Rozdział 1

33 2 6
                                    


Jestem Hina Hagane, nazwisko me jest bardzo znane ze względu na mojego brata, który jest bleyderem rangi światowej.

Ginga, czyli mój starszy brat wychowaliśmy się na niewielkiej japońskiej wyspie Koma, gdy tylko zamknę oczy i myślę o domu, widzę piękna malowniczą wyspę porośnięta dookoła wielkim i bujnym lasem.

Mój starszy brat i ja, gdy podrośliśmy zostaliśmy jak wcześniej nasz ojciec i matka jej strażnikami, którzy mają chronić starożytnych mocy znajdujących się na wyspie.

Też jestem bleyderem, ale nie tak dobrym, rzadko kiedy wygrywam pojedynki. Wrodzony talent do walki w mojej rodzinie ominął mnie szerokim łukiem. Za to jestem bardzo spostrzegawcza i od czasu do czasu pomagam obmyślać mojemu bratu strategie walki.

Na wyspie miałam chyba chłopaka, tak mi się zdaje.

Naszą relację nie dało się ocenić, niby przyjaciele a innym razem ktoś więcej. Nigdy nie byłam mocno zakochana i nie wiem, jak to jest. Miałam ograniczony wybór, jeśli chodzi o chłopaków na naszej wyspie.

W naszym wieku nie było zbyt wielu nastolatków z drugiej strony oni nie mieli dla mnie szacunku tylko pogardę. Naśmiewali się ze mnie przy każdej możliwej okazji, oczywiście gdy mojego brata nie było w pobliżu. Mogłam mu powiedzieć, ale tego nie robiła. Co by to dało? Może na jakiś czas by przestali a potem znowu...

Tylko Hyoma jest dla mnie miły i zawsze staje w mojej obronie oraz opiekuje się mną, gdy mój brat wyrusza na zawody beyblade do stolicy.


Wydaje się, że miałam fajne życie na wyspie. Tak było, lecz z biegiem lat coś się zmieniło.

Na prawdę kocham mojego brata, zawsze gotowy stanąć w mojej obronie, miły i opiekuńczy. Ideał starszego brata można powiedzieć. Kiedy mnie ganił, gdy robiłam coś złego czy niebezpiecznego, wiedziałam, że wynika to z jego troski o mnie. Zawsze, gdy byłam smutna, zabierał mnie na szczyt góry, z które widać całą wyspę. To było nasze miejsce, przychodził tam ze mną, gdy byłam smutna.

Szczyt ten był niezwykle porośnięty i nie było jak na niego wejść. Otóż dostawaliśmy się tam na grzbiecie pegaza mojego brata. Beye z Komy różnią się od tych z reszty świata. Tutaj mogą stawać się cielesne a my możemy na nich jeździć, mają również wolną wolę.

Mam teraz 15 a Ginga16 lat. Staliśmy się obrońcami a raczej tylko on. Wcześniej nie sprecyzowałam tego dokładnie. Mowa to o tym, że gdy byłam dzieckiem osiłek z naszej wyspy zmusił mnie do pojedynku. Walczyłam przez łzy i kompletnie niemiałam szans, osiłkowi zależało wyłącznie na moich punktach i wkurzeniu Gingi. Same pokonanie mnie mu nie starczyło, kpił ze mnie i zmieszał z błotem. Na sam koniec zrobił coś okropnego, roztrzaskał mojego beya od matki na drobne kawałki. Później przyszła pora na mnie, jego bey uderzył mnie w brzuch.

Tamto wydarzenie wywarło na mnie ogromną traumę po którym do dziś mam długą bliznę biegnąca wzdłuż mojej klatki piersiowe do pępka. Ginga wielokrotnie próbował pomóc mi się ośmielić, ale gdy tylko dotykałam kuczera cała sztywniałam. Straciłam do reszty wole walki a mój duch został złamany.

Wiele razy chciał zabrać mnie ze sobą, mówił, że tam w stolicy ma wspaniałych przyjaciół, których na pewno polubię. Opowiadał mi o swoim największym rywalu, Kyoyi Tategami, mówił, że na początku wydaję się bardzo oschły i tajemniczy. Jednak z czasem poznajesz jego prawdziwą osobowość. Ginga był strasznie podjarany, Mistrzostwami Śiwata Beyblade i o tym jak jego przyjaciel ten Kyoya, który jest za razem jego rywalem odrzucił miejsce w reprezentacji Japonii i rzucił mu wyzwanie. Moim zdaniem przyjaciele powinni walczyć ramię w ramię a nie osobno. Ginga rozmawiał i opowiadał, aby mnie przekonać jednak ja Wolałam zostać tutaj na wyspie.

Koma była moją oazą, w której czułam się bezpiecznie. Krocząc pośród wielkich starych drzew czułam spokój i harmonie tego lasu. Czasami miewam dziwne uczucie, wrażenie, że coś w głębi tego lasu przyciąga mnie do siebie. Ignorowałam to uczucie, brat wielokrotnie mówił mi, że środek wyspy jest jedynym miejscem na naszej rajskiej wyspie, które jest zanieczyszczone negatywną energią. Będąc małą dziewczynką wymykałam się często i szłam jak po sznurku do środka lasu. Kiedyś dzieliły mnie od niego dwa małe krzaki wystarczyło tylko rozchylić je rękami, lecz brat mnie znalazł i dał mi niezłe kazanie.

Pamiętam dokładnie jak to było, gdy odchodził, aby zdobyć mistrzostwo, życzyłam mu tego, ale wolałam jednaka by został tu ze mną...

Biegłam przez dzikie ścieżki pod koronami drzew, aby pożegnać się z bratem.

Punktualność, nie jest moim atutem. Zawsze się gdzieś spóźniam, mój brat nie będzie czekał, bo łódź odpływa za nie całe pięć minut.

Jak oszalała wyskoczyłam z gęstych zarośli i popędziłam na pomost.

Ginga stał do mnie tyłem i był zajęty rozmowa z załogą statku i Hyomą.

Z rozpędu wskoczyłam mu na plecy i zwaliłam z nóg.

- Jest i moja siostra - powiedział cichym głosem. Aż tak go zgniotłam?! Podniosłam się szybko na nogi.

- Przepraszam, miało być delikatnie - rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam w niego a on objął mnie i bardzo mocno przytulił myślałam, że żebra mi popękają. Rozluźnił uścisk a ja odetchnęłam, on na to zaśmiał się życzliwie i pogładził mnie po moich długich blond włosach. Zawsze tak robił na pożegnanie.

Gładził mnie i uśmiechał się do mnie tym życzliwym spojrzeniem, lecz ja wiedziałam co tak na prawdę czuł. Tak jak i ja nie lubił długich rozstań. Gdyby nie Hioma kazałby mi płynąć ze sobą.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak spochmurniał. Jednak na dal próbował się uśmiechać.

- Hina - zaczął po woli, chwilkę myślał aż powiedział - nie pakuj się w kłopoty, proszę słuchaj się ciotki i Hiomy. - Wiedziałam, że nie to chciał mi powiedzieć.

- Ginga, będę ostrożna i nie martw się o mnie - dotknęłam jego ramienia – jedziesz na mistrzostwa i musisz odłożyć na bok mnie i Kome. Nie możesz się rozpraszać, a gdy wrócisz masz mi wszystko opowiedzieć! Liczę na ciebie bracie.

- Postaram się ciebie nie zawieść, jednak...-znowu spochmurniał, włożył rękę do jednej ze swoich kiszeni i zaczął czegoś szukać - Hina...chce...

- Tak? - zapytałam.

- Chciałbym, abyś znalazła sobie kogoś - spojrzał na mnie poważnie.

- Co takiego? - zapytałam zdziwiona.

- znajdź sobie kogoś kto będzie o ciebie dbał i bronił, abym był spokojniejszy.

- Ja...Nie chcę mieć chłopaka, jeśli o to ci chodzi - spuściłam wzrok, Ginga lekko westchnął

- W takim razie przyjmij go – z kieszeni wyciągną wisiorek, był piękny. Założył go na moją szyję. Nic nie rozumiałam.

- Należał do naszej matki, jestem pewien, że chciał by, abyś to teraz ty miała go przy sobie. Jest w nim energia naszej wsypy. - Powiedział Ginga.

No tak bo wisiorek mnie obroni, ciekawe jak?

- Bezpiecznej podróży Ginga - powiedziałam do brata.

- Do zobaczenia siostra - uśmiechnął się i wsiadł na łódź.

Patrzyłam, jak znika po woli w stronę horyzontu. Usiadłam na molo i zanurzyłam nogi w wodzie. Westchnęłam...Znowu to samo. Gdybym tylko miała w sobie te odwagę co dawniej...Jednak mój duch został nie odwracalnie złamany.

O dziewczynie, która dosiadła mrok.Where stories live. Discover now