Rozdział 7 [Thomas]

266 22 48
                                    

Zacząłem się rozbudzać przez promienie słoneczne. Oczywiście od razu poczułem jak głowa mnie napierdala i pulsuje jednocześnie. Było mi w cholerę niedobrze, a o tym jak mnie suszyło, nawet nie wspomnę. Gotowałem się pod pościelą, ale i tak jej nie zrzuciłem. Po prostu lubiłem uczucie, że jestem w coś wtulony. W dodatku świat się kręcił, więc co chwile zamykałem oczy.

- Thomas, wstawaj już! - rzucił Liam, który próbował mnie wynieść z łóżka od pół godziny, ale mu się to nie udawało. - Weź te swoje cztery litery i ogarnij się, co? Na stoliku masz tabletki i wodę - wykrzyczał w pewnym momencie, na co zasłoniłem się poduszką, bo darł się w niebogłosy, a ja chciałem spać. Czy to tak wiele?

- Dobra, nie drzyj się już tak! - poprosiłem błagalnie, słysząc mój jakże, okropny zachrypnięty głos. - Głowa mnie boli.

- To było wczoraj o tym myśleć - odparł, próbując zabrać mi kołdrę, więc przyciągnąłem ją bardziej do siebie. Nie pozwolę by ktokolwiek zabierał mi kołdrę, nawet gdy śpię w pokoju tej osoby. - Wstawaj, Thomas!

- Muszę?

- Jest godzina 12. 00, a jak tata Cię nie zobaczy na obiedzie, to będziesz miał przekichane - oznajmił, więc z niechęcią wstałem.

- Dobra - przytaknąłem. Głowa mnie w cholerę napierdalała, lecz najgorsze dopiero było przede mną, bo dosłownie zaraz po tym jak wstałem, poczułem jak alkohol wraca mi do gardła. Przyłożyłem rękę do ust i w biegu udałem się do łazienki. Po drodze minąłem się, choć bardziej zetknąłem z Dylanem, który tylko przyglądał mi się ze zdziwieniem i niepokojem. Zazdrościłem mu tego, że wypił więcej ode mnie, a wyglądał dużo lepiej niż ja. Oczywiście chciałem powiedzieć coś zaczepnego, ale kwas podchodził mi do gardła, więc zignorowałem bruneta i zwymiotowałem do jednej z ubikacji. Ugh. To było obrzydliwe.

Kiedy wyszedłem z kabiny, dostrzegłem Liama, który podał mi butelkę wody i tabletki. Połknąłem je, a potem przepiłem przezroczystą cieczą.

- Dlaczego tyle wypiłeś, przecież... - zaczął blondyn, z którym po chwili wróciłem do jego pokoju, by się przebrać w świeże ciuchy.

- Nie ciągnij tematu, dobra? - poprosiłem, zarzucając na siebie koszulkę. - Nie chcę o tym gadać.

Prawda była taka, że mało pamiętałem z wczorajszej nocy. Tylko jakieś przebłyski. Mój koncert. Zabawę z Ki Hongiem. I Dylana, który obściskiwał się z tą prymuską.  Dlaczego jak pomyślałem znów o tym trzecim, to jakoś serduszko mnie zabolało?

- Niech Ci będzie! - Dunbar w geście poddania, uniósł ręce do góry. - W każdym razie, Dylan pytał się czy wszystko w porządku z Tobą - dodał, gdy już mieliśmy wychodzić z jego pokoju. Zatrzymałem się, patrząc na niego zdziwiony.

- Po cholerę on się Ciebie, o mnie pytał? - zapytałem z niedowierzaniem, bo przecież do niedawna nawet ze sobą nie gadali. Ba! Oni się nie znali.

- Thomas, uspokój się! - mówił spokojnie blondyn. - Po prostu zobaczył Cię na korytarzu, a potem mnie, więc zapytał.

- Przecież wy nigdy ze sobą nie gadaliście...

- Zaczęliśmy odkąd Cię uratował... - oznajmił nieśmiało, gdy stanęliśmy przed wielką jadalnią.

- A rozumiem...

- Pownnies mu powiedzieć, Thomas.

- Po co?

- Uratował ci życie.

Pokiwałem na to tylko głową, a potem ruszyłem w stronę naszych miejsc przy stole. Liam siedział po mojej lewej, a Ki Hong po prawej. Przede mną stał talerz z rybą, ziemniakami, surówką z marchewki. I mimo, że wyglądało to smakowicie, to było mi wciąż słabo. Na szczęście był jeszcze kompot, który ugasił moje pragnienie. Koniec z alkoholem na najbliższy czas.

- Ktoś tu słabo wygląda, księżniczko - zaśmiał się Derek, który siedział z jakąś obcą laską. Przywykłem do tego widoku, bo prawie każdego tygodnia miał inną. Jednak ten jego chytry uśmieszek, w cholerę, mnie irytował.

- A spierdalaj! - skomentowałem, bo nie miałem ochoty na chichranie. Chciałem tylko cokolwiek zjeść i wrócić do pokoju. Na szczęście dziś była sobota, więc mogłem potem wrócić i spokojnie iść spać. Zjadłem odrobinę ryby, ale szybko podeszła mi z powrotem do gardła. Musiałem popić ją kompocikiem, żeby odruch wymiotny nie wrócił. Ponadto zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, gdy mój wzrok padł na liżących się ze sobą króli nudziarzy, czyli prymuski i Pana „Nie palę". W mgnieniu oka przypomniał się mój występ i to dziwne ukłucie w sercu, po którym spłynęły mi łzy. Nie rozumiałem tego. Dlaczego do cholery wiadomość, że brunet spotykał się z tą laską, dawała mi takie dziwne, nieprzyjemne odczucie? Nawet nie umiałem tego nazwać. Wiem tylko, że było w chuj stresujące.

Odechciało mi się jeść, co zauważył Liam, który spoglądał to raz na mnie, to raz w miejsce w które patrzyłem. Nie chciałem, by sobie coś pomyślał, więc wróciłem wzrokiem do Azjaty, który rozmawiał z Halem o meczu quditcha. Miał on być za równy miesiąc. Mieliśmy grać z sektorem B, by potem myśleć o tym, która z grup pojedzie na mecz z inną szkołą. No w każdym razie ja byłem atakującym, więc musiałem się przyłożyć do tych treningów. Na szczęście z tego, co się dowiedziałem, to dzisiejszy trening był odwołany i całe szczęście, bo bym umierał całe dwie godziny. W końcu ta głowa dalej bolała.

- Musimy skopać im tyłki, Brodie - stwierdził pewnie brunet z zarostem, który również grał w drużynie. - Inaczej nie pojedziemy na eliminacje do stanów.

- Myślisz, że tego nie wiem? - odpowiedziałem pytaniem, bo doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Zresztą ja musiałem zdobyć jak najwięcej nagród i zwycięstw, by utrzymać stypendium. - Zobaczymy się we wtorek na treningu, to wtedy obgadamy strategię ataku. A na razie, to może pójdę się położyć, bo po wczoraj, to mnie tak łeb napierdala, że chyba umrę...

- Oj nie dziwię się - skomentował Azjata, który siedział obok mojej osoby. Położył swoją dłoń na moim kolanie i zaczął nią jeździć z góry na dół. Owszem było to przyjemne, ale teraz nie miałem ochotę na żadną zabawę, szczególnie z nim. - Wczoraj tak zaszalałeś, że zrobiliśmy to trzy razy na tej kanapie.

- Po prostu byłem napalony i chciałem się zabawić, okej? - wyrzuciłem nerwowo, strzepując jego dłoń. - Wybacz, ale nie mam dziś ochoty. Pójdę się położyć. - dodałem, wstając od stołu.

- Thomas? - Liam spojrzał na mnie ze zmartwieniem, ale odparłem mu uśmiechem. Nie chciałem by się martwił o mnie. Chłopak pokiwał głową i wrócił do jedzenia ryby. On z nich wszystkich był najbardziej cichą i spokojną osobą, ale jednocześnie widział dużo więcej, niż inni dookoła. Za to go uwielbiałem, choć czasem jego dociekliwość mnie dobijała.

- Jesteś pewien, stary? - spytał Ki Hong, łapiąc mnie za dłoń. - Zostań z nami, pogadaj jeszcze - poprosił, jednakże stwierdziłem, że czuję się za słabo by zostać i zacząłem iść w kierunku wyjścia. Nim jednak przekroczyłem próg, ostatni raz spojrzałem w kierunku brunetki i bruneta. Nie całowali się, choć on trzymał ją na swoim kolanach. Boże. Znowu coś mnie ukłuło, dlatego napięcie odwróciłem się i udałem się do mojego pokoju.

Pierwsze co, to rzuciłem się na łóżko i głównie tak spędziłem całą resztę dnia. W nocy zaś nie mogłem spać, dlatego oglądałem jakieś filmiki na youtubie. Liam chciał ze mną pogadać popołudniu, ale ja stwierdziłem, że wolę spać. W każdym razie wciąż miałem rozkminę dotyczącą tego dziwnego uczucia, którym darzyłem Dylana. Z jednej strony go nie znosiłem, a z drugiej nie chciałem, by cierpiał. Nawet wtedy, gdy to ja go uderzyłem. Nie chciałem go zranić. Ja po prostu wolałem, by nie znał mojego czułego punktu. Taki punkt sprawiał, że człowiek był słaby, dlatego dałem się Dylanowi sprowokować. W każdym razie lubiłem się z nim kłócić i patrzeć na to jak, on próbuje wygrać ze mną następne kłótnie, ale czy to coś znaczyło? Nie. Nie mogło. W dodatku ocalił mi życie i nienawidzenie go, też nie miało sensu. Ale ponad to wszystko, dlaczego tak bardzo nie znosiłem patrzeć na tą dwójkę gołąbeczków, co?

Magiczna więź • Eliksir Miłości [Dylmas/Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz