Rozdział 11

19 1 1
                                    

Marcus...Chłopie na wet nie wiesz w co się wkopałeś. Rozerwę, go jak tylko znajdę. Zły, też byłem na siebie. Dałem mu się podejść jak amator, od razu coś mi w nim nie pasowało.

Trzeba, było go znaleźć i to szybko, noc się zbliża. Do wschodu słońca jest wyznaczony czas, trzeba się sprężać.

Pozostała mi, tylko ta niebieska bransoletka Hiny.

- O czym, tak myślisz? - doszedł mnie głos Nile.

- Chce znaleźć, to co moje - odpowiedziałem. - Nile, a ty po co wziąłeś udział w turnieju?

- W moim kraju nie ma zbyt wielu dobrych bleyderów. Lubię wyzwania i szukam silnych przeciwników. Na mistrzostwach świata tacy będą, chce walczyć z kimś sobie równym. Łatwe zwycięstwa mnie nudzą. - Powiedział Nile.

- Rozumiem.

- A ty Kyoya? Po, co tu jesteś? - zapytał mnie.

- Mam pewnego przeciwnika na mistrzostwach, którego chce pokonać. To jedyny powód, chce wyrównać rachunek. - Nie wiem po cholerę, ale spojrzałem się za siebie. A ją, gdzie wywiało?

- O co chodzi? Czemu stajesz? - Nile też się obrócił - Nie ma jej? Szła tuż za nami. Ej, Kyoya, gdzie idziesz? - zawołał.

Ruszyłem przed siebie, Nile mnie dogonił.

- Sama się znajdzie - powiedziałem.

- Hina, to twoja dziewczyna? - zapytał.

- Błagam cię Nile - zirytował mnie tym pytaniem. - Mam leprze rzeczy do roboty, niż uganianie się za tym wkurzającym dzieciakiem. Skąd to pytanie?

- Chyba mi się podoba i wolałem wiedzieć, czy nie będziesz miał nic przeciwko.

- A bierz ją sobie w cholerę, jak wytrzymasz. - Wkurzył już mnie.

Nadeszła noc, a my dalej ich nie znaleźliśmy. Szlak mnie za raz trafi.

- Kyoya! Stój, wyzywam cię do walki! - Zobaczyłem kolesia wychodzącego zza beczki.

- Nie mam już bransoletki - odpowiedziałem.

- Szukamy Marcusa, musi zapłacić za nie czystą grę. Nie ma czasu na walkę - powiedział Nile.

- Marcus? Widziałem go - odpowiedział nieznajomy. - Wiem, gdzie dokładnie poszli.

- Poszli? On był sam - Zaskoczył mnie tym.

- Widziałem go w towarzystwie dwóch facetów, którzy - urwał.

- No, co? - przycisnął go Nile.

- Oni ciągnęli, za sobą dziewczynę - odpowiedział nowy. - Była, nie przytomna.

Szliśmy za nim, po drodze zatrzymaliśmy się w parku. Ewidentnie była tu walka.

A ja wypatrzyłem coś w piachu. Wziąłem znalezisko do ręki, to bey i wyrzutnia. Chciałaś walczyć z nimi sama? Patrzyłem na szarego beya zamyślony.

-Ej! Znalazłem ślady! - wykrzyczał nowy. Klęczał na piachu i przyglądał się mu.

- A więc ruszajmy - Nile ruszył za nieznajomym, ja byłem trochę za nimi.

Wyprowadził nas daleko w pustynie, do o koła skały. Wspięliśmy się na wzniesienie i już sam ich dostrzegłem. Byliśmy tuż nad nimi. Widziałem ją, siedziała z dala od nich oparta o kamienie.

- Ej wy! Mamy rachunki do wyrównania! - Byłem wściekł jak nigdy.

- Kyoya? A więc ty też przeżyłeś - Marcus, był bardzo zaskoczony, tak szybko mnie nie sprzątnie.

- Za raz się policzymy, odzyskamy to co ukradłeś - powiedział Nile.

Rozpoczęła się walka, Nile i ja nie zamierzaliśmy im odpuszczać.

- Czekajcie! - krzyknął nowy - Oni planują pułapkę!

- Co? Jak? - Nil zapytał.

- Po ich ustawieniu wnioskuję, że chcą wykonać kleszczowy atak.

- Ty? Dostrzegłeś to stąd? - Zaskoczył mnie, przyznaję. Kiwnął głową na potwierdzenie. - Jak ci na imię?

- Jestem, Damur - przedstawił nam się.

- Możesz iść i odciągnąć ją dalej? Za nim zrobimy tu piekło? - zapytałem.

- Jasne, już lecę - Damur ruszył, poruszanie po piasku nie stanowiło dla niego, żadnych trudności.

Za kilka minut, był tu jeden wielki wybuch. Porządnie daliśmy im w kość. Leżeli w samym środku wielkiego krateru, który powstał po walce. Wziąłem to co moje.

- Już z nią lepiej! - krzyknął Damur, kiedy szliśmy w ich kierunku.

Hina siedziałam oparta o skałę, miała zarysowania na rękach i strasznie splątane włosy. Była przytomna, ale nie chciała na nas patrzeć.

- Zostawicie nas na moment? - zapytałem ich, odeszli na pewną odległość. Przykucnąłem sobie. Czekałem, aż na mnie spojrzy, lecz uparcie patrzyła w skały. - Spojrzysz się na mnie, w końcu?

- Nie wiem, co ja sobie myślałam. - spojrzała na mnie kątem oka.

- To fakt, walka z nimi na raz była nie mądra, biorąc pod uwagę, że amatorka z ciebie. - Inaczej tego nazwać nie mogłem. Miała szczęście, znam bleyderów którzy zrobili, by jej o wiele gorsze rzeczy po przegranej walce.

- Chciałam, po prostu coś zrobić. Odpłacić Marcusowi jakoś, za to jak mu się dałam i jak przeze mnie wpadliśmy w pułapkę.

- To nie była, tylko twoja wina. Od razu coś mi nie grało. - Wyjąłem niebieską obręcz z kieszeni, patrzyła na mnie podejrzliwie. Wystawiłem w jej kierunku rękę, którą trzymałem bransoletę.

- Dajesz mi ją? - Spytała zdziwiona.

- Tak, weź ją. - zawahała się przez chwilę - No bierz, to żadna pułapka, ani cię nie testuje.

Wyciągnęła rękę i zaraz zapięła sobie niebieską bransoletę. Wstała, chwiała się, ale szła. Poszła do tego dołu, gdzie był Marcus i jego banda. 

Pierwszym co Marcus zobaczył, jak się ocknął był iść od Hiny. Przyznaje, lekko się uśmiechnąłem, należało się mu.

Rozmawialiśmy z chłopakami, kiedy wróciła. Pokazała co znalazła, a to drań. Miał więcej szarych obręczy. Spojrzałem na Damura, miałem przeczucie, że jego wzrok mógł by się przydać. Rzuciłem mu więc szarą bransoletę.

- Ty...Tak na serio? - zapytał Damur.

- Tak, pokaż mi, że na to zasługujesz - wskazałem na miasto w oddali, w naszą stronę biegli inni, sporo ich było.

Pokonaliśmy ich dość szybko, Damur nie był taki zły i całkiem dobrze mu szło.

O świcie, zostaliśmy oficjalnie reprezentantami, a potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Dziwna ta moja drużyna, jebnięta mógłbym, rzec. No, ale już dobra. 

Może ich nie uduszę.

O dziewczynie, która dosiadła mrok.Where stories live. Discover now