Rozdział 3

21 1 1
                                    


Maya mieszkała na szczycie wysokiej góry, gdzie miała swój ogród, dom i miejsce na świecie. Zielarka milczała. Przycinała róże w swym ogrodzie. A ja zastanawiałam się po co za nią poszłam.

- Powiesz coś? - spytałam zniecierpliwiona. - Szłam za tobą taki kawał nie wiem po co. - ponaglałam ją, zaś ona milczała i dalej przycinała róże.

- Dla czego tak postępujesz? - spytała po długiej ciszy.

- Niby jak? 

- Czemu nie chcesz posłuchać bliskich? Chcą twego dobra.

- I dla tego chcą się minę stąd pozbyć? Koma to mój dom.

- I zawsze nim będzie, ale powiedz mi szczerze - obróciła się do mnie - Co, czujesz? Patrząc na horyzont?

- Nic - skłamałam.

- Do prawdy? Bo twoje oczy mówią inaczej - zielarka zbliżyła się do mnie i położyłam dłoń na mym ramieniu.

- Może...chciała bym, ale boję się tego. A co jeśli? Już nie będę chciała wrócić?

- Zmiany są częścią naszego życia, są tak naturalne jak wschody słońca. Nie martw się tak na zapas, płyń z prądem.

- Boje się tego...- powiedziałam cicho.

- Jesteś większa od swego lęku i dalej masz swą siłę, która śpi wewnątrz ciebie i czeka na przebudzenie. - Zielarka wykonała gest przed moją twarzą.

- Nie jestem już taka jak kiedyś, dziewczynka, którą znałaś odeszła. Tak samo jak, Pax- Wspomnienie o nim, przywołało moje najgorsze lęki.

Pax był moim beyem, którego dostałam od swojej mamy. Przybierał formę lisa. Jego strata, bardzo mnie dotknęła.

Długo rozmawiałam z Mayą, pomogła mi oczyścić myśli i spojrzeć na sprawę w zupełnie innym świetlę. Postanowiłam spróbować. Jednak, kiedy chciałam przeprosić Hyomę za swoje słowa i się z nim pogodzić, okazał się że na to za późno. Mój przyjaciel, wyruszył w wielki świat a ja, rozstałam się z nim w kłótni.

Na moim łóżku, kiedy wróciłam do domu, leżał list z WBBA i bilet lotniczy. 

Ze łzami w oczach zaczęłam się pakować. Co ja wyprawiam? Podejmuję decyzję tak szybko, ale może i lepiej? Za nim się wycofam. Wzięłam to jako misję, zrobię to dla brata, Hyomt i Paxa.

Wciskałam w moją torbę wszystkie najważniejsze rzeczy, wzięłam mój telefon nie używałam go za często, ale elektronika nigdy nie sprawiała mi problemów. Dostałam go od ojca na 12 urodziny. Ponoć był w tedy najnowszym modelem w Japonii.

- Przywieź ze sobą jakiegoś chłopaka - powiedziała ciotka Gertruda stojąca w drzwiach.

- Ciociu, błagam. Z resztą kto by chciał taką dzikuskę jak ja? - Zachichotałam. Obróciłam do cioci stojącej w drzwiach, podbiegłam do niej i przytuliłam ją mocno.

- W końcu może znajdzie się ktoś kto nad tobą zapanuje. Udanej drogi kochanie będę tu czekać na ciebie. Zrobiłam ci na drogę cynamonowe ciasteczka twoje ulubione.

- Dziękuję a i jeszcze jedna rzecz - wyjęłam z pod poduszki pluszowego misia z jednym wyrwanym oczkiem i pogryzionym uchem. Chcę wziąć go ze sobą i pokazać bratu, gdy go spotkam w końcu dostałam go od niego, gdy byłam mniejsza.

- Nie jesteś za duża na pluszowego misia?

- Może jestem, ale ja tego nie czuję. - Ciotka pokiwała głową. Uśmiechnęłam się i schowałam misia do torby. 

Wyszłam z domu, skierowałam się w głąb lasu. W stronę pomostu, gdzie czekałam na łódź. Kiedy przybiła, weszłam na pokład, kiedy odbiła się od brzegu doszło do mnie, że nie ma odwrotu.

Spojrzałam za siebie, widziałam piękna malowniczą wyspę i rój gwiazd na niebie. Przepięknie, popłynęły mi łzy. Kiedy łódź coraz bardziej oddalała się od mojego domu.


O dziewczynie, która dosiadła mrok.Where stories live. Discover now