Rozdział 5

27 1 1
                                    

To jakiś koszmar, który nie dzieję się na prawdę. Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco jak w tej chwili. Dobrze, że miałam dużą butelkę wody.

Maszerowałam na pewno z kilka dobrych godzin, gdyż stopy zaczynały mnie boleć. Z chęcią zrobiła bym sobie mały postój, ale do o koła zero drzew. W co ja się wpakowałam?

Szłam zgodnie z instrukcjami Marcusa. Idiotka, powiedziałam w duszy do siebie. A co jeśli specjalnie wyprawił mnie w pustynie? A ja mu zaufałam. Przecież go nie znam.

Kiedy tak szłam, usłyszałam jakieś grzechotanie. Ciarki przeszły mnie po plecach. Spojrzałam szybko  za siebie, na kamieniu siedział grzechotnik!!!

Zamiast iść i oszczędzać energię, biegłam. Nienawidzę węży! Chciałam, być jak naj dalej od niego. Kiedy gorąco i słońce przypomniały o sobie, mój zapał do biegu diametralnie zmalał i znowu szłam.

Mam dosyć, tak chciałam, aby był to zły sen. Próbowałam wmówić sobie samej, że leżę u siebie w łóżku i za raz na pewno się obudzę.

Zbliżałam się do jakiś skał, kiedy zobaczyłam cień prawie popłakałam się ze szczęścia. Usiadłam w cieniu skał, może nie było aż tak lepiej, jednak z drugiej strony słońce już tak nie męczyło. Wzięłam łyk wody i schłodziłam sobie twarz.

Oparłam głowę o głaz, oczy ze zmęczenia same zaczęły mi się lepić i zasnęłam. Nie wiem ile to trwało, może chwilę kiedy, ktoś szturchnął mnie butem. Otworzyłam oczy i wrzasnęłam.

Przede mną stał jakiś zakapturzony facet, widziałam tylko jego oczy. Przez ramię miał przełożony łańcuch, kiedy spojrzałam na to co znajduję się za nim musiałam, przetrzeć sobie dokładnie oczy. 

O losie, O kurwa! To nie jest śmieszne! Ten gość ciągnął trumnę!

- A więc żyjesz - powiedział zdyszanym głosem. - Wybrałaś sobie miejsce do spania. - Skrytykował mnie i zmierzył wzrokiem. - Ktoś taki jak ty nie powinien się tu zapuszczać.

- Taki jak ja? - zdenerwował mnie - A ty kim niby jesteś? Jakimś dziwakiem, co wyprowadza trumnę na spacer. Świetnie daje sobie radę.

- Na twoim miejscu zważał, bym na słowa. - Pokazał mi swoje kły. - Nie mądrze, drażnić większego od siebie.

- Nie boję się ciebie! - wstałam odważnie, sięgałam mu ledwie do ramion, był wysoki. Podskoczyłam, kiedy w sekundę złapał moją brodę. Trochę bolało, ale nie miałam zamiaru tego pokazać. 

- Posłuchaj ty smarkulo, nie pozwalaj sobie. A dumę schowaj w kieszeń, bo gdybym chciał. To mógłbym zrobić z tobą co mi się żywnie podoba i nic byś z tym nie zrobiła - wycedził chamsko, trochę zlękłam się jego wzroku.

- To po cholerę sprawdzałeś, czyż żyje? - spytałam zła. - Puszczaj mnie! - Ugryzłam go i to mocno.

W tedy on przygwoździł mnie do skały. Tak mnie zblokował, że nie mogłam się ruszyć. Trzymał garść moich włosów w swojej pięści.

- Bo może, nie życzę ci zdychać z własnej głupoty? - Warknął. - Prędzej sam cię uduszę, gołymi rękoma jeśli się nie po hamujesz. Wsadzę do tej trumny, co ciągnę i zakopie.

- Puścisz mnie już? -spytałam.

- A będziesz się zachowywać? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

Ja nic nie zrobiłam, dupek. No, ale dobra.

- Tak, będę - odparłam.

W  końcu mnie puścił, byłam wolna i mogłam spierdzielać jak naj dalej, ale stałam. Złapał za łańcuch i ruszył w drogę. Po cholerę...Lecz, szłam za nim w dużym dystansie. Aż zapadła noc. 

Wędrówka, długo trwała a ten uparcie ciągnął trumnę przez pustynie. Nie rozumiałam, po co to robi? Może, transportuje tak zwłoki swoich wrogów, by je ukryć? Pasowało, by to do niego.

- Po co za mną idziesz? Mam leprze, rzeczy do roboty niż pilnowanie rozpuszczonej smarkuli.

- A co niby? Ciągnięcie tego czegoś? - kopnęłam w trumnę. - Dobra, słuchaj zaczęliśmy nie naj lepiej. Poznajmy się może? - spytałam, w tedy podniósł rękę i pokazał środkowego palca.

- Zamknij się w końcu, lub sam to zrobię. - powiedział.

-Gdzie idziesz? - Próbowałam dalej. W tedy puścił łańcuch i skierował się w moją stronę. Instynkt mówił mi, aby spierdzielać. Zrobiłam ledwo parę kroków. Podniósł mnie. - Co ty robisz!? Postaw mnie!? On...zwalił wieko i wepchnął mnie do środka! O kurwa! - Nie...nie zakopiesz mnie?

- Zastanawiam się nad tym - powiedział wrednie.

- Dobraaa, będę cicho. Tylko powiedz, jak masz na imię.

- Kyoya Tategami - Położył wieko.

Zamknął mnie w środku!!! I ciągnął!! Za raz...czy ja już nie słyszałam, gdzieś tego imienia i nazwiska? Cóż, mam dużo czasu na przypomnienie.


O dziewczynie, która dosiadła mrok.Where stories live. Discover now