

– Biorę taką opcję pod uwagę. Rozmyślanie nad działaniem świata jest bardzo ciekawe. Ale wracając, moim zdaniem to właśnie obawy i wątpliwości są największą przeszkodą na drodze do spełnienia marzeń. Dlaczego pan wątpi w siebie?

– Nie wątpię w siebie.

– Sam pan tak powiedział. Wątpi pan, by coś wyszło z pana książki. Dlaczego?

– Nie idzie mi. Co napiszę, to usuwam. Nic nie jest wystarczająco dobre.

– Skąd pan wie, że nie jest?

– No... Jakoś tak czuję. Nie sądzę, by komuś się to szczególnie podobało.

– A więc niech pan zapomni o tym, komu może się to nie podobać. Musi pan działać tak, by samemu być zadowolonym. Reszta świata nie ma znaczenia, proszę mi zaufać.

– Ale...

– "Ale" oznacza wątpliwość. Kiedy dąży pan do celu, nie ma miejsca na "ale".

– To nie jest takie proste, Leokadio. Człowiek nie ma wpływu na wątpliwości, które go dopadają.

– Ależ ma! Wystarczy nie dopuszczać ich do siebie. Nie porównywać się do innych. Nie myśleć o tym, co powiedzą ludzie. Chcieć to móc i tego należy się trzymać. Tylko tego, nie wątpliwości. One są jak fałszywe przyjaciółki, które próbują zepchnąć nas w dół. Nie pozwalajmy im na to.

Po wyjściu Leokadii niemalże całą noc spędziłem przed komputerem, wystukując na klawiaturze słowa mojej powieści. Na koniec przeczytałem kawałek swoich wypocin. Kilka rzeczy wymagało poprawek, ale patrząc na całokształt... to, co zrobiłem, naprawdę mi się podobało.

Ciężko uwierzyć, że piętnastolatka dała mi tyle motywacji do pracy. Tamtego dnia uświadomiłem sobie, jak ważne są dla mnie moje marzenia. I uwierzyłem, że chcieć to móc.

Pod koniec lutego śnieg zniknął na dobre. Na trawniku przed domem zobaczyłem pierwsze tegoroczne krokusy. Największy zachwyt wzbudziły w Leokadii, która stwierdziła, że nigdy wcześniej nie widziała tych kwiatów na żywo.

Poszliśmy na spacer wokół jeziora, a dziewczyna nie mówiła o niczym innym, jak tylko o ślubie mojej siostry, który miał się odbyć już za parę tygodni. Mało kiedy widywałem tak ogromną ekscytację w jej oczach.

Ja osobiście nie byłem tak zachwycony, raczej odrobinę podenerwowany. Nie widziałem Agnieszki od dobrych kilku lat. Zaproszenie na ślub było dla mnie sporym zaskoczeniem, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że siostra kogoś ma. Ale to nie był największy problem. Wesele oznaczało ogrom ludzi w jednym miejscu. Sam pomysł, że będę zmuszony z kimś rozmawiać na grzecznościowe tematy przyprawiał mnie o dreszcze. Właśnie tego obwiałem się najbardziej. Jeszcze mógłbym zrezygnować....

Chociaż nie. Nie zrobiłbym tego Leokadii.

Dziki kwiatWhere stories live. Discover now