Rozdział 12

16 1 1
                                    

Teraz to, już oficjalnie, zostaliśmy reprezentantami Savany, a ja byłam wściekła. Nie, mogli nam załatwić transportu na lotnisko, nie. Sami KURWA musimy przedzierać się przez pustynie...A miałam nadzieję, że nigdy więcej. 

Nogi mi odpadną, szłam na samym końcu.

Damurowi zaś, chodzenie po piachu nie sprawiało, żadnych trudności. Przyglądałam się jak stawia stopy i próbowałam go naśladować. Wypieprzyłam się na piach.

- Hina, nie ma czasu na zabawę dzieciaku, ruszaj się - usłyszałam Kyoye.

- Spierdalaj...- powiedziałam cicho.

- Daj rękę - Powiedział Nile, podałam mu dłoń, pomógł mi wstać.

Szliśmy dalej, aż zapadła noc w końcu chłopaki zlitowali się nade mną i zrobiliśmy, postój. Leżeliśmy na piachu, oni spali a ja patrzyłam w gwiazdy.

Spojrzałam na niego...miałam kilka pytań. Leżał plecami w moją stronę i nie widziałam, czy śpi.

Ledwo usiadłam obok.

- Czego chcesz? - usłyszałam warknięcie.

- A więc nie śpisz? Mam pytanie.

- Ech...Zachowaj je na inni czas. Teraz lepiej się prześpij, bo niedługo ruszamy dalej. - odpowiedział. - Mamy do przejścia jeszcze spory szmat drogi.

- Jak to? Nie, jesteśmy w połowie? - zapytałam, spojrzał na mnie zmęczony i zirytowany.

- Zanim udamy się na lotnisko, Damur zaprowadzi nas w jedne miejsce, podobno jest dobre do trenowania.

- Jakie miejsce? - dopytałam.

- Hina...Idź spać - obrócił się.

-Ale...- zaczęłam.

- Jak tylko, raz jutro usłyszę, że marudzisz ze zmęczenia, to znajdę stosowne miejsce i cię zakopie - powiedział zły.

- No już dobraaa - mruknęłam na niego obrażona.

Odsunęłam się spory kawałek i poszłam spać.

Ledwo zamknęłam oczy, a już musiałam je otwierać. Sen tak szybko minął i znowu w drogę.

- Hej, powiesz mi, gdzie nas prowadzisz? - Podgoniłam i zapytałam Damura.

- W miejsce zwane "Doliną Burz", gdzie zawsze panuje zła pogoda. - odpowiedział, zobaczył szok na mojej twarzy. - Spokojnie Hina, będziemy w bezpiecznej odległości. - Zapewniał mnie, a ja zadawałam mu pytania na temat, tego miejsca.

- Nie możemy od razu na lotnisko? - zapytałam.

- Będzie fajnie, zobaczysz - powiedział.

Kolejne godziny marszu, minęliśmy jakiś kanion, a w tedy Damur się zatrzymać.

- To tutaj? - zapytał Nil.

- Tak - dopowiedział Damur.

- Tu nic nie ma. Skąd ta nazwa? - Kyoya się zirytował.

- Kazałeś iść mi taki szmat drogi po nic?! - wydarłam się na niego.

- Skąd miałem niby, wiedzieć smarkulo!? - Warknął Kyoya.

- Nie mów tak do mnie! - Nastąpiłam mu piętą na palce.

- Dobra! Jednak cię zakopie! - złapał mnie.

- Spierdalaj! - szarpałam się z nim.

- Spokój! - Nile nas rozdzielił - Dajcie mu łaskawie dokończyć - wskazał na Damura.

- Wystarczy, że przejdziemy kawałek dalej. - Powiedział nasz przewodnik.

Faktycznie, kiedy przeszliśmy parę kroków dalej.

Wow widziałam wielkie tornada szalejące w oddali, sporo ich było.

- Niesamowity widok - powiedział Nile zapatrzony.

- Tak, to prawda. Kiedyś nie było ich tak dużo. Podobno winne temu jest ocieplenie, czy coś takiego. - Odpowiedział Damur.

Patrzyliśmy w ciszy na szalejące trąby powietrzne, spojrzałam kątem oka na zamyślonego drania. Patrzył w tornada jak zahipnotyzowany.

- Nad czym tak myślisz? - zapytałam ostrożnie, w końcu minutę temu skakaliśmy sobie do gardeł. 

Spojrzał na mnie i patrzył.

"No co?" - Nie wiedziałam, czemu tak się patrzy. Ściągnął swoją szarą pelerynę i mi podał. Wzięłam, bez pytania. Zaś on ruszył w kierunku przepaści.

- Ej! Nie, podchodź bliżej! - krzyknął za nim Damur.

- Wracaj, Kyoya! - Teraz Nile krzyknął.

A ja patrzyłam, co ten debil kombinuje.

- Myślicie, że przeszedłem taki szmat drogi, aby popatrzeć na tornado? - Kyoya załadował sprzęt i wystrzelił Liona prosto w stronę zbliżającej się trąby powietrznej. - Chce, zapanować nad tornadem!

Dobra, to już nie, było śmiesznie. A ten idiota igrał sobie właśnie z życiem. Chłopaki, aż pobledli a ja ściskałam mocno szary materiał.

Kyoya, rozbijał jedno tornado po drugim, chciał nad nimi zapanować. Niby, kurwa jak?!

Nie lubię go! Denerwuje mnie jak nie wiem, ale nie życzę mu śmierci, a w tym momencie sam się  to prosił.

Zeszło chyba z dobre kilka godzin, kiedy wrócił. Oddałam mu pelerynę.

- Co to miało być? Odwaliło ci? - zapytałam.

- Dowiesz się w swoim czasie jak i wszyscy - spojrzał na mnie, na chłopaków i ruszył w drogę, a my za nim.

Nic nie rozumieliśmy, patrzeliśmy po sobie zszokowani.


O dziewczynie, która dosiadła mrok.Where stories live. Discover now