ROZDZIAŁ 16[Dylan]

208 22 36
                                    

Wyszedłem zdenerwowany z pokoju Thomasa. Wiedziałem, że Will pewnie przygotowuje się na imprezę z okazji wygranej, więc pewnie będzie u siebie. Nie cackałem się z zapukaniem i łaskawym czekaniem, czy otworzy. Raczej sam się wprosiłem. Akurat wybierał koszulę.

- Czy Ciebie pojebało? - zapytałem, na co Poulter spojrzał na mnie z niezrozumieniem. - Kazałeś Thomasowi nie grać, bo inaczej wygadasz jego sekret?

- Skąd o tym wiesz? - odparł, unosząc brew. Mnie w tym momencie zaczęło gotować od środka. Jakim cudem on do cholery wiedział? Przecież nic mu nie powiedziałem? Chyba, że kiedyś byłem dobrze najebany, albo może mówiłem przez sen? W każdym razie to co zrobił było  chujowe do tego stopnia, że stracił szacunek w moich oczach.

- Czyli to jednak prawda... - stwierdziłem, biorąc ogromny wdech. - Możesz mi do cholery powiedzieć, skąd wiedziałeś?

Słyszałem jak prychnął pod nosem. Powoli zbliżał się w moją stronę, spoglądając na mnie, jak na kogoś zupełnie obcego.

- A ty możesz mi do cholery powiedzieć, jak to się stało, że chłopak który do niedawna był Twoim wrogiem spędza z Tobą więcej czasu niż przyjaciel albo dziewczyna? - odbił piłeczkę, kierując na mnie te jego ślepia, które przeszywały mnie na wylot. Nie powiem, że to co mówił mnie nie ruszyło, ale czy tak naprawdę było? Mogłem zaniedbać własnych przyjaciół dla Thomasa? Przecież też starałem się dużo czasu spędzać z nimi spędzać. Brałem ich na mecze i kolacje.

- Nie odwracaj kota ogonem! - wyrzuciłem nerwowo, chwytając za jego koszulkę. - Skąd do chuja wiedziałeś? - dodałem pytająco, a mój ton był tak ostry jak nóż.

Chłopak chyba lekko się przestraszył, bo zaczął otwierać usta.

- Po tamtej walce, Kaya chciała pogadać z Tobą, ale usłyszała fragment rozmowy - zaczął. Był spokojny, choć jednocześnie mogłem wyczuć determinację w jego głosie. - Nie wiedziała co z tym zrobić, więc poszła do mnie. A ja stwierdziłem, że to idealny pomysł, by nie pozwolić mu wygrać. Szmacił nas przez ostatnie parę lat, a ty kompletnie o tym zapomniałeś. Nie pamiętasz jak w trzeciej klasie omal nie doprowadził mnie do wylania ze szkoły albo Kayę, która oblała przez niego egzamin, albo to jak każdego tygodnia lądowałeś przez niego w kozie?

Zrobiło mi się przykro, gdy słyszałem każde kolejne słowo. W mgnieniu oka wróciły wszystkie złe wspomnienia z czasów, kiedy ja i Thomas byliśmy wrogami. Sangster był wtedy naprawdę niesfornym dzieciakiem, który chciał uprzykrzać na życie. Zawsze musiał być najlepszy, a innym pokazać jego wyższość. To chyba dlatego kiedyś po raz pierwszy się mu zbuntowałem i to chyba dlatego postanowiłem być tak dobry jak on. Will tylko chciał zemsty za to wszystko. Może nie powinienem był na niego tak krzyczeć? Z drugiej strony, wtedy nie znałem dobrze Thomasa i nie widziałem, co tak naprawdę ukrywał.

- Pamiętam, ale... - westchnąłem. Myślałem, że wyprostujemy całą sytuację, ale jego następne słowa, wypowiedziane z ogromnym chłodem, zmieniły moje podejście.

- Zasłużył na to... - Dopiero teraz zrozumiałem, że jego oczy miały powiększone źrenice. Nie wierzę. On coś brał przed meczem? Przecież to było wbrew zasadom. Zresztą on nigdy takiego świństwa nie wziął.

- Will, czy to coś brałeś? - spojrzałem na niego znacząco, ale blondyn tylko chytro się uśmiechnął. Wtedy znałem odpowiedź.

- Nie twój zasrany interes, Dylan... - wyszeptał wprost do mojego ucha. - Chcę Ci pokazać, że to Thomas jest tu potworem. Myślisz, ze się zmienił, ale ja wiem że to nieprawda. Tacy ludzie się nie zmieniają. - dodał po chwili, co sprawiło, że złość wzięła nade mną górę. Byłem na niego wściekły. On mówił o Thomasie, a sam zachował się jak kompletny bezmózgowiec.

- A czym ty się różnisz od niego? - zapytałem ze wstrętem, bo sam przecież zrobił coś złego. Szczególnie, że był na prochach. Pytanie jak długo i czemu tego nie zauważyłem wcześniej. Może rzeczywiście zaniedbałem własnych przyjaciół? Może to wszystko przeze mnie? Z drugiej strony sam sięgnął po jakieś świństwo. - Stracił przez ciebie ogromną szansę, plus on się zmienił i nie wykorzystywał czyjeś choroby, by kogoś szantażować! Masz go przeprosić!

- Chyba śnisz... - zakpił - On mnie nigdy nie przeprosił! Zresztą nie żałuję tego, co zrobiłem. Tego jak widziałem w końcu, że to on był bezbronny, a nie ja. Że to on musiał cierpieć, a nie ja. Poza tym wygraliśmy mecz.

Nie miałem pojęcia, jak to się stało, ale podniosłem rękę i uderzyłem go w twarz. Wil się chyba tego nie spodziewał, bo wylądował na ziemi.

- Ałł! - wyrzucił, dotykając obolałego policzka. Mi jednak nie było go żal.

- W takim razie, ja też nie żałuje, że to zrobiłem... - skłamałem, bo bardzo mnie to zabolało. Szczególnie, że Willa znałem od przedszkola. Zawsze byliśmy najlepszymi kuplami i mogłem na niego liczyć, ale widocznie oboje potrzebowaliśmy od siebie przerwy.

Mimo wszystko miałem nadzieję, że kiedyś między nami będzie znów dobrze, ale teraz byłem na niego wściekły za to wszystko.

Will jednak się podniósł i z zamachem uderzył we mnie. Trafił w nos, z którego zaczęła cieknąć krew. Przetarłem ją ręką i tym razem to ja ponownie zadałem cios. Walka chwilę się toczyła, ale ostatecznie to ja ją wygrałem. Will zwijął się w kącie z bólu. Nie wyglądał jednak na przestraszonego, czy smutnego, a raczej na takiego który ma ochotę zabić.

Spojrzałem na niego ostatni raz i wyszedłem z pokoju. Po drodze spotkałem Kayę, która uśmiechała się do mnie, ale wysłałem jej zawiedzione spojrzenie. Spytała co się dzieje, ale ją zignorowałem i pobiegłem do pokoju Sangstera. Siedział smutny, wpatrując się w szafkę przed siebie.

— Wiem, że mi nie wierzysz, ale to nie ja mu powiedziałem... — powiedziałem błagalnie, więc chłopak zwrócił na mnie uwagę.

— Dlaczego wyglądasz jakbyś wdał się w bójkę? — przerwał mi. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Pomimo alkoholu, który wypił udało mu się wstać i podejść w moim kierunku. Spojrzał na mnie i delikatnie położył dłoń na moim policzku.

- Bo być może wdałem się w taką, czy owaką - odparłem prześmiewczo, ale Thomasowi nie było do śmiechu. Na chwiejących nogach podszedł do szafki i wyjął apteczkę. Kazał mi usiąść na łóżku, więc to zrobiłem. Widziałem jak próbuję się skupić na tym, by dobrze wycelować wodą utlenioną. Jednak jego dłoń totalnie się trzęsła. Wziąłem ją od niego i sam się opatrzyłem i domyłem z krwi.

- Nie lubię, gdy cierpisz - wyszeptał po pijaku. Widziałem w jego oczach smutek. - Szczególnie, że to moja wina..

- To nie Twoja, Tommy! - zaprzeczyłem, bo przecież nie był winien tej sytuacji, co najwyżej ja albo Will byliśmy, ale nie on.

- Gdyby nie ja, to nic by się nie spieprzyło! - powiedział, wpatrując się w moje oczy. Widziałem w nich strach, ból, zagubienie. - Mogłem Cię dalej nienawidzić.

- Czekaj, o czym ty mówisz? - zapytałem lekko przerażony całą sytuacją. Nie podobało mi się to, w jaki sposób do mnie mówił, a tym bardziej jak dziwnie zaczął na mnie patrzeć.

- O czymś, co jest tylko w mojej głowie, dlatego Cię przepraszam... - Jego głos drżał. Nie rozumiałem za co mnie przeprasza. Wkrótce jednak zauważyłem jak wyciąga różdżkę i we mnie ją celuje. - Drętwota! - dobiegł mnie jego głos. Chwilę później leżałem sparaliżowany na jego podłodze. Patrzył na mnie przepraszająco, wciąż powtarzając, że tak będzie lepiej, a potem wyskoczył z okna. A ja poczułem się cholernie bezsilny.

Magiczna więź • Eliksir Miłości [Dylmas/Zakończone]Where stories live. Discover now